Relacja z wyjazdu ojców do Łopusznej 23-24.10.2021

Dzień przywitał nas piękną pogodą i brakiem ruchu na drogach. Już w trakcie wspólnych dojazdów ojcowie mogli się co nieco poznać. Niektórzy pierwszy raz mieli ze sobą kontakt. Wszyscy dotarli do ośrodka Natanael na umówioną godzinę. Po prawej od drzwi wejściowych mogliśmy zobaczyć oprawione podziękowania za jakość usług od różnych instytucji, w tym od naszego hospicjum. To sprawiło, że poczuliśmy się trochę bardziej „swojo”. Po zakwaterowaniu udaliśmy się na śniadanie, które było pyszne. Niektórzy nawet zjedli dwa.

Następnie zebraliśmy siły, suchy prowiant – przygotowany przez ośrodek – i wyruszyliśmy na Turbacz (1310 m.n.p.m.) tempem, które pozwalało bezpiecznie dojść na szczyt nawet osobom z górami niezaznajomionymi. Czasu mieliśmy pod dostatkiem, szliśmy pogrążeni w rozmowach, dywagacjach i deliberacjach o tym, co ważne, osobiste, a czasem po prostu praktyczne, np. gdzie odprawić Mszę św. O godz.  12 ksiądz Józef poprowadził Anioł Pański. Po dotarciu na szczyt zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcia, napatrzyliśmy się na Tatry, a następnie udaliśmy się do schroniska spożyć suchy prowiant. W schronisku ludzi jak mrówek. Mimo to – niezwykłym szczęściem – udało nam się znaleźć miejsce na posiłek w izbie pamięci, gdzie swoją tablicę ma m.in. patron Hospicjum – ks. Józef Tischner.

W pobliżu schroniska jest ołtarz szałasowy, ale przy tym wietrze odprawienie mszy św. byłoby dosyć wymagające. Jest też ołtarz kamienny, lecz ludzi w pobliżu za dużo. Schodząc w kierunku ośrodka nadal wytężaliśmy wzrok – może na tamtym głazie, może na tamtym powalonym drzewie. W końcu udało nam się znaleźć kapliczkę i przy niej ksiądz Józef odprawił Mszę św. W trakcie Eucharystii na przemian sypał śnieg, świeciło słońce i wiał wiatr. Cieszyliśmy się, że księdzu palce nie odpadły, gdyż temperatura odczuwalna nie dotarła powyżej zera. Chyba nawet się nie starała. Do Natanaela dotarliśmy w promieniach zachodzącego słońca, a deszcz ledwo zdążył nas pokropić niczym kropidłem.

Zjedliśmy pyszną obiadokolację, uczyniliśmy przerwę na weryfikację miękkości łóżek oraz odświeżenie się i spotkaliśmy się w sali szkoleniowej. Co dzieje się w grupie zostaje w grupie, dość powiedzieć, że poza osobistymi wątkami ojcowie poznali historię Piotra Pustelnika i mogli odnieść jego dylematy do swoich życiowych sytuacji. Potem nasze szacowne grono przeniosło się do kawiarenki, gdzie spożyliśmy ogromne ilości herbaty, dywagując o religii, teologii, fizyce i innych naukach.

W niedzielę spotkaliśmy się na śniadaniu, a po nim powróciliśmy każdy do swojego domu. Czy więcej kalorii spaliliśmy niż przyswoiliśmy – debatowalne.  Czy jeszcze do Natanaela powrócimy – prawdopodobne. Pewne za to jest, że w grupie siła i to, co zaczęło się tutaj może odrobinę zmienić osobiste światy uczestników.