Zapraszamy do lektury “Nowego Średniowiecza” autorstwa Mikołaja Bierdiajewa, jednego z najwybitniejszych przedstawicieli idealistycznej filozofii rosyjskiej, który szuka prawdy chrześcijańskiej jako jedynej absolutnej prawdy, z której wypływa, jako logiczna konieczność – sprawiedliwość chrześcijańska. Autor stawia problemy i rzuca zwarte rozwiązania wskazując czytelnikowi drogi przez bogaty labirynt zagadnień. Wysiłek włożony w poznanie “Nowego Średniowiecza” może stanowić nieocenione korzyści dla własnego rozwoju duchowego.
CZĘŚĆ 1
KONIEC RENESANSU
ROZDZIAŁ I
Klasyczny podział dziejów na trzy okresy: starożytny, średniowieczny i nowożytny, jest przeżytkiem. Usuniemy go wkrótce z naszych podręczników szkolnych. Historia współczesna kończy się. Wchodzimy w nową nieznaną Erę, której niedługo trzeba będzie wynaleźć miano. Wyszliśmy właściwie poza ramy naszej epoki. Stało się to w chwili wybuchu Wielkiej Wojny, która przetoczyła się przez świat, budząc głośne echa. Umysły wnikliwe zrozumiały, że pewne formy życia skończyły się i że wrócić, po Wielkiej Wojnie, do dawnego trybu życia nie będzie można. Okres beztroskiej burżuazyjnej sielanki jest skończony. Rytm dziejów zmienia się: staje się żywiołowy.
Ludzie umiejący przewidywać przyszłość mieli od dłuższego czasu wyraźną świadomość nadchodzących zmian. W spokojnem i na pozór ugruntowanem życiu europejskiem mnożyły się duchowe zapowiedzi przełomu. Źródłem wszelkich przemian w zewnętrznej rzeczywistości dziejowej są zmiany w sferze duchowej. Tam też należy szukać zapowiedzi tych zmian. Pierwiej bowiem zmienia się coś w duszy człowieka, zanim nastąpi to w świecie zewnętrznym. I zanim zniszczały wartości historyczne współczesnego człowieka, nastąpiło w jego duszy załamanie. Zostały zburzone pewne pierwiastki. Fakt tedy wejścia naszego świata w fazę rozkładu nie powinien dziwić tych, którzy umieli obserwować, poprzedzające ten rozkład, zjawiska duchowe.
Odwieczne fundamenty Europy chwieją się. Wszystko, co dotychczas było uświęcone zwyczajami, zmienia się. Drga to, co uchodziło za nienaruszalne. Nigdzie nie ma pewnego gruntu pod nogami: wszystko jest podminowane. W tych warunkach wszelkie przewroty są możliwe. Stary świat-Europę wypiera świat nowy: Daleki Zachód, Ameryka i Daleki Wschód – tajemnicza i groźna Japonia oraz Chiny. A w łonie starej Europy podnoszą się rozkiełznane moce. Burzą fundamenty, na których stoi jej zgrzybiała kultura, związana nierozerwalnie z klasyczną starożytnością.
I tylko człowiek krótkowzroczny może nie widzieć, że cywilizacja europejska znajduje się w fazie szczytowego kryzysu, o znaczeniu wszechświatowem. Historyczne następstwa tego przesilenia gubią się w nieodgadnionej pomroce nadchodzących wieków. W tych warunkach tylko naiwne i powierzchowne umysły mogą się łudzić, że uda się powstrzymać środkami zewnętrznemi ten zawrotny pęd grzesznego świata ku katastrofie. Złudzeniem jest marzenie o tern, że można wrócić do przedwojennego trybu życia, do tego, co było przed rewolucją rosyjską. Wchodzimy w Nieznane i nawet Nieodgadnione, wchodzimy chmurni, bez nadziei i promiennej radości. Przyszłość jest mroczna. Nikt nie wierzy dziś w różne teorie postępu, jakiemi nas karmił wiek XIX. Optymistyczne ich zapewnienia, o tern, że każda przyszłość musi być lepsza, radośniejsza i piękniejsza od przeszłości, rozwiały się w zetknięciu z dziejową prawdą. Dziś nareszcie zaczynamy rozumieć, że wszystko, co najlepsze i najpiękniejsze, znajduje się nie w przyszłości, ale w… wieczności. I w każdej przeszłości w stosunku do przyszłości zachodzi to samo. Przeszłość początek swój bierze z wieczności. Wieczność tworzy i przeszłość i przyszłość.
Kryzys europejski ogarniający szeroko wszystkie dziedziny naszej cywilizacji dochodzi dziś do punktu kulminacyjnego. Wymaga on wyjaśnienia. Przeanalizujmy go zatem. Kończąca się historia nowożytna rozpoczęła się w okresie Renesansu. Jesteśmy dziś świadkami Końca Renesansu.
