Mam dzisiaj zamiar mówić z wami o sprawie delikatnej, wiążącej się ściśle z doświadczeniem drugiego człowieka, o poczuciu winy, jakiego doznajemy niekiedy na wspomnienie niektórych naszych poczynań z innymi ludźmi, z naszymi bliźnimi. Tylko człowiek może doświadczać poczucia winy, bowiem tylko on ma świadomość, że istnieje dobro i zło i że może on wybierać między jednym a drugim. O ludzkim poczuciu winy świadczą najstarsze opowieści i mity ludzkości, stojące u początków naszej kultury. Niektóre z nich są nam dobrze znane. Znamy opowieść o Prometeuszu, który z miłości ku ludziom wykradł ogień bogom i został przez nich srodze ukarany. Znamy tragedię Antygony, która wbrew rozkazowi króla pogrzebała ciało zabitego brata. Znamy biblijną opowieść o upadku Adama i Ewy, którzy przekroczyli zakaz Boga i zostali wygnani z raju. We wszystkich tych opowieściach odsłania się prawda o naturze człowieka, od której nie można oddzielić poczucia winy, świadomości upadku, dążenia do jakiegoś zadośćuczynienia. Człowiek na różne sposoby szukał dróg wyzwolenia spod ciężaru winy. Inaczej postępował człowiek religijny, a inaczej człowiek niereligijny, inaczej człowiek o delikatnym zmyśle moralnym, a inaczej człowiek o stępionym sumieniu. Człowiek dzisiejszy dąży często do tego, by zepchnąć poczucie winy w głąb podświadomości i by w ten sposób o winie zapomnieć. Ale nie jest to żadne rozwiązanie problemu winy. Zepchnięta w podświadomość wina przejawia się różnymi urazami, niepokojami, irracjonalnymi lękami.
Poczucie siny. domaga się rzeczywistego rozwiązania. Różne mogą być rozwiązania problemu winy. Inaczej patrzy na tę sprawę człowiek religijny, a inaczej człowiek niereligijny. Niemniej sama sprawa jest w znacznej mierze niezależna od religijności i niereligijności człowieka. Wiąże się ona z samą naturą człowieka, z miejscem, jakie zajmuje człowiek wśród innych ludzi, z odpowiedzialnością, jaką w życiu musiał nosić, z obowiązkami, jakie na nim ciążyły. Możemy śmiało powiedzieć, że doświadczenie winy sięga korzeniami doświadczenia jakiejś formy miłości do człowieka, do ludzi. I tak je tutaj rozważymy, całkiem niezależnie od tego, czy rzecz dotyczy człowieka religijnego czy niereligijnego.
Miłość to jedno z najbardziej tajemniczych przeżyć ludzkich. Miłość mieszka w ludzkich pragnieniach, przenika chcenie, które kieruje człowiekiem. Ten, kto kocha, pragnie jakie dobra dla tego, kogo kocha. Konkretny kształt owego dobra zależy od okoliczności czasu i miejsca. Gdy ukochany jest chory, miłość pragnie jego uzdrowienia, gdy ukochany żyje w błędzie, miłość chce dla niego prawdy, gdy ukochany czuje głód, miłość chce go nakarmić, gdy jest bezdomny, miłość pragnie dać mu dom. Tragedią miłości jest to, że zazwyczaj chce więcej niż może. Miłość chciałaby uzdrawiać, ale nie zawsze jest w stanie uzdrawiać, chciałaby przybliżać prawdę, ale często sama prawdy nie zna, chciałaby dać chleb, ale często sama chleba potrzebuje, chciałaby także dać dom, ale często sama jest bezdomna, W miłości człowiek dąży również do tego, aby dać drugiemu siebie. Ale taki dar jest niejednokrotnie dla drugiego bardziej ciężarem niż pomocą, Dlatego wymagamy od miłości, aby była roztropna. Roztropność to umiejętność godzenia pragnień z rzeczywistością. Nie przychodzi to łatwo. Gdy twarde prawa rzeczywistości stają na przeszkodzie i naszemu pragnieniu dobra, gdy braknie nam sił do pokonania przeszkód, wtedy często następuje kres miłości. Wtedy wszyscy, którym obiecywaliśmy miłość, doznają poczucia jakiegoś zawodu. I wtedy też człowiek zadaje sobie pytanie: dlaczego nie stać go było na większą konsekwencję, mądrzejszą decyzję tak rodzi się w nim poczucie winy. Człowiek ma głęboką świadomość tego, że postąpił niewłaściwie, a stać go było na lepszą, trafniejszą decyzję.
