“Współcześnie słowo miłosierdzie zostało straszliwie wręcz zbezczeszczone”

Od kilkunastu dni przyglądam się i wczytuję w ciąg oświadczeń związanych z poparciem dla pewnego chuligana Michała Sz., określającego siebie jako „Margot”. Po tym, jak Michał Sz., wraz z grupą tzw. „aktywistów” lgbt dokonał kilku aktów chuligańskich na ulicach Warszawy, wszczął osobiście bójkę, a inaczej ujmując napadł na jednego z kontrmanifestantów (a wszystko to rzecz jasna toczyło się z użyciem wulgaryzmów i przekleństw) został tymczasowo aresztowany.

I właśnie ten akt – nałożonego aresztu, a nie jego powód – wzbudził falę krytyki. Grupka kilkunastu osób wystosowała poręczenie w stosunku do aresztowanego. I właściwie chciałoby się sprawę zakończyć westchnieniem z Herberta:

Zaiste ich retoryka była aż nazbyt parciana
(Marek Tulliusz obracał się w grobie)
łańcuchy tautologii parę pojęć jak cepy
dialektyka oprawców żadnej dystynkcji w rozumowaniu
składnia pozbawiona urody koniunktiwu.

Tak. można by całą sprawę zamknąć w kategorii „kwestii smaku”. Ale tak się nie stało.

Poręczenie za chuligana

Poręczenie wywołało falę komentarzy i dyskusji. Zarówno jego treść, jak i nazwiska sygnatariuszy. Wśród nich szczególną uwagę skupił ks. prof. dr hab. Alfred Wierzbicki, etyk, następca na Katedrze Etyki Karola Wojtyły.

Pojawiły się nie tylko głosy protestu i oburzenia, ale też apele do władz Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego im. Jana Pawła II o reakcje dyscyplinarne w tej sprawie. Redaktor naczelna portalu wPolityce.pl Marzena Nykiel zwróciła uwagę, że ks. Alfred Wierzbicki, kierownik Katedry Etyki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, po latach wyrósł na autorytet „Gazety Wyborczej”. Wskazała też na jego miejsce w aktualnie toczącym się sporze ideologicznym.

Nowowybrany rektor uczelni ks. prof. dr hab. Mirosław Kalinowski oświadczył:

„Opinie wygłaszane przez ks. prof. Alfreda Wierzbickiego przedstawiają wyłącznie jego prywatne poglądy i w żadnym przypadku nie można utożsamiać ich ze stanowiskiem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II”.

Oświadczenie nie usatysfakcjonowało jednak krytyków ks. prof. Wierzbickiego. Zdecydowany głos wyraził emerytowany profesor KUL, ks. prof. dr hab. Ryszard Sztychmiler:

„Uważam, że tylko odcięcie się od wypowiedzi ks. Wierzbickiego, to stanowczo za mało. Taka reakcja może świadczyć tylko tyle, że nie wszyscy w KUL podzielają takie poglądy. Ale jest to przyzwolenie, aby takie poglądy, sprzeczne z nauczaniem Kościoła, były w KUL nadal głoszone”.

Wkrótce po tym liście, swoją petycję o odsunięcie od zajęć ks. prof. Wierzbickiego skierowała Fundacja Życie i Rodzina. Ponadto, Fundacja sprawiła, że w Lublinie pojawiła się przyczepa z banerem domagającym się zwolnienia ks. Wierzbickiego z KUL.

Bohater tych protestów zabrał głos na łamach portalu „Więzi”. Pisał:

„Zabieram głos publicznie, ponieważ niepokoi mnie stan umysłów ludzi, którzy rzeczywistość widzą w czarno-białych barwach”.

Spowiedź etyka

Wyjaśniał: „Oczywiście, że knajacki język Margot, pozowanie na Matkę Boską nie podobają mi się, ale to jeszcze nie powód, abym żałował mojej wcześniejszej decyzji”. Tłumaczył, że istotą jego poręczenia było to, że „sąd zastosował środki nieproporcjonalne do sytuacji, w jakiej znajdowała się Margot”. Wyjaśniał też, że „każdy człowiek bez wyjątku zasługuje na szacunek nie ze względu na swoje poglądy, zasługi, bycie lub niebycie godnym pomocy innych. Prawdziwą świętością dla chrześcijan i niechrześcijan powinno być zawsze człowieczeństwo”.

