Mikołaj Bierdiajew “Nowe Średniowiecze” – cz. 4 rozdział 4

Zapraszamy do lektury “Nowego Średniowiecza” autorstwa Mikołaja Bierdiajewa, jednego z najwybitniejszych przedstawicieli idealistycznej filozofii rosyjskiej, który szuka prawdy chrześcijańskiej jako jedynej absolutnej prawdy, z której wypływa, jako logiczna konieczność – sprawiedliwość chrześcijańska. Autor stawia problemy i rzuca zwarte rozwiązania wskazując czytelnikowi drogi przez bogaty labirynt zagadnień. Wysiłek włożony w poznanie “Nowego Średniowiecza” może stanowić nieocenione korzyści dla własnego rozwoju duchowego. 

 

IV

 

Do życia społeczeństw europejskich dlatego wkroczyła zwycięsko najpierw demokracja, a potem socjalizm, że stare teokratyczne społeczeństwa rozłożyły się wewnętrznie. Był to proces nieuchronny. Takie było przeznaczenie. I jednaki los skreśla drogę człowieczą od teokracji do socjalizmu. Niepo­wodzenie i niemożność zrealizowania teokracji prowadziły nieuchronnie do doświadczeń demokracji i socjalizmu. Tak przeżywało się jedno niepowodzenie za drugiem, a przyczyna tych niepowodzeń była zawsze jednaka: zastąpienie realnego przeobrażenia życia zewnętrznemi i formalnemi oznakami tego, że społeczeństwo było teokratycznie sakralne albo socjalno-sakralne. Teokracja była świadomie symboliczna, pod­czas gdy socjalizm był świadomie realistyczny. Lecz tak w jed­nym, jak i w drugim osiąga się zaledwie oznaki tego dosko­nałego ustroju, ku któremu się dąży, i w jednym, i w drugim wypadku symuluje się niejako ten ustrój. I stare teokracje, za­chodnia papieska i wschodnia cesarska, odniosły porażkę i rozpadły się, ponieważ nie mogły realnie osiągnąć Królestwa Bo­żego na ziemi, a tylko je zewnętrzne symbolizowały i głosiły formalnie. Państwo teokratyczne, zatracając stopniowo swoją świętą treść, przekształciło się powoli w symulację Królestwa Bożego na ziemi. Średniowieczna teokratyczna koncepcja jest jedną z największych koncepcyj w dziejach świata. Ale wol­ność ducha ludzkiego, uznająca dobrowolnie konieczność urzeczywistnienia Królestwa Chrystusa na ziemi, nie była w niem wzięta pod uwagę. Królestwo Boże nie może być zrealizowane przemocą. Poszukiwanie wolności skierowało właśnie narody na drogę demokracji. Człowiek poszedł drogą autonomicznego samookreślenia; samookreślenie przeszło w autoafirmację, a ta ostatnia doprowadziła do samo wynisz­czenia człowieka. Taka jest tradycja historii nowożytnej. Od heteronomii nieuniknione było przejście do autonomii. Społe­czeństwo oparte na heteronomii nie może istnieć wiecznie, musi nieuniknienie przebudzić się autonomiczna świadomość. Lecz autonomia powinna być drogą tylko ku teonomii, ku wyż­szemu stanowi duszy, ku dobrowolnemu przyjęciu woli Boga i dobrowolnemu jej podporządkowaniu się.

