Uchwytnym wyrazem powagi życia i działania człowieka jest Krzyż Chrystusowy. Rzuca on jednak na przedmiot naszych rozważań podwójne światło. Bóg cierpi i umiera – zło nie jest dla Niego czymś nierzeczywistym. Nienawiść nie jest dla Niego, który jest Miłością, po prostu niczym. Nie przezwycięża zła dialektyką uniwersalnego intelektu, zdolnego każdą negację przemienić w afirmację. Przezwycięża zło nie jakimś spekulatywnym, ale najzupełniej realnym Wielkim Piątkiem. Wkracza sam w wolność grzeszących swoją większą nad nią wolnością – miłości sięgającej otchłani. Ukazuje to naocznie rzeczywistość zła i jego konsekwencji. Powstaje jednak pytanie, czy nie ukazuje zarazem odpowiedzi Bożej zdolnej przemienić wolność jako wolność w siebie.
Odpowiedź kryje się w mroku zstąpienia Jezusa do Szeolu, w nocy cierpienia Jego duszy. Człowiek nie zdoła przeniknąć tej nocy. Poznaje ją tylko o tyle, o ile idzie w ciemność za Chrystusem. I w ten sposób słowo „piekło” nabrało nowego sensu i nowego kształtu w dziejach w dziejach świętych Bożych, szczególnie świętych ostatnich stuleci: u Jana od Krzyża, w duchowości karmelitańskiej i – znowu szczególnie – u Teresy z Lisieux. Słowo piekło jest da nich nie tyle groźbą, którą rzucają drugiemu, ale wezwaniem, aby w ciemnej nocy wiary doświadczyć wspólnoty z Chrystusem właśnie jako uczestnictwa w Jego zstąpieniu w mroki, aby zbliżyć się do Jego światła, dzieląc z Nim ciemność, i służyć zbawieniu świata, pozostawiając swe zbawienie dla drugich.
Duchowość ta nie pomniejsza w niczym rzeczywistości piekła: jego straszliwa rzeczywistość sięga tu we własną egzystencję człowieka żyjącego taką duchowością. Nadzieję można przeciwstawić piekłu jedynie przecierpieniem nocy piekła u boku Tego, który przyszedł przemienić wszystką naszą ciemność swoim cierpieniem. Nadzieja nie wypływa z neutralnej logiki systemu. Nie wynika ze zbagatelizowania człowieka, ale właśnie z potraktowania go z całą powagą i ze stawienia czoła całej rzeczywistości u boku Jezusa Chrystusa.
Człowiek żyjący taką nadzieją nie polega na sobie. Swoją nadzieję i błaganie złożył w ręce Pana. Dogmat zachowuje swoją realną treść. Myśl o miłosierdziu Bożym towarzysząca mu w tej czy innej formie poprzez dzieje, staje się nie teorią, ale modlitwą wiary, która cierpli i ufa w cierpieniu.
Źródło: Eschatologia – śmierć i życie wieczne, Benedykt XVI (Joseph Ratzinger), str. 233