Świat ludzkiej nadziei – część 1

Słowo „nadzieja” zrosło się na trwałe z postacią i dziełem ks. Józefa Tischnera. Mówiono o nim, że jest „chodzącą nadzieją”, a dobra aura, którą roztaczał wokół siebie, znajdowała też odbicie w jego tekstach, nawet tych najbardziej krytycznych.

Pierwszym zbiorem takich tekstów był tom esejów „Świat ludzkiej nadziei”. Znalazł się w nim, m.in. słynny szkic o „chochole sarmackiej melancholii” (interpretowany jako tekst o polskiej skłonności do rozpamiętywania klęsk i czynienia z nich powodu do chwały), rozważania o wolności i wychowaniu (czy można nauczyć wartości chrześcijańskich, tak jak się uczy dobrych nawyków), refleksje na temat obrazu Boga w filozofii współczesnej, a także spostrzeżenia dotyczące napięć między chrześcijaństwem a światem współczesnym. Czy nadzieja, którą proponuje chrześcijaństwo, jest do pogodzenia z „nadziejami” obecnymi w tym świecie? Tischner twierdził, że jest to możliwe.

Książka pozwala lepiej zrozumieć nie tylko jego filozofię, ale też nasze współczesne dyskusje o przyszłości Polski, Kościoła i świata.

Zapraszamy do lektury esejów systematycznie umieszczanych na naszej stronie internetowej.

 

CHOCHOŁ SARMACKIEJ MELANCHOLII

Chochoł z Wesela Wyspiańskiego – oto, jak mi się wydaje, niemal doskonały symbol „sarmackiej melancholii”… Jest to w pełnym tego słowa znaczeniu symbol. Tworzywem chochoła jest słoma – suchy badyl pozbawiony ziarna. Kształtem i ruchem przypomina człowieka. W dramacie Wyspiańskiego pojawia się jako znak i zapowiedź ogarniającej weselnych gości apatii. Jego ruchom towarzyszy tęskna, rzewna melodia i słowa: ,,miałeś chamie złoty róg… ” Przed tymi, którzy oczekiwali nadejścia Wernyhory, zamyka się wielka przyszłość. Zmęczeni weselem Ludzie popadają w sen, i gdy się obudzą, wszystko wróci do codziennej prozy. Jest chwila zatrzymanego czasu. Barwny korowód postaci wypełnia scenę, przez okno widać jakieś przestrzenie pól ale czas stanął i przestrzeń, zarówno ta w izbie, jak i ta poza nią, nie jest niczym do pokonania i do kroczenia naprzód, lecz jest przestrzenią zamykającą, osaczającą człowieka. Melodia jest pełna nieokreślonego żalu. ,,Miałeś chamie czapkę z piór… ” Czas stoi.. Wszystkie wymienione akcesoria, a więc kukła ze słomy, przestrzeń osaczająca, czas zatrzymany i w powietrzu wiszący smak żalu po zaprzepaszczeniu okazji – oto źródła, z których poeta wydobył swoisty, symbolizowany przez chochoła nastrój, któremu nadajemy nazwę: sarmacka melancholia.

Spróbujmy uchwycić bliżej istotę owego zjawiska. Przyjrzyjmy się w tym celu najpierw generalnej sytuacji, w której nastrój ów ma swe wkorzenienie. Punkty zahaczenia opisu podsunie nam sam dramat, postarajmy się jednak o dokonanie pewnego uogólnienia, by na tej drodze uchwycić nie konkretną, lecz generalną strukturę interesującej nas sytuacji.

 

Generalna forma świata

Melancholia rodzi się z konkretnej porażki, jednej lub wielu. Zanim jednak do porażki dojdzie, w świadomości człowieka utrzymuje się pewna generalna wizja świata i generalna wizja sytuacji człowieka w tym świecie, warunkująca określony sposób przeżywania porażki. Wizja ta to świat melancholii. Świat melancholii jest podzielony na dwie zasadniczo różne przestrzenie: górną, idealną i utopijną, oraz dolną, codzienną i prozaiczną. W idealną przestrzeń świata kierują się najgłębsze nadzieje, ambicje, marzenia człowieka. Tam działają ukryte sprężyny dziejów, dokonują się usprawiedliwienia i potępienia ludzi oraz całych narodów. Stamtąd miał przyjść legendarny Wernyhora, by ziścić na ziemi wzniosłą Utopię. W przestrzeni prozaicznej dzieje się szara codzienność, narodowa, społeczna i indywidualna alienacja. Tutaj pędzi swój nudny i nostalgiczny żywot człowiek przywiązany do swego czasu i swej przestrzeni, odbywając pokutę za nieokreślone winy. O ile świat Utopii jest siedliskiem kolorowych wyobrażeń i źródłem pociech, o tyle codzienność jest miejscem prozaicznej nudy. Twórczym warunkiem melancholii jest bogactwo wyobraźni. Dzięki niej oddycha się i przez nią jednocześnie się cierpi.

