Gisbert Greshake “Życie silniejsze niż śmierć. O nadziei chrześcijańskiej” cz. I

Zapraszamy do lektury dzieła “Życie silniejsze niż śmierć. O nadziei chrześcijańskiej” autorstwa Gisberta Greshake’a.

 

PRZEDMOWA

Katechizmy, książki o wierze i systematyczne prezentacje doktryny wiary kończą się zwykle rozdziałem o tak zwanych „rzeczach ostatecznych”, zwanych w specjalistycznej terminologii teologicznej „eschatologią”, to znaczy nauką o tym, co ostatnie. Chodzi w niej przede wszystkim o rzeczy, które odejdą na końcu, gdy dobiegnie kresu osobista historia życia i historia świata: o śmierć, zmartwychwstanie, sąd, ponowne przyjście Chrystusa, koniec świata, nowe stworzenie, czyściec, niebo, piekło i tak dalej. Owe „rzeczy ostateczne” odnoszą się jednak tylko pozornie i na pierwszy rzut oka jedynie do czegoś, co wydarzy się jedynie w dalekiej przyszłości i co oznacza kres i zakończenie czasu tu, na ziemi. Jako cel wszelkiego stworzenia „rzeczy ostateczne” przenikają bowiem już teraz naszą teraźniejszość, określają ją, nadają jej kierunek, podają w wątpliwość, stąd spojrzenie na ostateczną przyszłość ma przemożne znaczenie dla naszego tu i teraz.

Jak wiele innych aspektów nauki o wierze, także rozumienie tych prawd uległo na przestrzeni ostatnich dwóch pokoleń pewnej transformacji. Pogłębiona refleksja dotycząca intencji wymowy Pisma Świętego i ponowne przemyślenie spuścizny Kościoła, żywe dysputy z budzącymi kontrowersje niechrześcijańskimi projektami przyszłości i próba przełożenia wiary chrześcijańskiej na pytania i problemy teraźniejszości (a to oznacza również przekład wcześniejszego rozumienia na rozumienie obecne) doprowadziły nie tylko do nowej interpretacji tradycyjnej nauki wiary o „rzeczach ostatecznych”, lecz także do odkrycia w niej nowych aspektów i perspektyw, które mają niezwykłe znaczenie dla rzeczywistości wiary chrześcijanina dzisiaj.

Już przed około czterdziestu laty w trakcie cyklu wystąpień próbowałem przekazać szerszej publiczności najważniejsze rysy owego nowego namysłu teologicznego. Z wygłoszonych wtedy wykładów powstała w roku 1976 książka Starker als der Tod [Potężniejsza niż śmierć], która doczekała się trzynastu wznowień i niezliczonych przekładów (między innymi także na język koreański i chiński). Liczne jej fragmenty włączone zostały także do przeróżnych podręczników szkolnych. Jej nakład wyczerpał się w 2005 roku, dlatego cieszę się bardzo, że obecnie w wydawnictwie Herder może ukazać się nowe wydanie w całkowicie przeredagowanej formie (nawet jeśli cały szereg akapitów i liczne passusy pozostały mniej lub bardziej zachowane).

Gruntowna przeróbka była konieczna, ponieważ wypowiedzi dotyczące wiary nie są generalnie gotowymi formułami, które wystarczy uznać za prawdziwe i mielić w kółko. Zgodnie z tym, jak sama się definiuje, wiara ma za przedmiot rzeczywistość, która podtrzymuje i kształtuje nasze własne życie i ponadto całą historię. Dlatego każda prawda wiary wchodzi często w bardzo skomplikowany układ relacji ze wszystkimi wymiarami rzeczywistości, na przykład ze zmieniającym się społecznym środowiskiem życia, jak choćby polityka i gospodarka, filozofia, sztuka i nauka, na skutek czego również sformułowania i formy rozumienia wiary nie mogą pozostać niezmienne. W nowych sytuacjach i kontekstach problemowych wierze stawia się bowiem nowe pytania, które rzucają nowe światło również na nią samą i skutkują „wyprowadzeniem” z niej treści i konsekwencji dotychczas niedostrzeganych albo nieuwzględnianych z należytą wyrazistością. Jak już pisała święta Edyta Stein,

fałszywy to pogląd, który przyjmuje, że w Kościele po wsze czasy

wszystko jest ustalone w sposób definitywny i niezmienny; naiwnie

nie dostrzega się, że Kościół ma historię, że od ludzkiej strony

– jak wszystko, co ludzkie – od samego początku wpisany był

w niego rozwój i że rozwój ten dokonuje się często w formie walki.

