Gisbert Greshake “Życie silniejsze niż śmierć. O nadziei chrześcijańskiej” cz. XI

Zapraszamy do lektury dzieła “Życie silniejsze niż śmierć. O nadziei chrześcijańskiej” autorstwa Gisberta Greshake’a.

 

Rozdział trzeci
NADZIEJA WYKRACZAJĄCA POZA ŚMIERĆ

 

Ludzie ewidentnie nigdy nie mogli pogodzić się ze śmiercią,  doświadczając, że śmierć to bezsensowne przerwanie życia. Wszędzie znajdujemy dowody przekonania, że w jedności i całości życia i śmierci życie jest jednak silniejsze. Nawet Zygmunt Freud uważał, że stwierdził empirycznie (!), iż „w podświadomości każdy z nas przekonany jest o swej nieśmiertelności”, przy czym dorzucił natychmiast, że nie stanowi to jednak dowodu nieśmiertelności. A jed­nak: Człowiek pragnie żyć i to żyć ciągle i bez końca, i realizuje to I fundamentalne pragnienie również w praktyce swego życia, dlatego myśl, że jego własne życie kiedyś się całkowicie zakończy, jest dla niego nieznośna i ostatecznie niepojęta.

Bardzo różne są wyobrażenia na temat tego, w jaki sposób moż­na by było pokonać granicę śmierci. Nikt nie wie, jak może wyglą­da przyszłość po śmierci. Nadzieja kreuje jednak tysiące różnych obrazów, wymyśla różnorakie możliwości, antycypując je w symbolach, znakach i snach. Każda religia, każdy światopogląd posiada przy tym swe własne obrazy nadziei.

Z całej masy materiału religijno-historycznego wybierzmy i przytoczmy tylko dwa obrazy nadziei, za pomocą których ludzie wyrażali tęsknotę i zaufanie, że śmierć nie jest kresem wszystkiego. Obrazy mają szczególne znaczenie z tego względu, że zostały później wykorzystane też do sformułowania nadziei chrześcijań­skiej. Pierwszy obraz nadziei, po raz pierwszy opracowany bardziej szczegółowo w kontekście filozofii platońskiej, choć sam jest dużo starszy, wyraża się w przekonaniu, że w samym człowieku jest ja­kiś pierwiastek nieśmiertelności, a mianowicie dusza nieprzemija­jąca, której nie dotyka śmierć ciała. Poprzez nią człowiek ma udział w bożym życiu wiecznym. Gdy ciało umiera, uwolniona od więzów materii dusza powraca do królestwa życia wiecznego. Zupełnie inny jest drugi obraz nadziei, o genezie hebrajsko-biblijnej. Hebrajczy­cy początkowo nie znali duszy nieśmiertelnej, która zdolna byłaby przetrwać śmierć; nie pojmowali człowieka jako kogoś złożonego z ciała i duszy; traktowali go jako niepodzielną jedność. Dlatego śmierć obejmuje całego człowieka; nie ma nic, co przetrwałoby śmierć. Nadzieja wykraczająca poza śmierć możliwa jest jedynie dlatego, że Bóg może ponownie tchnąć swego Ducha w umarłych, ożywiając ich, „wskrzeszając”.

Nieśmiertelność duszy i wskrzeszenie ciała to zatem dwa różne obrazy nadziei, które pierwotnie nie miały ze sobą nic wspólnego. Oba wyrażają wprawdzie nadzieję, że istnieje życie po śmierci, ale nadzieja ta przybiera różny kształt. Dla Greka zasada, która pokonu­je śmierć, tkwi w samym człowieku; człowiek ma duszę nieśmier­telną, i ta opiera się śmierci. Dla Hebrajczyka natomiast „lekarstwo na śmierć” leży poza człowiekiem, we wskrzeszającej mocy Bożej. Później wrócimy jeszcze do tej różnicy. Zapamiętajmy tylko, że w hi­storii ludzkości istnieją niezliczone obrazy, które świadczą o tym, że człowiek nie pogodził się ze śmiercią, że w człowieku jest coś, co wzdryga się do głębi przed jej zaakceptowaniem. Gdyby śmierć miała być kresem, to również rzeczy piękne w życiu, udane, dające poczu­cie spełnienia, byłyby właściwie bez sensu. Od początku naznaczone byłyby przez przerwanie, niepowodzenie, marność. Człowiek jednak ewidentnie nie potrafi żyć w obliczu takiego bezsensu albo potrafi, tylko z wielkim trudem, albo tylko bardzo powierzchownie.