To jednak jeszcze nie wystarczy. Aby narodziny chochoła stały się możliwe, potrzebna jest jakaś porażka. Oto pojawia się perspektywa wyzwolenia od alienacji. Przez jakiś szczególny zbieg przypadków świat kolorowej Utopii mógł się ucieleśnić. Rezolutność musiała się zdobyć na gest skorzystania z nadciągającej Okazji. Ale gestu nie było, najwyżej jakieś usiłowania. Tragiczny paradoks polega między innymi na tym, że właściwie nie wiadomo dlaczego. Być może do wyzyskania Okazji trzeba było czegoś więcej niż zadzierzystości, może właśnie prawdziwej odwagi (o różnicy za chwilę), w każdym razie źródła porażki są mizerne, pospolite. Wyspiański pokazuje to bezlitośnie: złoty róg został w banalny sposób zgubiony.

Użyłem tutaj formuły „sarmacka melancholia”. Przymiotnik „sarmacka” ma odróżniać tę formę melancholii od form pokrewnych, których opisanie znajdziemy w podręcznikach psychologii, psychiatrii lub w obrazach literackich gdzie indziej zlokalizowanych. Melancholia „na tych równinach otwartych na wszystkie wiatry” i „pod niebem omdlewającej, kończącej się Europy” (Witold Gombrowicz) uzyskiwała swoisty, niepowtarzalny koloryt. Właśnie na tę swojskość ma przede wszystkim wskazywać przymiotnik „sarmacka”. Ale pojęcie sarmatyzmu aż się roi od wieloznaczności. Jeden rys zdaje się pozostawać w nim jednak na stałe: jest to wspomniana zadzierzystość. Sarmatyzm nie jest tym samym co „polskość”. Słowo „sarmatyzm” brzmi pejoratywnie. O sarmatyzmie mówi się z przekąsem, ironią. Jest tak, ponieważ sarmatyzm wnosi z sobą rys „zadzierzystości”, a zadzierzystość to niezręczna imitacja odwagi. W niej bohaterski czyn nie wyrasta z pragnienia zrealizowania obiektywnej, pozytywnej wartości dla samej wartości, jak to bywa w przypadku odwagi, lecz z pewnej mieszaniny bodźców i motywów, w której obok czysto instynktownych reakcji daje się także wykryć ukryty zamiar imponowania innym.

Sarmacka melancholia jest spontaniczną odpowiedzią świadomości na prozaiczną, a zarazem w jakiejś części zawinioną porażkę. W jej skład wchodzą nastroje wielorakie, o przeciwstawnych niekiedy tendencjach. Znajdziemy tam różne odcienie żalu za nie spełnionym snem, jakby nieokreśloną nadzieję, że wszystko zostanie powtórzone, zepchnięty w podświadomość wstyd z powodu zawinienia i na zewnątrz przejawiające się wysiłki, zmierzające do podkreślenia własnej mimo wszystko wartości, oraz wiele innych pokrewnych. Wszystkie te elementy odsłonią się wyraźniej, gdy przejdziemy do analizy poszczególnych aspektów interesującej nas nastrojowości.

 

Czasowość melancholii: przyszłość i przeszłość

W dramacie Wyspiańskiego chochoł rozpoczął swą destrukcyjną działalność dopiero wtedy, gdy zgubiono złoty róg. Wprawdzie pojawił się już przedtem, ale tylko jako złowroga potencjalność. Zgubienie złotego rogu, klęska najbardziej prozaiczna z prozaicznych, zatrzasnęło drzwi zrealizowaniu się wielkiej, kolorowej Utopii. Doświadczenie przyszłości, jakie w tej chwili budzi się w ludziach, jest ambiwalentne: wiek kolorowej Utopii jeszcze nie nadszedł, natomiast powtarza się nadal i będzie się powtarzał czas codziennej prozy. Jest chwila czasu zatrzymanego. Brzmią jeszcze echa zatrzaśnięcia drzwi ku przyszłości, człowiek jeszcze się nią fascynuje, ale już przeczuwać zaczyna, że uchwyci go za sekundę w swe macki czas codziennego banału. Trwając w takiej teraźniejszości, usiłuje jakoś oddalać tę sekundę od siebie.