Większość definicji dogmatycznych to wynik wcześniejszych walk

duchowych, często trwających całe dziesięciolecia i setki lat.

Podobnie rzeczy się mają […] z formami liturgicznymi, w ogóle ze

wszystkimi obiektywnymi tworami, w których manifestuje się

życie duchowe. Kościół jest królestwem Bożym na tym świecie i musi

uwzględniać transformacje wszystkiego, co ziemskie; może

wpisywać jedynie prawdy wieczne i życie wieczne w czas, biorąc

każdą epokę taką, jaka jest, i traktując ją wedle jej swoistości.

 

Nie dziwi więc, że również prawdy dotyczące „rzeczy ostatnich” i „ostatecznych” wymagają dzisiaj innego sposobu ujęcia niż jeszcze dwa, trzy pokolenia wstecz i że współcześnie w „eschatologii” na pierwszy plan wysuwają się inne tematy niż w okresie pełnych niepokoju lat sześćdziesiątych  i siedemdziesiątych, kiedy to teologia podejmowała dyskusję z tendencjami społeczno-reformatorskimi, między innymi również z marksizmem i sekularyzmem. Nie żeby dziś dyskusje te miały być zakończone! Ale od tamtego czasu na pierwszy plan wysunęły się nowe zainteresowania i priorytety, i tym samym też nowe tematy, które wypadało uwzględnić w kolejnym opracowaniu. Dlatego rozdział 1 został skrócony, a do rozdziałów 2. i 3. włączyłem tematy dotychczas nieomawiane (na przykład kwestię wędrówki dusz). Podobnie w sposób poszerzony potraktowałem temat „sądu”, który w ostatnich latach zyskał nową aktualność, szczególnie w aspekcie „pojednania między ofiarami a sprawcami”.

Również do nowej wersji odnoszą się zdania, które określiły już poprzednią książkę i które chciałbym w tym miejscu powtórzyć: starałem się formułować problemy i tematy w ten sposób, ażeby były zrozumiałe dla każdego zainteresowanego chrześcijanina. W konsekwencji wykluczyłem problemy dyskusyjne, konieczne z punktu widzenia teologii jako nauki, dla nie-teologa jednakże trudne do zrozumienia, i pozostawiłem wyłuszczane kwestie na poziomie refleksji, która wedle możności nie poruszałaby się w pojęciowej abstrakcji, lecz znajdowałaby odbicie w doświadczeniu. W końcu zrezygnowałem też w dużej mierze z aparatu naukowego (przypisy, odnośniki bibliograficzne etc.). Ponieważ problemami eschatologii zajmowałem się w całym szeregu publikacji naukowych, każdy zainteresowany czytelnik może z łatwością zaczerpnąć tam referencji, uzasadnień i pogłębień. Z tego względu do książki załączono listę moich najważniejszych publikacji z dziedziny eschatologii.

 

1 listopada 2007

W święto Wszystkich Świętych

Dzień Communio Sanctorum

 

Część pierwsza
PRZYSZŁOŚĆ I NADZIEJA

Rozdział pierwszy
PYTANIE O PRZYSZŁOŚĆ

Francuski pisarz i pilot Antoni de Saint-Exupery opowiadał kiedyś, jak wraz z kilkoma towarzyszami schwytał na pustyni gazele i hodował je w oazie na skraju Sahary.

