Zapraszamy do lektury dzieła “Drogi i bezdroża miłosierdzia” autorstwa ks. Józefa Tischnera
Wprowadzenie
Święta Siostra Faustyna Kowalska spoczywa w Krakowie w Łagiewnikach, gdzie rozwija się ośrodek kultu Bożego Miłosierdzia. Ma to być – a w pewnym stopniu już jest – ośrodek szczególny. Idzie nie tylko o podtrzymywanie i rozwijanie nabożeństwa do Jezusa Miłosiernego, co należy do zwyczajnych zadań tego rodzaju ośrodków, ale też o rozwijanie pogłębionej, w tym także naukowej refleksji nad stosowną duchowością i związaną z nią mistyką. Polskiej religijności brakuje tych wymiarów. Szczególna wrażliwość na wartości miłosierdzia jest znakiem naszego czasu. Wyznanie „Jezu ufam Tobie” niesie w sobie ciężar wspomnienia po wieku bezsensownych rewolucji, ale także nadzieję na bogactwa przyszłego czasu. Już dziś możemy powiedzieć że „wydarzenie Łagiewnik” ma dla dziejów naszej duchowej religijności znaczenie istotne.
Poniższe refleksje na temat miłosierdzia są refleksjami filozofa. Wiadomo, że obraz miłosierdzia uległ w czasach nowożytnych licznym skrzywieniom. Sprawcami byli „rewolucjoniści”, ze słynnym Robespierrem na czele. Ci wychwalali pod niebiosa miłosierdzie dla jednych, łącząc je z okrucieństwem dla drugich. Sprawcą był również Fryderyk Nietzsche, który uważał, że miłosierdzie jest fundamentem moralności niewolników, którzy w ten sposób chcą wywyższyć siebie a poniżyć swych panów.
Niniejsze refleksje składają się z trzech części. W pierwszej poddaję miłosierdzie analizie opisowej, wyróżniając je od współczucia i litości. Następnie omawiam miłosierdzie „rewolucjonistów”, by w trzeciej części ukazać istotną różnicę między obrazem miłosierdzia u Nietzschego a obrazem miłosierdzia w opisach s. Faustyny. Mam nadzieję, że filozoficzne wyjaśnienie problemu miłosierdzia stanie się pomocą dla wszystkich, którzy zmierzają ku Bogu w światłach rzucanych przez miłosierną miłość Boga i ludzką zdolność do ufności.
Kraków, Boże Narodzenie 1998
MIŁOSIERDZIE
WSPÓŁCZUCIE
LITOŚĆ
Żywym przykładem miłosierdzia jest ojciec z przypowieści o Synu Marnotrawnym i Samarytanin z przypowieści o Miłosiernym Samarytaninie, z kolei przykładem współczucia jest Matka Boska na weselu w Kanie Galilejskiej, natomiast przykładem litości są niewiasty płaczące nad Chrystusem prowadzonym na stracenie. Każdy z tych przykładów wymaga odrębnego omówienia. Na ich podstawie można uchwycić zarówno podobieństwa, jak różnice między miłosierdziem, współczuciem i litością. Sprawa jest ważna, ponieważ dotyczy naszej postawy wobec Boga. Od czego zaczniemy? Zaczniemy od współczucia.
Współczucie
Dzięki współczuciu mogę odczuwać stany uczuciowe innego człowieka tak, jakbym to ja sam je przeżywał. Matka Boska w Kanie Galilejskiej zauważyła, że na weselu zaczyna brakować wina. Wyobraziła sobie, co może w tej sytuacji czuć gospodarz wesela. Będzie wstyd. Być może czuła się współodpowiedzialna za ten brak. W końcu na weselu pojawił się jej Syn z uczniami, co nie zmniejszyło, ale zwiększyło zapotrzebowanie na napój. Wstyd gospodarza Jej się udzielił. Inaczej: stała się uczestniczką jego wstydu. I z tym wstydem – cudzym ale częściowo również swoim – przyszła do Syna, mówiąc: „Wina nie mają”.
Współczucie jest – jak powiedziałem – sposobem uczestniczenia w życiu uczuciowym innego człowieka. Buduje ono pomost między moim a twoim uczuciem. Jest to przedziwny pomost. Z jednej strony ode mnie ku tobie idzie poznanie, a z drugiej od ciebie ku mnie biegnie uczucie. Współczucie jest poznaniem uczestniczącym. Nie każde poznanie jest poznaniem uczestniczącym. Gdy lekarz opatruje rany chorego, nie uczestniczy w jego bólu. Byłoby nawet źle, gdyby odczuwał to, co chory odczuwa, wtedy nie mógłby zrobić żadnej operacji. Dlatego odróżniamy współczucie od takich sposobów poznania jak rozumienie czy wiedza. Rozumienie i wiedza też są ważne i odgrywają dużą rolę w miłosierdziu, ale one nie są współczuciem. Współczucie obraca się przede wszystkim w przestrzeni uczuć innego. Poprzez współczucie poznajemy wstyd, smutek, radość, niepokój, cierpienie innych. A poznajemy w ten sposób, że sami zaczynamy się wstydzić, smucić, cieszyć, niepokoić, cierpieć. Gdy ty się śmiejesz i ja się śmieję, gdy ty płaczesz i ja płaczę. Ja i ty – stajemy się jak dwa rezonujące na siebie instrumenty muzyczne.