Jeszcze niedługo przedtem, gdy porażki nikt nie przewidywał, przyszłość odsłaniała się przez pryzmat radykalnego „albo-albo”. Dziś twój tryumf albo zgon. W chwili porażki okazało się, że ani zgon, ani tryumf, lecz prozaiczny ciąg dalszy przeżytego już częściowo banału. Ale to trzecie prozaiczne wyjście nie zostaje, jakby się mogło wydawać, zupełnie odrzucone. Przeciwnie, już się w nim żyje i już się nim żyje. Mówi się: jest, jak jest. Jeżeli się już w czymś żyje, to okazuje się wtedy, że to, w czym się żyje, nie jest ostatecznie radykalnie złe. Byt-istnienie pokrywa się z dobrem2. Istnienie należy akceptować przede wszystkim.

Przyszłość, która za chwilę nadejdzie, posiada charakter kontynuacji przeszłości. Dla ilustracji zacytujmy tutaj Gombrowicza: „Może i nie jestem komunistą, może jestem tylko — wojującym pacyfistą. Wałęsałem się po świecie, żeglując po tej otchłani niezrozumiałych idiosynkrazji i gdziekolwiek zobaczę jakieś tajemnicze uczucie, czy to będzie cnota, czy rodzina, wiara czy ojczyzna, tam zawsze popełnić muszę jakieś łajdactwo. Oto moja tajemnica, którą ze swej strony narzucam wielkiej zagadce bytu. Nie mogę po prostu przejść spokojnie obok szczęśliwych narzeczonych, obok matki z dzieckiem lub zacnego staruszka, lecz czasem żal mnie chwyta za Wami, drodzy moi, Ojcze i Matko, i za tobą święte dzieciństwo moje”3. Podstawowa sytuacja strukturalna zostaje zachowana: dwuwarstwowy aksjologicznie świat (Ojciec, Matka, święte dzieciństwo) i porażka, z której wyłania się „żal, co chwyta”. Uwypukla się również podstawowa sytuacja kontynuacji czasowej: przeszłość powtarza się znowu. Nie wiadomo dlaczego, ale nie mogę nie popełniać tych łajdactw. Jest w tym ukryta, może trochę zrezygnowana, zgoda na siebie i własny winą przeniknięty mały los.

Fundamentalna afirmacja własnego bytu, rezygnacja z protestów przeciwko kontynuowaniu się wczorajszego banału, afirmacja czasu powtarzającego się i… dana w wyobraźni świadomość istnienia świata Utopii, który w każdej chwili może wystrzelić nową okazją — to wszystko stanowi w melancholii czynnik ważny, bo nie pozwala wtargnąć w głąb człowieka uczuciu rozpaczy, które zawsze zagraża zwyciężonym. Rozpacz pojawiłaby się wtedy, gdyby alternatywą nieziszczenia się Utopii była nicość. Ale tak nie jest. W momencie, gdy zaczyna zagrażać rozpacz, odzywa się w głębi świadomości chochoła jakiś irracjonalny instynkt trwania i afirmacji siebie wbrew wszystkiemu. W wyniku jego działania rozpacz przekształca się w melancholię. Melancholia jest rozpaczą, która nie zdążyła dojrzeć. Różnica wynika z czasowości. Czas rozpaczy jest czasem bez jutra. Czas melancholii jest czasem degradującego się jutra.

Świadomość, że moje jutro zostanie zdegradowane, ma jednak jeszcze inną rolę do spełnienia. Ona nie pozwala narodzić się prawdziwie pełnej radości życia, której ustępuje miejsca cofająca się rozpacz. Melancholia od tej strony oglądana jest stanem niedojrzałej radości. Kryje ona w sobie radość doprowadzoną do połowy i w połowie skazaną na przeistoczenie w egzystencjalny smutek.

Tak więc melancholia oglądana przez pryzmat fundamentalnej czasowości odsłania się nam jako mieszanina wzajemnie się zwalczających nastrojów egzystencjalnej goryczy i egzystencjalnej uciechy z życia, w której żaden z nich nie ma prawa dominacji.

 


Pozostałe fragmenty książki Świat ludzkiej nadziei