Zamykaliśmy je w przewiewnej altanie, na powietrzu, gdyż gazele potrzebują bieżącej wody, wiatrów, i żadne zwierzę nie jest równie delikatne. Schwytane za młodu żyją jednak w niewoli i jedzą z ręki człowieka. Pozwalają się głaskać, chętnie wkładają wilgotny pyszczek w otwartą dłoń. Myślimy, że są oswojone. Myślimy, że uchroniliśmy je przed nieznanym smutkiem, który cicho gasi gazele, zamieniając im śmierć w pieszczotę… Ale nadchodzi dzień, kiedy stają, wpierając się różkami w ogrodzenie od strony pustyni. Coś je ciągnie jak magnes. Nawet nie wiedzą, że wymykają się człowiekowi. Wypijają mleko, które im przynosi. Pozwalają się głaskać, jeszcze czulej wsuwają pyszczek w dłoń… Ale ledwo oswobodzone, już w jakimś radosnym galopie wracają do ażurowej ściany. I jeśli się im nie przeszkodzi, będą tam tkwiły, nie usiłując nawet obalić pragnienia, ale po prostu stojąc ze spuszczonym łbem, z różkami wpartymi w barierę, i w końcu umrą. Czy to pora godów miłosnych, czy zwykła potrzeba galopu do utraty tchu? Same tego nie wiedzą. Gdy je schwytano, nie zdążyły jeszcze otworzyć oczu na świat. Nie wiedzą nic o wolności wśród piasków podobnie jak o woni samej. Ale my jesteśmy znacznie mądrzejsi od gazel. Wiemy, czego szukają: przestrzeni, która da im poczucie pełni istnienia. Chcą stać się gazelami i tańczyć taniec gazel. Chcą zaznać pędu ucieczki, tego pędu strzały z szybkością stu trzydziestu kilometrów na godzinę, hamowanego nagłymi podskokami, jak gdyby tu i ówdzie z piasku wytryskiwały płomienie. Mniejsza o szakale, jeśli prawdą gazel jest potrzeba strachu, który je zmusza do przekraczania granic siebie i dobywa z nich taką potęgę skoku! Mniejsza o lwa, jeśli prawda gazel wymaga, by umierały w słońcu, rozpłatane jednym ciosem pazurów! Patrzymy na nie i myślimy: zaczął się atak nostalgii.[1]

Cóż za wnikliwa obserwacja! Czy w gazelach, o których opowiada Saint-Exupery nie rozpoznajemy się do pewnego stopnia sami? Przywykliśmy, jesteśmy oswojeni, udomowieni przez coś, co nazywamy „naszym światem” z jego tysiącem wygód i tysiącem rzeczy odbierających nam wolność; jesteśmy odurzeni i zafascynowani wszystkim, co świat oferuje nam w formie przyjemności, szczęścia i spełnienia. W pewnym momencie jednak również w naszym przypadku wydarza się coś, co sprawia, że zauważamy: w tym świecie coś nie gra; w gruncie rzeczy jesteśmy w nim obcy, ponieważ istnieje w nas tęsknota za przestrzenią i wolnością, która wykracza poza to wszystko, co tu i teraz jest możliwe. W tym sensie doświadczamy, że nasze życie, świat i historia nie są czymś ostatecznym; ogarnia nas niepokój, zaczynamy tęsknić za ostatnią, ostateczną ojczyzną. Spróbujmy zatem zastanowić się nad, dlaczego tęsknota za przyszłością przebijającą wszystko, co ziemskie, jest „prawdą naszego życia”, tak jak nieograniczona przestrzeń pustyni jest prawdą o życiu gazeli.

Nie da się żyć, nie zadając sobie pytania, co stanie się za chwilę – jutro, pojutrze, za kilka lat, dziesięcioleci, w dalekiej przyszłości – ze mną, moją pracą, moimi planami i tęsknotami, moją rodziną i innymi ludźmi, z którymi czuję się związany, jak potoczą się losy państwa i społeczeństwa czy procesy polityczne na naszej planecie. Pytanie o przyszłość – obojętnie czy stawiane wprost, czy zawarte w pełnym obaw bądź nadziei spojrzeniu na to, co nadchodzi – to nieodłączna część ludzkiego życia. Właśnie to pytanie zdradza człowieka, jako istotę historyczną, jako kogoś, kto nie jest jeszcze gotowy, lecz widzi, że stoi na drodze, na której może siebie zyskać lub zatracić. Gdyby człowiek w swej najgłębszej istocie nie był nastawiony na przyszłość jak na coś, co może przynieść spełnienie (choć także rozczarowanie, zysk albo stratę), nikt nie podejmowałby pracy, nie snuł marzeń, nie realizował jakichkolwiek planów.