„Nie żałuję poręczenia za Margot. Krytycznie oceniam jej zachowanie po uwolnieniu i nie przestaję się zastanawiać, czy sam nie ponoszę jakiejś cząstki winy. Choćby winy bezczynności i milczenia wobec homofobii w polityce i w Kościele. Nie podoba mi się to, co robi, ale próbuję zrozumieć, jak głęboki ból popycha ją do takich słów i gestów”.

W tym oświadczeniu znalazły się dwa określenia, którymi ks. prof. Wierzbicki ocenił działania Michała Sz., uporczywie nazywanego Margot i uporczywie traktowanego jako kobieta. To określenie: „nie podobają mi się” i „krytycznie oceniam jej (sic!) zachowanie po uwolnieniu”. Jednocześnie, subtelny cień krytyki postawy Michała Sz. został poddany autocenzurze:

„Nie podoba mi się to, co robi, ale próbuję zrozumieć, jak głęboki ból popycha ją do takich słów i gestów”.

Na uwagę zasługuje wysunięte przez lubelskiego etyka kryterium godnościowe „każdy człowiek bez wyjątku zasługuje na szacunek” oraz „Prawdziwą świętością dla chrześcijan i niechrześcijan powinno być zawsze człowieczeństwo”.

Antropologia i etyka katolicka jednoznacznie akcentuje godność osoby ludzkiej. Jest ona traktowana jako wyjątkowa wartość osoby – podmiotu pośród przedmiotów, innych bytów. Godność jest faktycznie udziałem każdego człowieka, co wynika z faktu stworzenia i odkupienia. Ale jako taka jest darem danym od Boga i zadaniem do realizacji. Skoro zatem „człowiek – jak pisał św. Jan Paweł II – jest powołany przez Stwórcę do kierowania i regulowania swoim życiem i swoim działaniem, a w szczególności do używania i dysponowania swoim ciałem” to rodzi się proste pytanie – czy wyrazem tej godności jest odrzucanie prawdy stworzenia, ignorowanie projektu stwórczego danego człowiekowi przez Boga? Czy wyrazem godności człowieka jest szydzenie z prawdy i dobra? Czy w takiej perspektywie nie jest autentyczną troską o godność osoby ludzkiej sprzeciw wobec takich działań? Czy nie jest autentyczną troską o godność jednoznaczny i radykalny sprzeciw wobec zła, które tej osobie i jej godności zagraża?

Gdyby słowa ks. prof. Wierzbickiego „każdy człowiek bez wyjątku zasługuje na szacunek” uznać za prawdziwe i przyjąć, zgodnie z zawartą w wypowiedzi i w poręczeniu sugestią, że wyrazem tego szacunku jest nie ocenianie i nie interweniowanie w zło (dokonywane przez osobę Michała Sz., zło autodestrukcji, ale i destrukcji ładu społecznego), to można by postawić pytanie – czy mamy prawo krytykować, a nawet potępiać niektórych ludzi? Pospolitych dewiantów, przestępców, aborcjonistów, pedofili… Wszak „każdy człowiek bez wyjątku zasługuje na szacunek” …

Ks. Wierzbicki w akcie głęboko chrześcijańskiej pokory wyznaje w cytowanym tekście: „nie przestaję się zastanawiać, czy sam nie ponoszę jakiejś cząstki winy. Choćby winy bezczynności i milczenia wobec homofobii w polityce i w Kościele. Nie podoba mi się to, co robi, ale próbuję zrozumieć, jak głęboki ból popycha ją do takich słów i gestów”. Można oczywiście uspokoić, czy wręcz rozgrzeszyć autora tych słów. Jest on bowiem wręcz wyjątkowo zaangażowany od szeregu lat w działanie i mówienie, a nie bezczynność i milczenie wobec tego, co nazywa „homofobią w polityce i w Kościele”. Pytaniem jest jednak to, czym jest faktycznie owa „homofobia”? Czy ks. Wierzbicki nie zauważa faktycznej homoagresji? Czy wyrazem tej wzmiankowanej przez niego „homofobii” jest bezkarne póki co oszmacanie poprzez para-tęczowe banery pomników religijnych i narodowych? Czy wyrazem tej „homofobii” jest obecność i aktywność tzw. gender studies na polskich uczelniach? Czy wyrazem „homofobii” było zablokowanie wykładów przedstawicieli terapii reparatywnej na uczelniach w Polsce? Czy wyrazem „homofobii” były ataki na abp Jędraszewskiego i innych duchownych krytycznie i merytorycznie podejmujących krytykę ideologii gender?

Trzeba te pytania postawić.