W historii nowożytnej autonomia doprowadziła nie do teonomii, ale do anomii. Otóż w anomii autonomia niszczy sama siebie i przekształca się w heteronomię. To właśnie ob­serwujemy w socjalizmie. W dawnem, teokratycznem społe­czeństwie teonomia nie była autonomiczna, wskutek czego nie mogła być osiągnięta prawdziwa, realna teokracja. W nowem autonomicznem społeczeństwie teonomii zupełnie nie ma i dlatego społeczeństwo to nie ma żadnej ontologicznej treści. Symbolizm dawnej teokracji miał pomimo wszystko do czasu pewnego stopnia rozwoju ludzkości istotnie uświęcone zna­czenie. Dawne społeczeństwa były pełne uświęconej symbo­liki. I miało to ogromne znaczenie w wychowaniu i kierowa­niu chrześcijańskiemi narodami. Ale w życiu narodów musiał nastąpić moment, kiedy zapragnęły one przejść od symbolizmu do realizmu, do najbardziej realnego życia. Lecz to nie będzie realizm ontologiczny i mistyczny, realizm, prześwietlenia i przeobrażenia życia, a będzie to realizm empiryczny, a nawet materialistyczny, iluzoryczny, meoniczny. Realizm ten nie będzie miał żadnej istotnej treści, będzie on formalistyczny, całkowicie zawarty w zewnętrznych przejawach, a nie w by­towych urzeczywistnieniach. Jest jedna tylko droga prowadzą­ca ku królestwu Bożemu, ku prawdziwej teokracji – a jest nią realne tego królestwa urzeczywistnienie, tzn. prawdziwe osiąg­nięcie wyższego duchowego życia, prześwietlenie i przeobra­żenie człowieka i świata.

Poza realnem osiągnięciem wyższego duchowego życia, tzn. poza regeneracją, poza nowemi duchowemi narodzinami – żadne doskonałe społeczeństwo ani żadna doskonała kul­tura nie mogą być osiągnięte. Nie można tylko symbolizować, a w końcu tylko symulować wyższego duchowego życia – trzeba je realnie osiągnąć. Realne zaś osiągnięcie wyższego, duchowego życia nie ma zbyt uchwytnych oznak. I dlatego jest powiedziane, że Królestwo Boże przychodzi niepostrze­żenie. Zbyt widoczne urzeczywistnienie Królestwa Bożego jest zawsze podejrzane i zawsze wskazuje fałsz. Nie ma po­wrotu ku dawnym zachodnim i wschodnim teokracjom, albo­wiem nie ma powrotu ku zewnętrznym przejawom Królestwa Bożego, bez jego realnego osiągnięcia. Symulacja „chrześ­cijańskiego Państwa” nic nie pomoże. I ona to właśnie do­prowadziła do katastrofy, a następnie do doświadczenia de­mokracji i socjalizmu. A jak stworzyć prawdziwie chrześci­jańskie Państwo, chrześcijańskie społeczeństwo? Niezbędne jest do tego duchowe prześwietlenie i przeobrażenie. Być może, iż dopiero poprzez wielkie katastrofy i wielkie próby dojdziemy do tego. Lecz prawdziwie chrześcijańskie Państwo nie będzie już Państwem. I nie trzeba wszystkiego niejako wyrzucać na zewnątrz, nie trzeba głosić i symulować we­wnętrznego życia, a na odwrót, trzeba pogrążać wszystko w życiu duchowem, wrócić do ojczyzny ducha. To rewolucja głębsza niż te wszystkie, które mogą wywoływać zewnętrz­ni rewolucjoniści.