Może jednak nadzieja na pokonanie granicy śmierci to tylko zwykła iluzja, iluzoryczna projekcja ludzkich pragnień i tęsknot? Może człowiek konstruuje sobie jakąś mrzonkę, aby nie być zmu­szonym odważnie patrzeć w oczy bezsensownej rzeczywistości? Jak się widzi tak wiele bezsensu we własnym życiu i w życiu in­nych, a co dopiero, gdy człowiek rozejrzy się w historii ludzkości, można faktycznie dojść do przekonania, iż śmierć stanowi tylko ze­wnętrzny wyraz i ostatnie przypieczętowanie wszechogarniającego bezsensu, który poraża wszystko.

W życiu każdego z nas i w historii istnieją jednak z drugiej strony fenomeny sensu i pozytywne wskazówki, które sugerują jako możli­wą także inną odpowiedź. Na bazie takich doświadczeń wśród ludzi narodziła się nadzieja, że istnieje przyszłość po śmierci. Szereg takich wskazówek-znaków ma dla nas trwałe znaczenie. Człowiek doświad­cza siebie jako istoty odpowiedzialnej za swe działania. Stanięcie w odpowiedzialności oznacza, że się wie albo przynajmniej prze­czuwa, że życie nie jest przypadkowe, dowolne, epizodyczne, ale że w życiu jest jakaś instancja ostateczna, wobec której trzeba rozważyć każdy czyn bądź zaniechanie. A owa instancja ostateczna nie byłaby rzeczywiście ostateczna, gdyby miała być zniszczona przez śmierć. A zatem doświadczenie odpowiedzialności bezwzględnej pozwala przeczuwać, że również śmierć nie jest rzeczą ostateczną. Inna wskazówka: Człowiek doświadcza siebie jako istoty, która bezwzględnie i koniecznie pyta o sens, jako tej, która od zawsze w swoim życiu sens realizuje, robi coś sensownego. Nie pytalibyśmy jednak o ostateczny sens, gdybyśmy nie byli od zawsze przez niego ogarnięci i dotknię­ci. Co więcej: W człowieku tkwi nieskończone dążenie do wolności, szczęścia, życia, przyszłości. Czyż to wszystko nie pokazuje, że czło­wiek dotknięty jest w pewien sposób przez nieskończoność, że jest w nim coś, co rozsadza skończoność, w ten sposób pokonując również granice śmierci? Kto doświadcza granic i doświadcza ich boleś­nie jako granic, ten już zasadniczo je przekroczył (G.F.W. Hegel). Czyż nie można tego odnieść również do śmierci: Ten, kto odczuwa boleśnie jako granicę, dotknięty został przez coś, co znajduje się po drugiej stronie śmierci. Stąd, jak się wydaje, głęboka mądrość następujących wersów Ericha Frieda:

Pies
który zdycha
który wie
że zdycha
jak pies
i który może powiedzieć
że wie
że zdycha
jak pies
jest człowiekiem.