Zwykle pytanie o to, co będzie, odnosi się do przyszłości bliskiej bądź przynajmniej dającej się przewidzieć, i nie obejmuje całej rzeczywistości, lecz tylko jej fragmenty. Pytamy: Co się stanie w najbliższym czasie z tym a tym? W życiu każdego istnieją także sytuacje, kiedy pytanie o przyszłość nabiera jaskrawości i kiedy nie pytamy już o to czy owo, lecz stawiamy pytanie o całość, gdy nie chodzi już o najbliższą przyszłość, lecz o przyszłość w ogóle. Pytanie o przyszłość staje się wtedy pytaniem o „ostateczną przyszłość”, staje się pytaniem o sens i cel rzeczywistości w ogóle. Nasze spojrzenie na przyszłość wyostrza się pod wpływem okoliczności życia takich jak śmierć ukochanego człowieka, cierpienie bez wyjścia, samotne starzenie się, doświadczenie całkowitego niepowodzenia życiowego, brak sukcesu, poczucie bycia zbędnym. Do tego typu refleksji przywodzą nas jednak także pozytywne doświadczenia, takie jak miłość, spełnienie, entuzjazm, pełnia szczęścia. W sytuacjach negatywnych, wtedy, gdy wszystko wydaje się skończone i beznadziejne – a nawet okazuje się, że życie ludzkie i w ogóle historia są absurdalne, bez sensu i celu – rodzi się pytanie, czy istnieje jeszcze jakaś przyszłość. Tymczasem doświadczenia pozytywne – które mają zazwyczaj charakter czegoś niezwykłego, rzadkiego, kruchego – sprawiając, że pojawia się w sposób nieuchronny pytanie o to, czy nastanie przyszłość, w której to, co przeżywam obecnie fragmentarycznie i (albo) odbieram jako senny łut szczęścia, znajdzie ostateczne i trwałe spełnienie.

Pytanie o przyszłość przyjmuje w ten sposób nieuniknienie raczej postać pytania o przyszłość ostateczną, obejmującą wszystko, stanowiącą spełnienie wszystkiego. O przyszłość, która była by w stanie nadać sens także temu, co – po ludzku patrząc – jest bezsensowne i beznadziejne, a nawet zniszczone przez śmierć; o przyszłość; która mogłaby wszystkiemu, co udało się tylko fragmentarycznie, złożyć obietnicę dopełnienia i spełnienia. Czy bez takiej ostatecznej przyszłości życie ludzkie, co więcej, cała historia, nie okazuje się absurdem? Mówiąc o „rzeczach ostatecznych”, wiara chrześcijańska podejmuje to odwieczne ludzkie pytanie o przyszłość i odpowiada na nie, obiecując ostateczne i wszechogarniające dopełnienie przez Boga.

Czy jednak chrześcijańskie orędzie o eschatologicznym, to znaczy ostatecznym dopełnieniu na końcu czasów – jest jeszcze wiarygodne? Czy nowożytnemu człowiekowi, myślącemu w sposób oświecony, nie wydaje się raczej czystą mitologią, pozbawioną realnej wartości? Wystarczy pomyśleć tylko o tradycyjnych wyobrażeniach końca: Na końcu historii tamten świat, świat niebiański, wtargnie do świata doczesnego, a towarzyszyć temu będą kosmiczne znaki i cuda; Chrystus przybędzie ponownie na białym rumaku ponad chmurami na nieboskłonie; zagrzmią trąby, groby się otworzą, zmarli zmartwychwstaną i w dramatycznej scenerii końca świata zostaną postawieni przed sąd; świat z łoskotem i trzaskiem, pośród piorunów i w żarze płomieni ulegnie zagładzie. Albo proszę pomyśleć o wyobrażeniach nieba i piekła oraz ich przedstawieniach. Czyż w tych wszystkich przypadkach nie mamy przed sobą raczej wytworów fantazji właściwej dla epoki, czy to nie ślad minionego obrazu świata? A może wizje te zawdzięczmy tylko projekcjom, aż nadto zrozumiałym, bo człowiek nie może przecież znieść swojej skończoności, przede wszystkim zaś swojej śmierci i dlatego niejako w sposób konieczny tworzy sobie projekcje nowego życia „w wiecznej szczęśliwości”? Czy wszystkie te wyobrażenia dotyczące końca świata można zatem w dalszym ciągu traktować poważnie? Czy dają one przekonującą odpowiedź na pytanie człowieka o przyszłość „ostateczną”?

 

Zobacz pozostałe rozdziały

 


[1] A. de Saint-Exupery, Ziemi, planeta ludzi, przeł. P. Najduchowski, Wrocław 1999, s. 198-199.


Podobne artykuły: