Słowo „nadzieja” zrosło się na trwałe z postacią i dziełem ks. Józefa Tischnera. Mówiono o nim, że jest „chodzącą nadzieją”, a dobra aura, którą roztaczał wokół siebie, znajdowała też odbicie w jego tekstach, nawet tych najbardziej krytycznych.
Pierwszym zbiorem takich tekstów był tom esejów „Świat ludzkiej nadziei”. Znalazł się w nim, m.in. słynny szkic o „chochole sarmackiej melancholii” (interpretowany jako tekst o polskiej skłonności do rozpamiętywania klęsk i czynienia z nich powodu do chwały), rozważania o wolności i wychowaniu (czy można nauczyć wartości chrześcijańskich, tak jak się uczy dobrych nawyków), refleksje na temat obrazu Boga w filozofii współczesnej, a także spostrzeżenia dotyczące napięć między chrześcijaństwem a światem współczesnym. Czy nadzieja, którą proponuje chrześcijaństwo, jest do pogodzenia z „nadziejami” obecnymi w tym świecie? Tischner twierdził, że jest to możliwe.
Książka pozwala lepiej zrozumieć nie tylko jego filozofię, ale też nasze współczesne dyskusje o przyszłości Polski, Kościoła i świata.
Zapraszamy do lektury esejów systematycznie umieszczanych na naszej stronie internetowej.
NOWY IDEAŁ PRAWDY
Na płaszczyźnie nauki, sztuki i etyki mamy do czynienia ze zjawiskiem podobnym: także tutaj między człowiekiem a naturą wyrasta „rzeczywistość pośrednia”, która oddziela człowieka od natury, a zarazem odsłania przed nim nowy aspekt jego istoty, jakim jest zdolność tworzenia. Pewne tradycyjne spory filozoficzne ulegają dezaktualizacji, w ich miejsce pojawiają się nowe zagadnienia.
Fizyka jądrowa, a wraz z nią inne dyscypliny z psychoanalizą włącznie, wniosły do nauki nowy ideał prawdy. Prawda dla filozofii klasycznej polegała na zgodności poznania z rzeczą. Ale już w fizyce mikrocząsteczek jest inaczej. „Niewątpliwie fizyk zrezygnował z możliwości osiągnięcia przedmiotów badania pod postacią czystych danych, przedłożonych oglądowi kontemplacyjnemu; wie, że aby obserwować cząsteczkę, trzeba na nią oddziałać, co więcej, dosięgnąć jej za pośrednictwem konstrukcji teoretycznej: nie jest on więc zdolny odróżnić w swoim przedmiocie tego, co należy do rzeczywistości sprzed doświadczenia, od tego, co jest rezultatem warunków doświadczalnych i teoretycznych: idealizm i realizm zostały więc usunięte”. I na innym miejscu: „Umysł upewnia się, że dociera do rzeczywistości nie dlatego, że ją zna – co mogłoby być zawsze zakwestionowane – lecz dlatego, że ją przekształca, konstruuje… Zabieg teoretyczny stał się tworzeniem, kształtowaniem przedmiotu w sposób odkrywczy… to, co jest kształtowane, narzuca się bezpośrednio jako rzeczywistość” (s. 152-154).
Kluczem do zrozumienia nowej sytuacji jest pojęcie sensu, znaczenia. Jakiś świat czystej natury istnieje. Ale dla mnie liczy się on tylko o tyle, o ile ma sens istnienia, znaczenie bycia rzeczywistością. Zaś ten sens nie jest całkowicie zbadany. Zostaje on ukonstytuowany przez człowieka we wspólnym dialogu natury i wielu świadomości.