Spójrzmy bliżej, w głąb owego poczucia winy. Cóż w nim znajdujemy? Już sam fakt, że człowiek ma poczucie winy, dowodzi, iż człowiek ten naprawdę jest człowiekiem. Bo tylko ten nie nosi w sobie żadnego poczucia winy, kto nigdy naprawdę nikogo nie kochał. Ktokolwiek do czegoś dążył, ktokolwiek czegoś w życiu chciał, ktokolwiek pragnął przybliżyć choćby jednemu człowiekowi kawałek nieba, ten przez to samo otarł się o jakieś doświadczenie winy. Człowiek taki dokonał przede wszystkim wyboru w którym wyróżnił jednych, a innych pominął. Czyż przez to samo tym niezauważonym i pominiętym, a przecież być może równie potrzebującym nie zadał jakiegoś bólu, nie sprawił jakiegoś zawodu? A czy nawet tym wybranym, tym najbardziej ukochanym, rzeczywiście zdołał zapewnić to, co chciał zapewnić? Ileż razy obiecywał więcej, niż mógł dotrzymać! Ileż razy rozbudzał oczekiwania, których nie mógł wypełnić, wzniecał marzenia, których nie umiał zrealizować! Być może bardzo gorąco pragnął on dobra dla drugich, ale życie zamieniało tę pragnienia w popiół, Człowieka ogarniało na przemian poczucie winy i poczucie gruntownej bezradności: chciał wywołać uśmiech, a wywoływał łzy, chciał sprawiać szczęście, a sprawiał zawody, chciał dobra, a czynił zło. Paweł z Tarsu, jedna z najwybitniejszych postaci naszej kultury, uznany przez Chrześcijaństwo za świętego, dał wyraz podobnemu uczuciu: „Biada mi, nieszczęśnikowi, bo dobra, którego chcę, nie czynię, a czynię zło, którego nie chcę”.
Poczucie winy może niekiedy siedzieć bardzo głęboko w duszy człowieka. Nie zawszę człowiek potrafi dać sobie z nim radę sam, bez pomocy drugiego człowieka. Rozmowa z przyjacielem, z psychologiem czy z innym godnym zaufania człowiekiem może wiele wyjaśnić i przynieść ulgę obciążonemu sumieniu. Platon powiedział: „Kto się zwierza, przychodzi sobie z pomocą”. Wina zamieniona w słowo, przekazana drugiemu człowiekowi pod rozwagę, wina porównana z winami innych ludzi traci wiele na swej irracjonalności. Staje się zwykła, prozaiczna, banalna. Człowiek, który widzi i uznaje w sobie swą winę, wbrew pozorom, wcale nie wyłącza się ze społeczności ludzkiej, lecz przeciwnie łączy się z nią i wiąże na płaszczyźnie prawdziwie ludzkiej pokory. Nie ten jest naprawdę człowiekiem, kto nie potrafi dostrzec w sobie swoich win, lecz ten, kto przyznawszy się wobec samego siebie i innych do swego błędu, potrafi ożywić w sobie prawdziwe poczucie odpowiedzialności. Ale prawda o ludzkiej winie na tym się nie zamyka, Bo oto poczucie winy jest w człowieku przejawem czegoś głębszego, co ani nie jest winą, ani nie jest żadnym złem. Poczucie winy jest przejawem tego, co nazywamy dobrą wolą człowieka. Ten doznaje poczucia winy, kto był i jest człowiekiem dobrej woli. Im więcej w człowieku dobrej woli tym więcej jest w mim także poczucia odpowiedzialności i, co za tym idzie, także poczucia winy. Pozbawieni poczucia winy są tylko ci ludzie, którzy nie znajdują w sobie wystarczająco dużo woli czynienia dobrze.
To bardzo ważne odkrycie. Widzimy teraz wyraźnie: poczucie winy; wbrew pozorom, nie świadczy przeciwko człowiekowi, lecz za człowiekiem. Sygnalizuję ono piękno jego dążeń, wielkość jego marzeń, prawość poczynań, Ten, kto wniknął aż do końca we własne poczucie winy, ma prawo do głębokiego pokoju wewnętrznego. Dlatego bardzo trafnie z psychologicznego i filozoficznego punktu widzenia jest to stare i mądre powiedzenie, które stało się naszym życzeniem świątecznym: „pokój ludziom dobrej woli”.
Wszystkie opublikowane fragmenty rozważań księdza Tischnera: