Czy chrześcijańska nadzieja, którą staraliśmy się tu przedstawić, może jeszcze w ogóle coś znaczyć dla dzisiejszego świata? Pytanie to nasuwa się coraz natarczywiej, ponieważ historia przestaje być dla człowieka tym, czym była dotąd – rzeczywistością niezależną od niego, kroczącą nieubłaganie swymi własnymi drogami. Wszystko wydaje się wskazywać, że historią można kierować. My sami jesteśmy określającym ją podmiotem. Wydarzenia dziejowe przestają być w naszych oczach zrządzeniem Bożym czy zrządzeniem losu. Historię kształtuje planujący rozum człowieka. Miejsce Opatrzności zajęło planowanie, tym bardziej, że historia stała się dziś rzeczywiście historią powszechną, historią świata. Wszystkie partykularne nurty historii łączą się ostatecznie w jeden. Kształtują jeden niepodzielny los ludzkości, która sama musi wziąć odpowiedzialność za siebie.
W czasach, kiedy człowiek w biegu wydarzeń widział działanie wyższych mocy, było rzeczą naturalną liczyć na przychylność tych mocy i zabiegać o nią. W sytuacji dzisiejszej taka postawa wydaje się niebezpiecznym, niedopuszczalnym anachronizmem. Nadzieję płynącą z wiary należy – jak tego uczy marksizm – zastąpić ugruntowaną teoretycznie strategią nadziei.
W rzeczywistości sprawa nie przedstawia się tak prosto. Już zawsze istniał jakiś zakres odpowiedzialności człowieka za ludzkie dzieje. Zakres ten poszerza się coraz szybciej w ciągu ostatnich wieków wraz z rozwojem nauki i techniki. Biblijne zdanie: „Kto nie chce pracować, niechaj też nie je” (2 Tes 3,10) trzeba dziś interpretować w świetle pojęcia pracy właściwego epoce techniki. Wiara nie następuje racjonalnego wysiłku, przeciwnie: domaga się go. Jednakże nadzieja, że racjonalne planowanie teraźniejszości i przyszłości przyniesie zbawienie światu, oznacza właśnie odejście od racjonalizmu. Odejście w podwójnym sensie: Wiedza techniczna nie jest sama w sobie zdolna zaplanować teraźniejszości i przyszłości człowieka, nie wskazuje bowiem celów, a tylko umożliwia ich realizację. Wartości humanistyczne leżą poza zasięgiem metod wiedzy technicznej. Kierunek planowaniu technicznemu muszą wytyczyć oceny wartościujące, których samo planowanie nie dostarcza. Kto chce zaplanować wszystko, ten zatraca człowieka. „Nie samym chlebem żyje człowiek” – w dzisiejszej sytuacji oznacza to, że człowiek nie żyje tylko wiedzą techniczną. Człowiek żyje najgłębiej tym, co nadaje sens jego życiu, ale dochodzi do tego na innych drogach aniżeli te, którymi posuwa się technika. To stanowi pierwszą granicę dla planowania technicznego.
Obok niej istnieje druga: Planowanie zwrócone w przyszłości nie zdoła nigdy objąć następnej generacji, z jej nowymi dążeniami i doświadczeniem. To, co planujemy dziś, nie może w istotny sposób wykroczyć poza krąg naszych własnych doświadczeń życiowych. Nie sięga odległej dali, ale jedynie tego, co najbliższe i bliskie. I tylko tak daleko sięga też nasza władza.
Obie wspomniane granice wyznaczają kres możliwościom człowieka. Wskazując na granice, powiedzieliśmy tylko bardzo niewiele o najgłębszej przyczynie ograniczoności człowieka. Aby rozpoznać tę przyczynę, musimy spojrzeć na uwarunkowania historyczne dzisiejszych strategii nadziei. Oczekiwanie na świat, w którym zapanuje sprawiedliwość, nie jest bowiem bynajmniej produktem myśli technicznej. Nadzieja na taki świat zrodziła się w duchowości żydowsko-chrześcijańskiej. Inne kultury broniły się przed rozpaczą w obliczu nieustannych cierpień i niesprawiedliwości tego świata ideą wieczystego powrotu czy ideą wyzwolenia w nirwanie. Myśl o przyszłym zbawieniu świata nie jest może wprawdzie wyłączną własnością świata żydowsko- chrześcijańskiego, ale w tym kręgu została sformułowana najmocniej i najwyraźniej. Stary Testament podkreślał tę myśl tak dobitnie w odniesieniu do tego świata, że doprowadziło to we wczesnym chrześcijaństwie do uzupełnienia transcendentnej nadziei na przyjście królestwa Bożego ideą chiliazmu – tysiącletniego ziemskiego panowania Chrystusa.
Ostateczny kształt przyjmują te tendencje w logice historii u Hegla i planowaniu historii u Marksa. Perspektywy, którymi fascynuje marksizm, mają swą genezę w tej chybionej syntezie religii i rozumu. Planowanie obejmujące cele nieproporcjonalne do możliwości planowania. Stąd chybiony staje się i cel, i planowanie.
Źródło: Eschatologia – śmierć i życie wieczne, Benedykt XVI (Joseph Ratzinger), str. 228 – 232