Murem za tym, który daje nadzieję

Tym bardziej, że w obronie ks. prof. Wierzbickiego stanęło środowiska „Tygodnika Powszechnego”.

List został przygotowany przez Klub „Tygodnika Powszechnego”. We wstępie do właściwej treści Listu jego autorzy wskazują, że ks. prof. Wierzbicki „jest kapłanem, który daje nadzieję, że Kościół katolicki stanie się kiedyś Kościołem ewangelicznej miłości bliźniego”. Okazuje się zatem, że ani dzieło zbawcze Chrystusa, ani dwadzieścia wieków pisanych świętością Kościoła i Jego miłością do bliźniego, ani posługa św. Jana Pawła II, autentycznego „Brata naszego Boga” nie uczyniły jeszcze Kościoła Kościołem. Mogło się wydawać nam, katolikom, że Kościół ze swej istoty, ze swej najgłębszej tożsamości jest Kościołem miłości bliźniego. Ale to dopiero „posługa” ks. Wierzbickiego daje taką nadzieję.

W tym samym wprowadzeniu pada od razu jedno z kluczowych stwierdzeń – zakłamań: oto przypisuje się ks. Wierzbickiemu nie stawanie w obronie chuligana, przestępcy czy aktywisty ideologicznego, ale „stawanie w obronie dyskryminowanego człowieka”. Idąc tropem takiej definicji (deiktycznej, a więc wskazującej – ten oto jest dyskryminowanym człowiekiem), trzeba by jako powinność obrony, do której wzywają autorzy listu brać w obronę wszystkich na przykład chuliganów. Wszystkich bez wyjątku. Bowiem przecież, tak, jak w przypadku Michała Sz., nie ważne są ich czyny, lecz świadomość sprawcy. Jeśli na przykład włamując się do sklepu monopolowego ma świadomość szlachetnej walki z kapitalizmem czy promocją alkoholizmu – trzeba go bronić! Należałoby też stawać w obronie zabójcy hodowcy zwierząt, skoro ten zabójca miałby głęboką świadomość walki w obronie praw uciemiężonych zwierząt. Dyskryminacja walczących z kapitalizmem, rasizmem czy szowinizmem gatunkowym jest chyba nie mniej szczytna niż walka z homofobią?

W samym Liście poparcia Autorzy zwracają uwagę najpierw na to, że „Ksiądz Profesor podpisał poręczenie za osobę, której działań i poglądów nie podziela ani nie popiera, co wyraził bardzo jednoznacznie”. Tutaj pojawia się kolejna trudność, już wzmiankowana: czy stwierdzenia „nie podoba mi się”, „krytycznie oceniam” z jednoczesną próbą usprawiedliwianie tych zachowań („próbuję zrozumieć, jak głęboki ból popycha ją do takich słów i gestów”) jest faktycznie „bardzo jednoznaczną” dezaprobatą?

Dalej autorzy przedstawiają dwie kluczowe sprawy. Pierwsza to ta:

„Jesteśmy zaszokowani i oburzeni głosami wzywającymi dziś do represji względem Księdza Profesora, ignorującymi nie tylko właściwy sens jego decyzji, ale również – co nie mniej ważne – jego prawo jako filozofa i etyka do niezależnych interpretacji rzeczywistości społecznej i moralnej”.

Sprzeciw wobec krytyki lubelskiego Profesora wynika najpierw z ignorowania właściwego sensu jego decyzji, co naprawdę nie znajduje żadnego wyjaśnienia czy uzasadnienia. Jeśli sensem tej decyzji miało być potępienie agresora i nie przyzwolenie na represje wobec niego, to w wypowiedziach ks. Wierzbickiego nie ma potępienia agresora, jest wyłącznie potępienie jednoznaczne i stanowcze organów zabezpieczających porządek i tłumiących akty chuligańskie.

Drugi argument jest jednak o wiele bardziej doniosły: chodzi o ignorowanie „prawa jako filozofa i etyka do niezależnych interpretacji rzeczywistości społecznej i moralnej”. Może najkrótszym komentarzem do tych słów będzie fragment wypowiedzi Poprzednika ks. Wierzbickiego na Katedrze Etyki.

Pierwszy fragment to część przemówienia św. Jana Pawła II do świata nauki na KUL:

„Wydaje się także, iż człowiek współczesny coraz bardziej zdaje sobie sprawę z tego, że Bóg (a więc i religia) – zwłaszcza zaś Bóg osobowy Biblii i Ewangelii, Bóg Jezusa Chrystusa – pozostaje ostatnim i ostatecznym gwarantem ludzkiej podmiotowości, wolności ludzkiego ducha, zwłaszcza w warunkach, w których ta wolność i podmiotowość bywa zagrożona nie tylko w sensie teoretycznym, ale bardziej jeszcze – praktycznym”.