Właśnie tutaj leży różnica między zdychaniem zwierzęcia, a ko­naniem człowieka. Człowiek ma świadomość, że zagrażająca mu granica śmierci to granica „niegodna” (bo raczej odpowiadają­ca psu). W ten sposób daje znać, że już „w jakiś sposób” jest po drugiej stronie tej granicy i zmierza do tego, by ją w pełni prze­kroczyć. Albo: W przysiędze wierności dwóch kochających się osób działa siła, która wymaga nieskończoności i niezniszczalno­ści. Miała tego świadomość już Pieśń nad Pieśniami, formułując to tak: „Bo nad śmierć silniejsza jest miłość” (PnP 8,6). Miłość to — jak zauważa Joseph Ratzinger — „jakoby wołanie o nieśmiertel­ność. W to wołanie miłości wpisane jest jednak także to, że jest ono nie do spełnienia, że miłość pragnie nieskończoności, ale nie może jej dać”.

Wobec wszystkich tych fenomenów nasuwa się pytanie, czy śmierć faktycznie ma ostatnie słowo. W człowieku są pokłady rze­czywistości, które pokazują, że nie jest on efemerydą, która od sa­mego początku ma wpisane w swój byt przemijanie. W człowie­ku jest coś więcej: dążenie do nieskończoności, pochwycenie przez nią. W ten sposób widzimy jednak, że doświadczenia ludzkie są w najgłębszej mierze dwuznaczne. Z jednej strony są znaki wska­zujące na nieostateczność śmierci, z drugiej strony jednak człowiek trzeźwo musi sobie powiedzieć, że sam w obliczu bezsensu śmier­ci nie widzi możliwości, jak można by przezwyciężyć moc śmierci i urzeczywistnić dążenie do niekończącego się życia. Stąd pojawia się pytanie o moc, która ogarnia człowieka w obliczu nicości, moc będącą boską, stwórczą wolnością.

Pytanie o moc, która będzie spełnieniem ludzkich pragnień nie­skończoności i tęsknot za nieskończonością, znajduje odpowiedź w nadziei chrześcijańskiej, która ma swe uzasadnienie w zmar­twychwstaniu Jezusa. O tym była już mowa. W Jezusie Chrystusie, Jego życiu i śmierci, uwidacznia się w konkretnych wydarzeniach cała płonność, beznadziejność i skończoność świata i życia. W obli­czu krzyża nie dochodzi do wyparcia bezsensowności rzeczywisto­ści, rozpaczy życia i ciemności śmierci, lecz potraktowane są one z całą powagą. W osobie Jezusa Chrystusa staje się jednak też ewi­dentne, że całemu temu bezsensowi Bóg kładzie kres, że z Bożej perspektywy bezsens znika. Śmierć nie jest po prostu ostatnim do­świadczeniem. Bóg to ten, który wskrzesza umarłych do nowego, nieprzemijającego życia. W rozumieniu chrześcijańskim uzasadnie­nie przezwyciężenia mocy śmierci nie leży zatem w samym czło­wieku, na przykład w sile jego nieśmiertelnej duszy, lecz w mocy Boga, w Jego woli, że stworzenie ma żyć, i w Jego wierności włas­nym obietnicom.

Stąd chrześcijanin nie składa nadziei w tym, że jest w nim ja­kaś nieprzemijalna zasada, dusza nieśmiertelna, lecz ma nadzieję na zmartwychwstanie, to znaczy ufa, że będzie wskrzeszony mocą Bożą. Wymienione uprzednio elementy życia ludzkiego, które su­gerują nadzieję na spełnienie sensu, są ostatecznie wieloznaczne. Dopiero z perspektywy Boga Jezusa Chrystusa, który objawił swą moc, wskrzeszając swego Syna, okazuje się, że wszystko to, co dąży w nas do sensu, doskonałości i całości, może faktycznie zna­leźć spełnienie. W całym Nowym Testamencie nie ma zatem ani jednej wzmianki o tym, że nadzieja miałaby osadzać się na czymś w człowieku, na przykład bazować na mocy jego nieśmiertelnej du­szy. Wręcz przeciwnie, nadzieja zasadza się jedynie na zmartwych­wstaniu Jezusa, kieruje się ku wskrzeszającej mocy Boga.

 

Zobacz pozostałe rozdziały