Widać to także na terenie sztuki i etyki. Trudno śledzić tutaj każdy popis erudycji i inteligencji autora, zainteresowanych trzeba odesłać do książki. Przytoczę dwa cytaty. Pierwszy dotyczy sztuki: „Po «Pannach z Awinionu» Picasso i inni malarze XX-wieczni tworzą sztukę podobną do sztuki Afryki i Ameryki prekolumbijskiej pod tym względem, że tworzą sztukę elementu: odrzucają formę skoncentrowaną, zamkniętą, hierarchiczną, jednakże elementy nabierają tu nowego sensu. Przestają być przeniknięte naturą i jej rytmami: odżegnują się od wewnętrznej ciągłości. Działają jak gdyby w stanie czystym… Krótko mówiąc, funkcjonują” (s. 197). Drugi cytat dotyczy etyki: „Nie wydaje się, żeby nasza etyka wstępująca była etyką zredukowaną. Nie odrzuca ona wskazywanych przez Herkulesa i Nietzschego kategorii moralności naturalnej i moralności społecznej. Ona je ignoruje. Sądzi, iż wie, że problem zarówno zwykłego człowieka, jak bohatera, to już nie wybieranie i przechodzenie z góry wyznaczonych i ocenionych dróg, lecz podjęcie dróg kształtujących krajobraz, a których wartość leży w ustanowionej przez nie rzeczywistości pośredniej, utkanej z umysłu i natury. Wolność ujmowana jest… jako możność nadawania określonym danym znaczeń i nowych możliwości” (s. 237). Ocena etyczna tak pojętego aktu musi odwoływać się do innych niż tradycyjne kryteriów: do wartości, do doświadczeń egzystencjalnych, do innych ludzi jako współtwórców aktu znaczącego, wreszcie do samej historii. Akt moralny ma odsłonić niejako sam z siebie swój etyczny absurd lub swą etyczną wartość, bez odwoływania się do tego, co właśnie stało się „bez znaczenia” – do „czystej natury”.
Idee van Liera nie są nowe. Na gruncie filozofii pojawiały się one już u Husserla, Heideggera i kontynuatorów jednego i drugiego. Wiązały się przede wszystkim z teorią Umweltu, to jest świata otaczającego człowieka, oraz z teorią „konstytucji sensu” przez świadomość ludzką. Umwelt nie jest światem czystej natury, ale nie jest też po prostu częścią ludzkiej świadomości. Jest zespołem powiązanych ze sobą sensów i ich nosicieli. Człowiek w tym świecie nabiera także jakiegoś sensu: „jest” urzędnikiem, lekarzem, inżynierem, księdzem. Z analogicznymi ideami spotykamy się w psychoanalizie. Ważne jest nie to, jakie jest zachowanie pacjenta, lecz ważne jest to, jaki sens ma ono w jego własnych oczach. „Rzeczywistość pośrednia” to system sieciowy, który przybrał dla nas sens najbardziej bezpośredniej, dotyczącej nas na co dzień realności.
Osobiście zafrapowały mnie jednak inne idee, których szerszego rozwinięcia niestety u van Liera nie znalazłem, chociaż leżało to w tematycznym obszarze jego książki. Autor rzuca uwagę, że rysem znamiennym współczesności jest zniesienie przepaści między pracą naukowca a pracą robotnika. Naukowiec nie jest już dzisiaj po prostu kontemplatykiem świata, lecz jego aktywnym współkonstruktorem, a także robotnik nie obywa się już w swej pracy bez jakiejś uprzednio wypracowanej teorii. Wydaje mi się jednak, że zbliżenie postaw jest bardziej wszechstronne. Właściwością naukowca było, że tworzył teorie – systemy „znaczące”. Kresem jego pracy był język. Właściwością robotnika było, że wytwarzał „towary”. Dzisiaj produkt robotnika przypomina produkt naukowca i na odwrót. Robotnik w sieci synergicznej produkuje nie tyle „towary”, ile właśnie swoiste „przedmioty znaczące” (ten stos żelastwa nosi znaczenie: „maszyna do pisania”). Przedmioty te są takim samym elementem komunikacji społecznej, jakim były naukowe teorie. Praca staje się językiem, język ujawnia to, że jest pracą. Wytwory pracy i języka podlegają analogicznym ocenom: mówimy, że to jest „prawdziwa maszyna do pisania”, a tamto – „prawdziwa teoria”. Cele pracy są bardziej wszechstronne niż zaspokajanie potrzeb. Praca jest jednym z elementów komunikacji społecznej.
Tę przemianę w znaczeniu pracy ludzkiej uważałbym za jedno z najdonioślejszych osiągnięć naszych czasów. O konsekwencjach trudno tutaj szerzej mówić, zaprowadziłoby nas to zbyt daleko od naszej książki.