I krótkie pytanie – czy naprawdę warto bronić „obrońców” urojonej godności i podmiotowości człowieka, radykalnie odrzucających fundamenty tej godności? Czy to ma być misją Kościoła?

Drugi fragment:

„Uniwersytecie! Alma Mater! […] Służ Prawdzie! Jeśli służysz Prawdzie – służysz Wolności. Wyzwalaniu człowieka i Narodu. Służysz Życiu!”. To także słowa św. Jana Pawła II wypowiedziane do społeczności KUL. Oczywiście człowiek, w tym filozof ma prawo do „niezależnych interpretacji rzeczywistości społecznej i moralnej”.

Ale w takim układzie czyni normą swojego działania niezależność, a nie prawdę. Jeśli zaś czyni tę normę niezależności w obszarze uczelni, która nosi nazwę „katolicki” rodzi to dodatkowy problem.

Zdaję sobie sprawę z ciężaru tej opinii. I z tego, że Kościół katolicki, czyli powszechny ze swej istoty jest pluralistyczny. Dobitnie przekonują o tym autorzy Listu Klubu „Tygodnika Powszechnego”, listu poparcia dla ks. Wierzbickiego:

„Jesteśmy chrześcijanami. Nie ma chrześcijaństwa bez miłosierdzia. I nie ma chrześcijaństwa tam, gdzie panuje nienawiść. Bóg „zlecił nam posługę jednania” (2 Kor 5, 18) i w tej właśnie perspektywie należy, w naszym przekonaniu, widzieć i interpretować decyzję Księdza Profesora”.

Oczywiście, zgoda co do tego, że nie ma „chrześcijaństwa bez miłosierdzia”. Ale wiemy też, współcześnie to słowo miłosierdzie zostało straszliwie wręcz zbezczeszczone, oderwane od istotnego elementu miłosierdzia jakim jest nawrócenie, metanoia. Ciekawe, że w samym Kościele, w wielu kręgach, w celebrowanym niedawno Roku Miłosierdzia, obraz miłosierdzia objawionego w dramacie ojca bogatego w miłosierdzie spotykającego marnotrawnego i nawróconego syna nie był eksploatowany. A przecież to właśnie ta przypowieść, oparta na niej encyklika o miłosierdziu św. Jana Pawła II stanowią wielki klucz do zrozumienia istoty miłosierdzia.

Nie zawsze da się pojednać

Tak, jak kiedyś w czasach marksizmu słowo „dialog” było słowem nadużywanym, tak dzisiaj we współczesnej nowomowie, nadużywane jest bezcenne słowo miłosierdzie i pojednanie. Ośmielam się jednak odpowiedzieć na słowa bardzo wzniosłe i trochę zdumiewające, bo wchodzące w kompetencje apostolskie przez autorów listu poparcia „Bóg zlecił nam posługę jednania” (2 Kor 5, 18)” – innym cytatem ze św. Pawła:

„Nie wprzęgajcie się z niewierzącymi w jedno jarzmo. Cóż bowiem na wspólnego sprawiedliwość z niesprawiedliwością? Albo cóż ma wspólnego światło z ciemnością? Albo jakaż jest wspólnota Chrystusa z Beliarem lub wierzącego z niewiernym? Co wreszcie łączy świątynię Boga z bożkami? Bo my jesteśmy świątynią Boga żywego – według tego, co mówi Bóg:

Zamieszkam z nimi i będę chodził wśród nich,

i będę ich Bogiem, a oni będą moim ludem.

Przeto wyjdźcie spośród nich

i odłączcie się od nich, mówi Pan,

i nie tykajcie tego, co nieczyste,

a Ja was przyjmę” (2 Kor 6, 14-18).

Piszę te słowa w niedzielę 13 września. Liturgia Kościoła przynosi intrygująca Ewangelię o królu rozliczającym się ze sługami. Król okazuje miłosierdzie swojemu słudze – dłużnikowi, ale gdy ten ignoruje logikę tego miłosierdzia, Król cofa to miłosierdzie wręcz drastycznie. Może warto czytać Ewangelię?


Autor: Ks. prof. Paweł Bortkiewicz

Źródło: wpolityce.pl