Rozdział piąty “Kościół a skandal nadużyć seksualnych” cz. 2

PIERWSZE REAKCJE KOŚCIELNE

Od dawna trwający proces rozpadu chrześcijańskiej koncepcji moralności – co starałem się do tej pory po­kazać – osiągnął w latach sześćdziesiątych niespotykany dotąd poziom. Ten upadek nauczycielskiego autorytetu Kościoła w dziedzinie moralności siłą rzeczy musiał mieć wpływ na różne obszary jego życia. W związku ze spotkaniem przewodniczących konferencji bisku­pów z całego świata z papieżem Franciszkiem szczegól­nej troski wymaga kwestia zarówno życia kapłańskiego, jak i seminariów duchownych. Jeśli chodzi o problem przygotowania do posługi kapłańskiej, faktycznie mamy do czynienia z głęboką zapaścią dotychczasowej jego formy.

W różnych seminariach utworzyły się „kluby” homoseksualne, które działały mniej lub bardziej otwar­cie, znacząco wpływając na zmianę panującego tam klimatu. W jednym z seminariów w południowych Niemczech kandydaci do kapłaństwa mieszkali razem z kandydatami do świeckiej posługi referenta duszpa­sterskiego. W czasie wspólnych posiłków seminarzyści przebywali z żonatymi referentami duszpasterskimi, którym niekiedy towarzyszyły żony i dzieci, a czasami narzeczone. Atmosfera w seminarium z pewnością nie pomagała w przygotowaniu do posługi kapłańskiej. Stolica Apostolska wiedziała o tych problemach, nie była jednak o nich szczegółowo poinformowana. Pierwszym krokiem do zmiany sytuacji było zarządzenie wizytacji apostolskiej w seminariach w Stanach Zjednoczonych.

Ponieważ po Soborze Watykańskim II zmieniły się również kryteria wyboru i mianowania biskupów, także ich relacje z podlegającymi im seminariami były bardzo zróżnicowane. Jako kryterium mianowania nowych biskupów znaczenie miała teraz przede wszystkim ich „soborowość”, którą oczywiście można było rozumieć na różne sposoby. W wielu miejscach w Kościele zmysł soborowy rozumiano jako postawę krytyczną lub ne­gatywną wobec obowiązującej dotąd tradycji, którą teraz należało zastąpić nowym, radykalnie otwartym stosunkiem do świata. Pewien biskup, który wcześniej był rektorem seminarium, pozwolił, aby klerykom po­kazywano filmy pornograficzne, rzekomo z zamiarem uodpornienia ich na zachowania sprzeczne z wiarą. Byli pojedynczy biskupi, i to nie tylko amerykańscy, którzy całkowicie odrzucili katolicką tradycję, dążąc do roz­winięcia w swoich diecezjach pewnego rodzaju nowej, nowoczesnej „katolickości”. Może warto zauważyć, że w niemałej liczbie seminariów studenci, przyłapani na czytaniu moich książek, uważani byli za niezdatnych do kapłaństwa. Moje książki były ukrywane jako lite­ratura szkodliwa i czytano je, by tak rzec, po kryjomu.

Wizytacja, która potem nastąpiła, nie przyniosła żad­nych nowych spostrzeżeń, gdyż najwidoczniej różne siły połączyły się ze sobą, starając się ukryć prawdę o tej sy­tuacji. Zarządzono drugą wizytację, która dała znacznie więcej informacji, ale zasadniczo pozostała bez konse­kwencji. Mimo to od lat siedemdziesiątych xx wieku sytuacja w seminariach ogólnie się ustabilizowała, jed­nakże wzrost powołań kapłańskich występował tylko sporadycznie, ponieważ sytuacja w całości była bardzo zróżnicowana. 

O ile pamiętam, pedofilia stała się palącym problemem dopiero w drugiej połowie lat osiemdziesiątych. W Sta­nach Zjednoczonych w tym czasie urosła już ona do rangi problemu w sferze publicznej. Biskupi zwrócili się o pomoc do Rzymu, ponieważ prawo kanoniczne, w formie zawartej w nowym Kodeksie, nie wydawa­ło się wystarczające do podjęcia niezbędnych działań. Początkowo Rzym i kanoniści rzymscy mieli trudności z odpowiedzią na tę prośbę. Ich zdaniem czasowe za­wieszenie w posłudze kapłańskiej musiało być wystar­czające dla dokonania oczyszczenia i wyjaśnienia gorszących wydarzeń. Biskupi amerykańscy nie mogli tego zaakceptować, gdyż w ten sposób kapłani pozostawali w służbie biskupa, a zatem byli uznawani za osoby bez­pośrednio z nim związane. Odnowa i pogłębienie prawa karnego w nowym Kodeksie, celowo skonstruowanego w sposób łagodny, zaczęły powoli torować sobie drogę.

