Wierzymy i pokładamy nadzieję w miłosiernym Bogu, że dzieci zmarłe bez chrztu są w niebie

„Uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny się ze sobą splatają. Jednego dnia modlimy się przez wstawiennictwo świętych, drugiego za zmarłych. Dobrze jest o dzieciach nienarodzonych pamiętać w tych dwóch dniach” – powiedział ks. Tomasz Kancelarczyk, prezes Fundacji Małych Stópek, w rozmowie z „Gazetą Polską Codziennie”.

Zapytany, co o zbawieniu dzieci mówi Kościół, przywołał sytuację nieochrzczonych męczenników. Nie mieli chrztu, ale oddali życie za Chrystusa i Kościół naucza, że w ten sposób przyjęli chrzest krwi. To jest podobny przypadek. 

„Zawsze mówię tu o chrzcie pragnienia, najpierw pragnienia rodziców – jeśli takie jest – a później pragnienia Kościoła. Kościół jako wspólnota duchowa pragnie, by wszyscy, którzy nie byli ochrzczeni z powodów np. niemożności, należeli do niego. Te dzieci – jak wszyscy ludzie – zostały dotknięte grzechem pierworodnym, ale nie było im dane się narodzić, nie miały możliwości zgrzeszyć. Dlatego widzę je jako istoty czyste. Kościół jest przekonany, że święci są w niebie. Takie przekonanie jest też w stosunku do dzieci nienarodzonych” – tłumaczył.

Przypomniał, że w 2007 r. Międzynarodowa Komisja Teologiczna wydała dokument „Nadzieja zbawienia dla dzieci, które umierają bez chrztu” podpisany przez Benedykta XVI, gdzie napisano, że są „poważne podstawy teologiczne i liturgiczne do nadziei, że dzieci zmarłe bez chrztu doznają zbawienia i zażywają błogosławionego szczęścia”. 

„Moc Bożego Miłosierdzia i Bożej Miłości jest przeogromna. Uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny się ze sobą splatają. Jednego dnia modlimy się przez wstawiennictwo świętych, drugiego za zmarłych. Dobrze jest o dzieciach nienarodzonych pamiętać w tych dwóch dniach” – dodał prezes Fundacji Małych Stópek. 

Jak opowiadał, nienarodzone warto zaprosić do naszej modlitwy. Dotyczy to zwłaszcza rodziców, którzy je stracili. 

„Znam wiele sytuacji, w których zapraszanie tych dzieci do modlitwy przyniosło błogosławione owoce. Jako kapłan, spowiednik spotykam się z syndromem poaborcyjnym, z wyrzutami sumienia po aborcji. To jest rana, zadana osobie, która przeprowadziła aborcję, także gdy była to aborcja pod przymusem. Okazuje się, że gdy kobiety, których dzieci zginęły w wyniku aborcji, zapraszają je do wspólnej modlitwy – jak powiedziała mi jedna z nich – to pomaga. I to musi działać, leczyć serce”. 

Poruszył także kwestię imion dzieci utraconych. Czy jest to ważne w kontekście życia wiecznego? 

„Dobrze jest, nawet jeśli nie znaliśmy płci, jak nam serce podpowie, nadać imię dziecku utraconemu. To jest bardziej potrzebne rodzicom, by mogli łatwiej się identyfikować z dzieckiem, nawiązać relację, umiejscowić je w życiu” – mówił kapłan i dodał, że imię powinno być próbą odczytania woli Boga względem danego dziecka. 

„Nie znaczy to jednak, że dzieci, które nie mają imienia ziemskiego, nie istnieją po śmierci. Dla Pana Boga każde dziecko jest ważne, czy z imieniem, czy bez, w ludzkim tego słowa rozumieniu, bo wszyscy jesteśmy zapisani w Jego sercu” – zaznaczył. 

Podkreślił również, że utrata dziecka to zawsze wielka tragedia, na którą trzeba patrzeć przez krzyż Chrystusa.

„Bóg odpowiada tak, jak się odpowiada wśród kochających – współczuciem, wspólnym odczuwaniem. Wchodzi w naszą tragedię, w ból, cierpienie. Nie jest tak, że Bóg na nas zsyła cierpienie. Ale Bóg jest z nami w tym cierpieniu i my z Panem Bogiem, w zaufaniu Bogu, mamy je przyjąć. Mamy przyjąć każde doświadczenie – i to radosne, i to smutne. Smutne, aby nie zgłupieć, nie stać się panem wszystkiego, a radosne, aby nie upaść, nie stać się przygnębionym. Na świecie jest życie i jest śmierć, radość i cierpienie. Droga chrześcijanina nie polega na tym, że jest tylko radośnie, przyjemnie. Bóg idzie z nami we wszystkich doświadczeniach, tych dobrych i tych złych”.