Przeżywamy światowy kryzys wszystkich socjalno-politycznych ideologii i form. Wszystko wydaje się już przeżyte w zewnętrznem życiu i nic nie może dać natchnienia cywili­zowanym narodom. Następuje okres socjalno-politycznej starości. I tylko rosyjski naród przejawił jeszcze ogromną energię w niszczeniu i spróbował zrealizować jedną z najbar­dziej szalonych utopij. Rozpadają się dawne społeczeństwa, w których istniały jeszcze resztki teokratycznych sankcyj. Podejmuje się konwulsyjne próby ich restauracji. Ale to bez­nadziejna sprawa. Niemożliwością jest odnowić dawne Pań­stwo teokratyczne, nie ma ku niemu powrotu, ponieważ nie wprowadziło ono w życie realnej prawdy Bożej, a tylko za pomocą zewnętrznych oznak udawało jej realizację. Włodzi­mierz Sołowjow tłumaczył upadek Bizancjum tem, że ono nawet nie podejmowało prób w celu urzeczywistnienia chrześ­cijaństwa. Można by to powiedzieć z pewnemi zmianami i złagodzeniem o wszystkich dawnych teokratycznych pań­stwach, które nosiły w sobie zarodek zguby. Można by było powiedzieć, że to nie chrześcijaństwo nie udało się, lecz dzie­ło Konstantyna Wielkiego, chociaż i ono miało prowidencjonalne znaczenie. Chrześcijaństwo powraca jakby do stanu, w jakim znajdowało się przed panowaniem Konstantyna. Ro­syjski Kościół prawosławny wrócił w rzeczywistości do tego stanu, do katakumb, by stamtąd znów podbić świat. Mało jest szans na to, by nowe królestwo Cezara chciało być chrześcijańskiem. Żadne już nowe symulacje chrześcijańskiego Pań­stwa nie doprowadzą do istotnie realnych bytowych urzeczy­wistnień. Wstępujemy do epoki zabójczych zdemaskowań, gdzie trzeba będzie żyć wśród zdemaskowanych realności. I na tem polega znaczenie naszej tragicznej i bezradosnej epoki. Historyczny, chrześcijański pesymizm uzyskuje swoje prawa. I trzeba wyrzec się różowych iluzyj słodkawego optymizmu. Lecz ten względny pesymizm nie powinien osłabiać naszych wysiłków w dążeniach ku głębiom duchowego życia. Upadek zewnętrznych złudzeń prowadzi ku wewnętrznemu życiu.

Ateistyczna i obłudna cywilizacja XIX i XX w. święci swój triumf, przeżywając jednocześnie w swych podstawach śmiertelny kryzys. Ona zrodziła światową wojnę – dziecię bezgranicznej żądzy życia, właściwej współczesnej cywiliza­cji. I wojna światowa okazała się początkiem jej upadku. I na próżno marzy się o spokojnem, burżuazyjnem życiu, o powro­cie do podstaw burżuazyjnej cywilizacji XIX w., która wyda- je się utopią prawie że doskonałego społecznego stanu. Nie­słychane katastrofy wojen i rewolucyj tkwiły w podstawach tej cywilizacji i o powrocie do stanu społeczeństwa sprzed wojny światowej marzą tylko szaleńcy, jakkolwiek niejednemu szaleństwo ich mogłoby się wydać zupełnie rozsądne. Tragizm współczesnego kryzysu polega na tem, że w głębi duszy nikt już nie wierzy w żadne formy polityczne ni w żadne specjalne ideologie. Tylko komunizm usiłuje jeszcze utrzymać się na powierzchni za cenę demonicznego natężenia woli i krwawe­go fanatyzmu. Lecz i on ginie od śmiertelnych ciosów, które sam zadaje własnej „idei”. Walą się nie tylko monarchie, lecz i demokracje przechodzą kryzys, który przypomina agonię. Walą się dawne systemy Państwa i systemy gospodarcze i spo­łeczeństwa europejskie wchodzą do epoki, przypominającej wczesne średniowiecze. Problem demokracji przestał już być problemem politycznym, a stał się problemem duchowo-kulturalnym: problemem duchowego odrodzenia społeczeństw i wychowania mas w nowych zasadach. Demokracje ogłosiły wolność wyboru, lecz nie można się długo utrzymać przy tej wolności, trzeba z niej skorzystać i trzeba dokonać wyboru prawdy i prawdzie tej podporządkować się. Lecz to wszystko wychodzi poza granice demokracji. Jedynem usprawiedliwie­niem demokracji będzie to, że pokona ona samą siebie. I w tem jest jej prawda. Współczesne demokracje degenerują się wy­raźnie i nikomu już nie mogą dać natchnienia. Nie ma już wiary w zbawczy charakter demokracji. Demokratami są ci, o których powiedziano, że nie są oni ani gorący, ani zimni i dlatego będą odrzuceni. Ilością samą nie można zdobyć praw­dziwego życia. Monarchiści, pomimo znacznej wartości samej zasady monarchistycznej, kierują się negatywnemi i bezsilnemi, uczuciami, a bardzo często nienawiścią i duchem zemsty; dla zbyt wielu z nich sama monarchia jest tylko narzędziem do przywrócenia ich naruszonych interesów. I niemożliwością jest dzisiaj zmusić narody do przyjęcia monarchii, tak jak to miało miejsce ongiś. Narody dobrowolnie muszą jej zapragnąć, żeby mogła się ona urzeczywistnić, lecz w tym wypadku będzie ona zupełnie czemś nowem.