Do tego dochodził zasadniczy problem dotyczący koncepcji prawa karnego. W tym momencie bowiem za „soborowy” uznawany był jedynie tak zwany gwarantyzm. Oznaczał on, że przede wszystkim należał zagwarantować prawa oskarżonym i to do tego stopnia, że w rzeczywistości wykluczono jakąkolwiek karę. Jako przeciwwagę dla możliwości obrony oskarżanych teologów, które często bywały niewystarczające, ich prawo do obrony w ujęciu „gwarantyzmu” zostało tak dalece rozszerzone, że wyroki skazujące były praktycznie niemożliwe.

Pozwolę sobie w tym momencie na małą dygresję. W obliczu rozmiaru pedofilskich przestępstw przycho­dzą mi na myśl słowa Jezusa, który mówi: ,,A kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu lepiej byłoby kamień młyński uwiązać u szyi i wrzucić go w morze” (Mk 9, 42). Zdanie to w pierwot­nym znaczeniu nie mówi o seksualnym wykorzystywaniu dzieci. Słowo „mali” w języku Jezusa oznacza prostych wierzących, których wiara może zostać zachwiana z po­wodu intelektualnej pychy ludzi uważających się za mą­drych. Jezus broni więc tutaj wiary, używając stanowczej groźby kary dla tych, którzy ją znieważają. Współcze­sne użycie tych słów samo w sobie nie jest błędne, ale nie może przesłaniać ich pierwotnego znaczenia. Tym samym staje się jasne, wbrew wszelkiemu „gwaranty­zmowi”, że ważne jest nie tylko prawo oskarżonego i nie tylko ono wymaga gwarancji. Równie ważne są dobra wyższe, takie jak wiara. Wyważone prawo kanoniczne, zgodne z całym przesłaniem Jezusa, musi zatem dostar­czać gwarancji nie tylko oskarżonemu, wobec którego szacunek jest dobrem chronionym przez prawo; musi także chronić wiarę, która również jest ważnym dobrem przez nie zagwarantowanym. Właściwie skonstruowane prawo kanoniczne powinno zawierać podwójną gwaran­cję: prawną ochronę oskarżonego oraz prawną ochro­nę zagrożonego dobra. Gdy dzisiaj przedstawia się tę ze swej natury jasną koncepcję, zazwyczaj dochodzi do zderzenia z głuchotą i obojętnością w kwestii prawnej ochrony wiary. W powszechnej świadomości prawnej wiara, jak się wydaje, nie jest już traktowana jako dobro wymagające ochrony. Jest to niepokojąca sytuacja, nad którą pasterze Kościoła powinni się zastanowić i którą powinni potraktować z należytą powagą.

Do tych krótkich uwag o sytuacji, w jakiej znalazła się formacja kapłańska w momencie publicznego wy­buchu kryzysu, chciałbym teraz dodać kilka wskazó­wek odnośnie do ewolucji prawa kanonicznego w tej kwestii. Za przestępstwa popełnione przez księży od­powiada zasadniczo Kongregacja ds. Duchowieństwa. Ponieważ jednak w tamtym czasie postawę jej członków zdominował „gwarantyzm”, zgodziliśmy się z papieżem Janem Pawłem II, że właściwe byłoby udzielenie kom­petencji w kwestii tych przestępstw Kongregacji Nauki Wiary. Nadano im nazwę Delicta maiora contra fidem [Ciężkie przestępstwa przeciwko wierze]. Dzięki tym ustaleniom możliwe stało się wymierzanie najwyższej kary, czyli przeniesienia do stanu świeckiego, która nie mogła być nałożona w ramach innych tytułów prawnych. Nie chodziło tutaj o wybieg, aby móc nakładać maksymalną karę, ale o konsekwencję wynikającą z wagi, jaką Kościół przywiązywał do wiary. 

Ważne jest bowiem dostrzeżenie, że tego rodzaju przestępstwa duchownych ostatecznie szkodzą wierze są one możliwe tylko tam, gdzie wiara nie ma już decydującego wpływu na postępowanie człowieka. Surowość kary domaga się jednak wyraźnego dowodu popełnienia przestępstwa: tutaj pozostają w mocy treści głoszone przez gwarantyzm. Innymi słowy, aby zgod­nie z prawem nałożyć maksymalną karę, konieczny jest prawdziwy proces karny. Jednakże w ten sposób zarów­no od diecezji, jak i od Stolicy Apostolskiej wymagano zbyt wiele; ustaliliśmy zatem minimalną formę postę­powania karnego i pozostawiliśmy otwartą możliwość, aby sama Stolica Apostolska przejmowała procesy tam, gdzie diecezja lub metropolia nie byłyby w stanie ich przeprowadzić. W każdym przypadku proces musiał być zweryfikowany przez Kongregację Nauki Wiary w celu zagwarantowania praw oskarżonego. Ostatecznie na Feria IV (tj. na posiedzeniu zwyczajnym wszystkich członków Kongregacji) utworzyliśmy instancję apela­cyjną, aby dać możliwość odwołania się od procesu. Po­nieważ wszystko to w rzeczywistości wykraczało poza możliwości Kongregacji Nauki Wiary i w ten sposób powstawały opóźnienia, których w związku z materią spraw należało unikać, papież Franciszek przedsięwziął dalsze reformy. 

Poprzednia część