Człowiek może poszerzyć lub zawęzić granice swego współczucia. Mówimy często, że ten tylko, kto sam cierpiał, potrafi współczuć cierpieniom innych. Z drugiej jednak strony trzeba uznać, że współczucie ma swoje naturalne granice. Nie jest na przykład w stanie zbudować pomostu do cudzych myśli. Nie mówimy nigdy „współczuję temu, co myślisz”, lecz: „rozumiem, co myślisz”. Dlatego ludzie biegli we współczuciu mogą być ograniczeni w rozumieniu. Ale i odwrotnie: może się zdarzyć, że ktoś doskonale rozumie, ale niekoniecznie współczuje.
Rozumiemy, gdy ktoś chce pobić rekord świata w biegu na sto metrów, ale mu specjalnie nie współczujemy, gdy widzimy, jak się trudzi. Trzeba jednak powiedzieć, że jakaś doza zdolności do współczucia jest niezbędna do rozumienia. Gdy chodzi się pomiędzy ludźmi jak „zimny głaz”, to też niewiele się rozumie.
Litość
„Nie płaczcie nade mną, lecz nad synami waszymi”. Są to słowa Chrystusa wypowiedziane podczas drogi krzyżowej do plączących kobiet. W słowach tych kryje się jednocześnie pochwała i nagana litości. Kobiety, widząc umęczonego człowieka, współczuły mu i płakały. Płacz jest wyrazem współczucia. Współczucie zaszło tak daleko i tak głęboko, że zrodziło litość, a ta pochyliła się nad cierpiącym i wyraziła płaczem. Litość plączących niewiast wyraźnie kontrastowała z okrucieństwem katów. Można to sobie wyobrazić: płacz miesza się z przekleństwami. A jednak czegoś tej litości brakowało. Brakowało zrozumienia. Gdyby niewiasty zrozumiały sens tego cierpienia, które mają przed sobą, zapłakałyby nad jego przyczyną, a przyczyna leżała w nich i ich potomstwie.
Litość jest ważnym przeżyciem. Jest wstrząsem uczuciowym, który rodzi się na widok cudzej nędzy. Wstrząs ten wywołuje nie tylko płacz, ale często również czyn. Poruszony widokiem biedy, człowiek sięga do kiesy i dzieli się, czym ma. Zazwyczaj nie pyta wtedy, czy nędza jest rzeczywista czy udawana. Myśli sobie, że przecież ci, którzy pomagają, nie mylą się nigdy, mylą się jedynie ci, którzy biorą, choć się im nie należy.
Wszyscy wyczuwamy jednak ograniczenia litości. Są ludzie cierpiący i biedni, którzy zastrzegają się jednak, mówiąc: „tylko bez litości”. Wydaje się im, że litość ich poniża. Inne zarzuty są jednak bardziej poważne. Litość chce pomóc, choć nie zawsze rozumie. Fryderyk Nietzsche napisał brutalnie, ale to nie znaczy, że nieprawdziwie; „Litość jest cnotą nierządnic”. Litość kobiety, która zawsze „pochyla się” nad „lamentem” mężczyzny, może prowadzić do nierządu. Poza tym litość jest przeżyciem chwilowym, szybko przemijającym. Trwa mniej więcej tak długo, jak długo trwa widok ludzkiej biedy. Uciekając od widoku, uciekamy od litości. Zapominając o nim, zapominamy o sprawie.
Dobrze jest, gdy litość prowadzi do współczucia, a współczucie do miłosierdzia. Dopiero miłosierdzie jest zwieńczeniem miłości, której zarodki są we współczuciu i litości.
Miłosierdzie
O miłosierdziu Boga pięknie pisze Jan Paweł II: „Bóg stworzenia objawia się jako Bóg odkupienia, jako Bóg, który jest wierny sobie samemu, wierny swej miłości do człowieka i do świata, wyrażonej w dniu stworzenia. A miłość Jego nie cofa się przed niczym, czego w nim samym domaga się sprawiedliwość. I dlatego Synowi swojemu nie przepuścił, ale Go »dla nas grzechem uczynił«. Jeśli „uczynił grzechem« absolutnie Bezgrzesznego, to dlatego, aby objawić miłość, która zawsze jest większa od całego stworzenia, która jest Nim Samym, gdyż »Bóg jest miłością«. A nade wszystko jest ona większa od grzechu, od słabości, od »marności stworzenia«, potężniejsza od śmierci – stale gotowa dźwigać, przebaczać, stale gotowa wychodzić na spotkanie marnotrawnego dziecka, stale szukająca „objawienia się synów Bożych«, którzy są wezwani do chwały To objawienie miłości nazywa się również miłosierdziem. To objawienie miłości i miłosierdzia ma w dziejach człowieka jedną postać i jedno imię. Nazywa się: Jezus Chrystus ” („Redemptorhominis”, 9).
Miłosierdzie jest „objawieniem miłości”, Miłosierdzie jest tą odmianą miłości, poprzez którą miłujący kieruje się w stronę ludzkiej „biedy” – ku tym, którzy są „miłosierdzia godni”. W encyklice o Bożym Miłosierdziu Jan Paweł II rozpatruje naturę miłosierdzia na przykładzie przypowieści o Synu Marnotrawnym. Także i my pójdziemy wedle tego drogowskazu.
Miłosierdzie ma coś ze współczucia. Ono nie tylko poznaje całkiem „obiektywnie” stany uczuciowe innego, ale również ma w nich udział. Cieszy się z radosnymi, smuci z zasmuconymi. W pewnym punkcie jednak drogi współczucia i miłosierdzia rozchodzą się: współczucie może dotyczyć radosnych stanów człowieka, miłosierdzie natomiast dotyczy przede wszystkim ludzkiej biedy Możemy „współ-odczuwać” cudzą radość, ale pochylamy się miłosiernie jedynie nad bólem, smutkiem, rozpaczą. Pod tym względem miłosierdzie jest podobne do litości. Jest ono jednak czymś więcej niż litość.
Litość także się pochyla i także współ-czuje. Pochyla się jednak przede wszystkim nad tym, co widzi, co słyszy. Miłosierdzie pochyla się nad tym, co wie. Miłosierdzie wie, nawet wtedy, gdy nie widzi i nie słyszy. Miłosierdzie wie i rozumie. Święty Jan napisał o Chrystusie: „Wiedział, co tkwi w człowieku i nie potrzebował, aby mu mówiono”. Co wiedział? Co chrześcijańskie miłosierdzie wie o człowieku?
Z pomocą przychodzi nam przypowieść. Chrześcijańskie miłosierdzie wie przede wszystkim to, że człowiek jest wielkim marnotrawcą darów Bożych. Porzuca dom Ojca, trwoni majątek Ojca i swój, marnuje Jego miłość. Wszystko inne jest wtórne. Oczywiście, gdy syn jest głodny i bezdomny, jest godny litości, Gdy tęskni za domem, jest godny współczucia. Ojciec z pewnością lituje się nad losem syna i z pewnością mu współczuje. Widzi jednak coś więcej, niż może widzieć współczucie i litość. Widzi to, co rozumie, a rozumie, że syn jest wielkim marnotrawcą wspaniałych darów.
Widzieć marnotrawstwo – to jednak jeszcze za mało. Gdyby na takim widzeniu miało się wszystko zakończyć, miłosierdzie stałoby się bólem bez żadnej nadziei. Rzecz w tym, że miłosierdzie jest bólem… nadziei. Miłosierdzie wierzy, że wszystko jest jeszcze do uratowania. Nie wszystko stracone. Trzeba się nawrócić, bo dom ojcowski otwarty.
Po to, aby się urzeczywistniło miłosierdzie, potrzeba dwu warunków: otwarcia ojca i nawrócenia syna. Ojciec wciąż czeka. Bóg nas umiłował, kiedy »jeszcze byliśmy grzesznikami«. Aby jednak miłość Boża przyniosła owoc, potrzeba, by syn… zaufał. Miłosierdzie owocuje w synu. Jakże jednak może zaowocować, jeśli syn nie ma świadomości, że błądzi, a jeśli nawet ma taką świadomość, to nie chce wrócić? Jakże siew może przynieść owoc, gdy w sercu człowieka jest skała? Jeśli nie ma nawrócenia, miłosierdzie jest jak piękna muzyka świata; świat gra, ale ludzie nie tańczą, ponieważ zatkali sobie uszy.
„Dzienniczek” św. Siostry Faustyny jest przepełniony bólem i żalem z powodu marnotrawstwa Bożych darów przez zagubionych ludzi, Widzi ona niezwykle głęboko bogactwa Bożej miłości, która kieruje się na ludzi-marnotrawców. Stąd jej nabożeństwo. Nabożeństwo to winno nas uczyć rzetelnego współczucia, rzetelnej litości, rzetelnego rozumienia innych oraz rzetelnego miłosierdzia w stosunku do innych. Siłą tego miłosierdzia, siłą jest zaufanie do Boga. Ponieważ miłosierdzie Boga nie ma granic, nasze zaufanie do Boga też nie powinno mieć granic.
Ufając Bogu, możemy budować wokół siebie wzajemną, ludzką wspólnotę ufności.