W życiu gospodarczem, w strukturze socjalnej runie ka­pitalizm, zatruty śmiertelną trucizną, którą sam wytworzył. I nie można już myśleć o powrocie do tego przemysłowo-kapitalistycznego ustroju, który istniał przed wojną światową, a który zrodził wszystkie nieszczęścia ludzkości. Zachwiała się również nadzieja na to, że można kapitalistyczny system zastąpić systemem socjalistycznym. W socjalizm dziś wierzyć nie można. Przestał on być niedostrzegalną rzeczą przejawia­jącą się tylko w wierze, lecz stał się widzialną rzeczywistością. I jako taka widzialna rzeczywistość, która może być obalo­na drogą wiedzy, socjalizm przeżywa kryzys nie mniejszy niż kapitalizm i prowadzi ostatecznie społeczeństwa ludzkie ku sytuacji bez wyjścia. Duchowe podstawy pracy, motywacja pracy określają gospodarcze życie narodów. Te duchowe pod­stawy pracy są zniszczone i narodom grozi głód. Motywacja pracy kapitalistycznych społeczeństw nie może być przywró­cona. Nie będzie można zmusić narody do tej dyscypliny pracy jaka panowała w społeczeństwie kapitalistycznem; pod tym względem nastąpiło coś nieodwołalnego. Jeśli zaś chodzi o socjalizm, to jest on najmniej zdolny do stworzenia nowej dyscypliny pracy i dania jej nowego, duchowego uzasadnienia. Ubóstwia on pracę, nadając jej charakter jakiegoś bożka, a jed­nocześnie rozkłada i niszczy klasę robotniczą, w imię której gotów jest do popełnienia najbardziej krwawej przemocy. Eko­nomiczne zagadnienie, jak również i polityczne, staje się dla współczesnej ludzkości zagadnieniem duchowem, które nie może rozwiązać się samo przez się. Odrodzenie pracy uwarun­kowane jest odrodzeniem duchowem. Otóż socjalizm rozpada się w ślad za kapitalizmem nie tylko wskutek swej nieudolności gospodarczej, ale także wskutek swej niedoskonałości ducho­wej. Przejawia się satanokratyczna natura socjalizmu. Socja­lizm przeżywa taką samą okropną klęskę jak wszystkie formy życia społecznego. I to będzie najwyższem niepowodzeniem przy przejściu na nową drogę. Istnieje chrześcijański socjalizm (lecz nie należy tym słowom nadawać zbyt wielkiego znacze­nia, język ludzki jest niedoskonały, gdyż w ten sposób gotów jestem i siebie uważać za chrześcijańskiego socjalistę). Socja­lizm chrześcijański nie jest prawdziwym socjalizmem i praw­dziwi socjaliści znieść go nie mogą. Socjalizmem w ścisłem tego słowa znaczeniu należy nazywać kierunek, który drogą zewnętrznego materialistycznego przymusu chce rozwiązać losy ludzkiego społeczeństwa. Nie taki jest socjalizm chrześ­cijański. Uznaje on tylko nieprawdę indywidualistyczno-kapitalistycznego ustroju. Lecz główne nieszczęście polega na tem, że dawny socjalizm chrześcijański jest niejako środkiem paljetycznym, a nie zasadniczo-radykalnym kierunkiem na­prawy. I dlatego wpływ jego nie może być silny. Chrześcijań­stwo głębiej musi ujmować problemy życia społecznego.

Gaśnie wiara w polityczne i socjalne zbawienie ludzkości. Następuje okres bilansowania szeregu stuleci, w ciągu których odbywał się ruch od centrum, od wewnętrznego jądra życia, ku peryferiom, powierzchni życia, ku zewnętrznej społeczno­ści. I im więcej życie społeczne staje się próżne i pozbawione treści, tem silniejsza staje się dyktatura społeczności nad całem życiem ludzkiem. Polityka oplotła życie ludzkie jak pasoży­tujący nowotwór wysysający z niego krew. Większa część politycznego i socjalnego życia ludzkości współczesnej nie jest realnem ontologicznem życiem, ale życiem fikcyjnem i iluzorycznem. Walka partyj, parlamenty, wiece, gazety, progra­my i kompromisy, agitacje i demonstracje, walka o władzę – wszystko to nie jest prawdziwem życiem, nie wiąże się z treścią i celem życia; i trudno w tem wszystkiem dopatrzeć się ontologicznego jądra. W świecie musi powstać wielka reakcja czy też wielka rewolucja przeciwko panowaniu życia zewnętrz­nego i zewnętrznej polityki, rewolucja w imię powrotu do życia wewnętrznego i duchowego, nie tylko jednostkowego, ale nadosobowego, w imię treści i celów życia. Ludziom od­danym życiu zewnętrznemu wydawać się to musi wezwaniem do wyrzeczenia się życia. Ale trzeba wybrać: albo dobro życia duchowego jest najwyższą realnością i w niem trzeba szukać życia wyższego nad to, które znajduje się w całym wirze po­lityki, albo też jest ono nierealne i wówczas trzeba je odrzucić jako fałsz. Kiedy wszystko wydaje się przeżyte i wyczerpane, kiedy ziemia ustępuje tak spod nóg, jak to dzieje się dzisiaj, kiedy nie ma już nadziei ni złudzeń, kiedy wszystko jest od­słonięte i zdemaskowane, wówczas przygotowuje się grunt do religijnego ruchu na świecie. Tak zawsze bywało. Tak było i w epoce świata antycznego. Światowe znaczenie socjalizmu widzę w tem, że stawia on ludzkość przed dylematem: albo jedność i braterstwo ludzi w Chrystusie, albo jedność i ko­leżeństwo ludzi w Anty-Chryście. Wszystko pozostałe jako przejściowe, powierzchowne ulega rozkładowi i rozpada się. Sprawy zaszły już tak daleko, że trzeba je sobie koniecznie uświadomić. Rozumiał to Dostojewski, a także i Włodzimierz Sołowjew. I my również musimy zrozumieć to do głębi. Ro­zumienie tych rzeczy leży w tradycjach myśli rosyjskiej. Re­wolucja rosyjska pomaga to zrozumieć. Rewolucja nastąpiła w Rosji wówczas, gdy demokracja liberalna przeżyła się i prze­kwitła, i kiedy humanizm historii nowożytnej stanął u swego kresu. Otóż w rewolucji rosyjskiej urzeczywistnia się krań­cowy, antyhumanistyczny socjalizm. Naród rosyjski zgodnie z właściwościami swego ducha złożył siebie w ofierze nieby­wałemu w historii doświadczeniu. Wykazał on, do jakich krań­cowych rezultatów prowadzą pewne idee. Naród rosyjski jako naród apokaliptyczny nie może realizować kompromisowego królestwa humanistycznego, ale wyłącznie może urzeczywist­nić albo braterstwo w Chrystusie, albo koleżeństwo w Anty-Chryście. Jeśli nie ma braterstwa w Chrystusie, to niech będzie koleżeństwo w Anty-Chryście! Dylemat ten z niezwykłą wy­razistością postawił naród rosyjski przed całym światem.

KONIEC

 


Zobacz pozostałe rozdziały