Wszystko, co stworzył człowiek w dziedzinie kultury, a więc nauka i sztuka od dawna zapowiadały ten koniec. We wszystkich tych dziedzinach występowały niewątpliwe zapowiedzi zmierzchu Odrodzenia, świadczył o tern niezbicie zacięty wyścig nowych myśli i nowych prawd. Nadchodził przeżywany dziś przez nas schyłek epoki. Procesy te zachodziły nie tylko w łonie intelektualnych szczytów kultury, obejmowały one także szerokie masy społeczne. W głębi tych mas przygotowywał się również koniec Renesansu. Odrodzenie bowiem nie było wyłącznie dziełem twórczości i stylem życia najwybitniejszych jednostek w pewnym okresie dziejowym, ale tworzyło także typ doskonałości „powszechnej” i typ kultury przyjmowanej ogólnie przez „doły” społeczne. Życie człowieka, życie narodów – stanowią jeden hierarchiczny organizm, w którym nierozerwalnie są związane wyższe i niższe pierwiastki. Zachodzi ścisła łączność kulturalna między pracą kulturalnych szczytów a poczynaniami dołów społecznych.
Koniec zatem Renesansu to koniec całej epoki dziejowej, całej historii współczesnej, a nie tylko takich czy innych form twórczości. Dosłownie biorąc, jest to zmierzch humanizmu, który tworzył duchową podstawę Odrodzenia. Czemże był w istocie humanizm? Był on przede wszystkiem odrodzeniem starożytności, był nową moralnością, postępem wiedzy i sztuki, był nowem ujęciem życia i nowym stosunkiem do wszechświata. Wszystko to stanowiło jutrzenkę nowych czasów i tworzyło naszą współczesną historię. I oto dziś to nowe ujęcie życia i ten nowy stosunek do świata są przeżytkiem. Wszystkie możliwości rozwojowe z niemi związane zostały całkowicie wyczerpane. Ludzkość doszła do końca drogami, któremi prowadził humanizm i Odrodzenie. Dalej na tych drogach nie można zrobić ani kroku.
Historię nowożytną przenikała na wskroś wewnętrzna dialektyka, polegała ona z jednej strony na samoobjawieniu nowych twórczych zasad, a z drugiej na wewnętrznej negacji tychże zasad. W ten sposób historia nowożytna sama niszczyła te zasady, które były warunkiem jej rozwoju. Potrzeba było dużo czasu, zanim światopogląd humanistyczny stracił swój rozmach młodzieńczy i skostniał. Zamarł w nim pierwotny patos młodości, zastąpiła go starcza niemoc. W łonie samego humanizmu przejawiły się tendencje rozkładowe, chorobliwy sceptycyzm poderwał wiarę i siły życiowe. Zachwiała się wiara w człowieka i w te siły przyrodnicze, naturalne, które miały go podtrzymywać. A przecież wiara ta była głównym motorem rozwoju historii nowożytnej. I motor ten mocą wewnętrznych sprzeczności sama historia nowożytna zaczęła gruntownie niszczyć. Swoboda człowieka nieuznającego żadnych wyższych autorytetów osłabiła w nim wiarę w samego siebie i zmąciła świadomość własnej osobowości.
Humanizm, miast wzmocnić, osłabił człowieka – takie jest paradoksalne rozwiązanie historii nowożytnej. Samo- utwierdzając siebie, człowiek zgubił się w sobie. 1 kiedy w epoce Odrodzenia człowiek wchodził na widownię dziejów nowożytnych pełen wiary w siebie i swoje twórcze możliwości, kiedy myślał, że wszystko zależy od jego wiedzy, której granic ani kresu nie widział, to dziś odwrotnie, staje on w obliczu nowej, nieznanej epoki bez wiary i pewności, z głuchą trwogą wewnętrzną, zagubiony w chaosie nowych prawd i nowych pojęć. Mizerny jest ten człowiek epoki dzisiejszej. Tragiczna różnica istnieje między początkiem a końcem naszych nowożytnych dziejów. Za dużo było snów niespełnionych, za dużo zburzonych nadziei. Ciemno przedstawia się przyszłość tego dzisiejszego człowieka. Umysły obdarzone intuicją zwracają się skwapliwie ku Średniowieczu, ażeby tam odnaleźć istotne pierwiastki życia, ażeby tam odszukać człowieka. Nasze czasy cechuje upadek życia duchowego. Dziś nie moglibyśmy powtórzyć za Urlichem von Huttenem słów wypowiedzianych przez niego w zaraniu dziejów nowożytnych: „Umysły się budzą. Dobrze będzie żyć”. Tymczasem historia nowożytna okazała się nieudanem przedsięwzięciem, które nie wywyższyło człowieka. Humanizm nie dotrzymał obietnic. I zmęczony tyloma niepowodzeniami człowiek szuka ratunku w kolektywie nawet za cenę utraty indywidualności, bo nie może znieść opuszczenia i osamotnienia.