LOS CHRZESCIJAŃSTWA I LOS CZŁOWIEKA
Generalna wizja van Liera napawa niejaką otuchą. W każdym razie istnieją realne szanse, że człowiek w dużo większym stopniu weźmie we własne ręce swój los i podejmie, kontrolując się, dzieło tworzenia nowego wieku. Im bardziej jednak książka ma się ku końcowi, tym bardziej w czytelniku obok nadziei i otuchy zaczyna narastać jakiś niepokój. Dotyczy on dwóch spraw: miejsca chrześcijaństwa i losu ludzkiej osoby w nowym, synergicznym świecie.
Chrześcijaństwo potrafi dostosowywać się we właściwym sobie zakresie do różnych formacji historycznych, jest plastyczne. Ale przecież chodzi o coś więcej: o pozytywne przyjęcie odpowiedzialności za tworzenie jutra. Jaką drogę musi ono jeszcze przejść, zwłaszcza u nas, aby tę odpowiedzialność podjąć? Strony książki van Liera dostarczają mnóstwa przyczynków do zjawiska, które kiedyś nazwałem „kryzysem chrześcijaństwa tomistycznego”. Pozwalają lepiej ten kryzys zrozumieć, bardziej wszechstronnie ująć jego nieodzowność. Z drugiej strony pozwalają także uchwycić te wartości, które tworzą „nowy wiek”, a których proweniencja jest wyraźnie ewangeliczna. W świecie synergicznym duch Ewangelii nie jest nieobecny. Powstaje niepokój, aby przypadkiem przesadna wierność pewnym historycznym tradycjom intelektualnym nie uruchomiła w świadomości chrześcijan mechanizmu zbyt pospiesznych zgorszeń i nie przeszkodziła im rozpoznać w tworach nowego świata ducha, z którego sami kiedyś się narodzili.
Powód drugi niepokoju obraca się wokół antropologii. Między człowiekiem a naturą powstała synergiczna „rzeczywistość pośrednia”. Zgoda. Ale pojawiła się ona także wewnątrz człowieka. Z chwilą gdy człowiek narodził się jako pełnowartościowy element sieci, nabrał w niej nowego „znaczenia”. Jest jednak różnica. Bo oto tutaj pośrednia rzeczywistość zdaje się niczego nie zapośredniczać. Czytamy: “Z całego poprzedniego wywodu widać, że człowiek współczesny jest nagi – nie nagi wspaniałą, dumną nagosćią Greków, lecz obnażony przez to, że brak mu atrakcyjności, oblicza, postawy… Pozbawiony już wiary w ścisłość umysłu, rozproszony i opanowany przez własne dzieła, uznał za swoją prawdę bycie niczym” (s. 249). Uznanie, że się jest niczym, brzmi jak wyznanie umierającego. Wprawdzie obydwaj genialni, krytyczny i twórczy, mogą się czuć zadowoleni: pierwszy, bo to oznacza “oczyszczenie z przesądów”, drugi, bo oznacza to, że człowiek może stać się wszystkim. Ale zadowolenie jest w tym przypadku optymizmem przesadnym. “Abyssus abyssum invocat… Człowiek, ulegając nastrójowi osamotnienia i bezwładu, nie mogąc lub nie chcąc wrosnąć w węzły sieci, uznawszy własną naturę za własną nicość, może czuć się sprowokowanym przez świat do jedynego wyboru – wyboru śmierci. Człowiek nie może odmówić urodzenia się dla natury. Nie dla sieci nie musi się rodzić. Jest wolny… Ten drugi niepokój pozwala się wyrzucić pytaniem: czy człowiek znajdzie jutro w sobie na tyle duchowej energii (pojęcie – jak wiadomo – bergsońskie), aby przed wyborem między możliwościami, jakie proponuje mu synergiczny świat, wybierać przede wszystkim siebie, jeśli już nie jako błąd, to przecież jako wartość, która ma się stać bytem. Aby możliwy był wybór, trzeba nie tylko alternatyw, lecz także siły do wyboru, wewnętrznej – duchowej energii. O tę energię idzie gra. Co robić, aby człowiek doświadczył jej w sobie? Jakich go nadziei nauczyć? Jakie męstwo z niego wykrzesać? Do jakich przygód go zaprosić?
To nie są rzecz jasna pytania do autora. Są to pytania, które rodzą się po zamknięciu jego naprawdę dobrej książki.