Józef Tischner – Nadzieja i godność człowieka

Dlaczego tak się często dzieje, że jedni ludzie zdawałoby się w sytuacjach bez wyjścia potrafią zachować nadzieję a inni tracą ją w obliczu pierwszej lepszej, często zwyczajnej próby?

Kazimierz Przerwa-Tetmajer w jednym ze swoich utworów przekazuje nam opowiadanie starego górala, który w czasach swej młodości pracował jako górnik w kopalni rudy w Dolinie Kościeliskiej. Pewnego dnia wybrał się sam w głąb sztolni, w miejsce gdzie powinno być wyjątkowo dużo rudy. Nagle posypał mu się na głowę potok kamieni i piachu. Opowiadanie brzmi dosłownie tak: Trza beło zginonć. Boby mnie beło zasuło wysy i zapucyło, Wzionek deptać piorg nogami, depcem, depcem, on sie suje wereda, a jo ś niego nogi wydźwigujem tak, jakiebyk po śniegu miękim seł, i wsejek go mioł jyno po kolana. Depcem, depcem, jo sie hań nie pytoł, wtoro godzina? (…) Jo sie gracym w tej rudzie, rahowołek, ze juz by miało blisko połednie być. Mnie hań słónko nie świeciylo. Ciemno było, cok ani włosnego palca nie widzioł.
Stuhom — cosi puko.
Słukom jesce, przisiuchujem sie — puko.
Sukajóm mnie.
Zaświeciła mi sie tako sporecka w skale i pyto mi sie Siecka Maciek:
— Z-ijes hań?
O kwałas Bogu! Nie zrobis mi ty nic — myślem o śmierzci, stójze se hań za grzbietem, stój.
Kujom, kujom, kilofami, wykuli dziure i Siecka uwidzioł moje nogi i dopadł mnie za nie. Ciągnie. Je dy ta ciąg, jak mozse.
Wyjechołek do pół, wyjekołek cały.
Patrzem: świat, To sie mi, powiem wóm, taki jasny dzień widział hoć ku więcorowi było, jak nigda. Jo nigda w samo połednie takiego jasnego światu później nie oglądoł. Cud Pana Boga!

Tomek Gadeja, bo jego to opowieść przekazał Tetmajer, takie snuje potem refleksje: Jo se to nieroz przibacujym i myślym se, ze kiebyk był duha straciył, jo by haństela beł nie wyseł ziwy. Bez picio, przez jedzenio, bez wideku, tak jako w grobie, jo hań był kilkanaście godzin i jesce plugactwo piorgiym suło na mnie, ani na kwile nie fciało ustać.

Gadeja rzeczywiście „duha nie straciył” bo zaraz na drugi dzień rano poszedł raz jeszcze do sztolni j ostatecznie rudę wydostał: Mówi: Dostołek te rude i sytka mi zozdrościyli. Całe zaś opowiadanie kończy takim uogólnieniem: S cłowiekiem by nie miało być nika źle, kiedy umioł duka utrzymać. Jake cie duk odstompi, to juz nagorse. Jo se to nieroz przibacujym i tagek se uwazowoł, bok i nieroz ze Sieckóm Maćciem o tym radzieł, zeby trza duha w narodzie utrzimać. Coby nie był bojący. Wygramodłos sie z bodajscego, ale sie nie bój. Kiebyk był zgłnon, no to nie a kiebyk beł po te rude nie poseł, toby była przepadła.
Jak widać chodziło Gadei o dwie sprawy: żeby ruda nie przepadła i żeby nie kto inny, lecz właśnie on tę rudę z lochu wydostał. Może się to komuś wydać śmieszne, ale było w tym coś wzniosłego: zginąć był gotów, ale przegrać nie potrafił. Z człowiekiem nie byłoby więc nigdy źle, gdyby umiał „ducha utrzymać”. Cóż jest w człowieku owym tajemniczym „duchem”? Cóż jest tą siłą, która umożliwia mu przejście przez przeszkody i trudności życia? Cóż jest życiem życia człowieka?

„Ducha utrzymać” znaczy zachować w swym sercu wciąż prostą i żywą nadzieję. Nadzieja jest siłą i życiem ducha ludzkiego. Dopóki jest nadzieja, wszystko jest do odzyskania, Ale, czy istnieje jakiś sposób na zachowanie nadziei? Jeśli tak, to jaki to sposób? Dla Tomka Gadei sprawa była prosta: najważniejsze było to, że jest ruda. Ruda nie powinna zaginąć. Ludzie czekają na rudę, Z rudy można zrobić żelazo, z żelaza można zrobić plug, a pług jest potrzebny, żeby było zboże i chleb. W tej perspektywie życie Tomka Gadei ma wartość służebną: liczy się o tyle, o ile może coś dać drugiemu. Tomek nie pragnie nadziej po to, aby nadzieja służyła Tomkowi. Tomek sam służy swej nadziej, A służy dlatego i tylko dlatego, że piękno i wielkość jego nadziei przewyższa wartość jego Życia. Wielkość nadziei Tomka polega na tym, że zawsze ma się coś do przekazania ludziom. Tak więc opowieść nasza odsłoniła przed nami prawdę uniwersalną: w zasięgu swej ręki, każdy z nas ma jakąś rudę, którą trzeba wyrwać ziemi i przekazać innym. Ludzie na to czekają. Ma ją nie tylko lekarz, szewc, inżynier, ma ją każdy człowiek jako człowiek. Szewc ofiaruje innym buty, inżynier ofiaruje mosty, lekarz ofiaruje lekarstwa. A co ma do zaofiarowania człowiek jako człowiek? Jakim darem żywi się nadzieja człowieka jako człowieka? Człowiek jako człowiek żyje nadzieją świadka. W każdej chwili swego życia świadczy on o wyższości spraw ducha nad sprawami ciała. Świadczy o tym, że wyższe jest w człowieku męstwo niż lęk, że wyższe jest poświęcenie niż egoizm, że wyższa jest nadzieja niż rozpacz. W ten sposób człowiek jako człowiek świadczy, jak w trudnych chwilach życia być człowiekiem naprawdę.

Bo nie samym chlebem człowiek żyje. Często bardziej niż chleba, bardziej niż butów, bardziej niż mostów i lekarstw drugi człowiek potrzebuje od nas świadectwa, jak naprawdę być człowiekiem.

Trza w narodzie duha utrzimać. Coby nie był bojący. Wygramodlos sie z bodajscego, ale sie nie bój. Kiebyk był zginon, no to nic, a kiebyk beł po te rude nie posed, toby była przepadła.

 


Wszystkie opublikowane fragmenty rozważań księdza Tischnera: