Mikołaj Bierdiajew “Nowe Średniowiecze” – cz. 4 rozdział 1

Zapraszamy do lektury “Nowego Średniowiecza” autorstwa Mikołaja Bierdiajewa, jednego z najwybitniejszych przedstawicieli idealistycznej filozofii rosyjskiej, który szuka prawdy chrześcijańskiej jako jedynej absolutnej prawdy, z której wypływa, jako logiczna konieczność – sprawiedliwość chrześcijańska. Autor stawia problemy i rzuca zwarte rozwiązania wskazując czytelnikowi drogi przez bogaty labirynt zagadnień. Wysiłek włożony w poznanie “Nowego Średniowiecza” może stanowić nieocenione korzyści dla własnego rozwoju duchowego. 

 

CZĘŚĆ 4
DEMOKRACJA, SOCJALIZM I TEAOKRACJA

I

 

Interesują mnie tylko duchowe podstawy demokracji i socjalizmu, dlatego też przedmiotem moich badań będą nie różnorodne formy półdemokracji i półsocjalizmu w ich nowo­czesnej ekspresji, ale charakterystyczne zasady tych typów, ich „idee”.

Istnieją różnorodne formy przejściowe między demokracją a socjalizmem, zachodzą między niemi wszelkiego rodzaju wzajemne wpływy i powiązania. Istnieje partia licząca wielu zwolenników, która przyjęła nazwę partii socjal-demokratycznej. Mieli jednak słuszność bolszewicy, zarzucając ten termin „socjal-demokraci” i przyjmując nazwę komunistów, tj. wra­cając tem samem do Komunistycznego Manifestu. Marks był komunistą, a nie socjal-demokratą. Marks nigdy nie był nawet demokratą. Patos jego w gruncie rzeczy jest antydemokratycz­ny. „Naukowy” socjalizm zrodził się i przeniknął myśl i życie narodów Europy nie jako doktryna demokratyczna. Również nie był demokratyczny, ale antydemokratyczny utopijny socja­lizm Saint-Simona, przedstawiający reakcję przeciw Rewolucji francuskiej i pod wielu względami pokrewny duchem doktrynie Józefa de Maistre’a. Demokracja i socjalizm są zasadniczemi kontrastami. I rosyjscy komuniści, widząc te zasadnicze różni­ce, pod tym względem przynajmniej mają zupełną słuszność. Demokratyczny socjalizm Jaures’owskiego typu, ugruntowany na Deklaracji praw człowieka i obywatela, nie jest prawdziwym socjalizmem. To półsocjalizm, mętnie wyrażający socjalistycz­ną ideę. Nasi rewolucyjni socjaliści i „prawi menszewicy” to też raczej lewicowi demokraci niż socjaliści.

Demokracja ma charakter czysto formalny, nie zna ona swej istoty i w granicach uznanych przez nią zasad nie ma żadnej treści. Demokracja nie chce wiedzieć, w imię czego przejawia się wola narodu i nie chce podporządkować tej wo­li żadnemu wyższemu celowi. I wówczas gdy demokracja uświadomi sobie ten cel, ku któremu powinna dążyć wola narodu – pozyska godny dla swej woli przedmiot, nabędzie pozytywnej treści, jednakże będzie musiała ten cel, ten przed­miot, tę treść wznieść po nad same formalne zasady przejawów woli, wnieść je do podstaw społeczeństwa. Lecz demokracja zna tylko formalne zasady przejawów woli, ceni je ponad wszystko i nie chce ich niczemu podporządkować. Demokra­cja jest obojętna wobec kierunku i treści woli narodu i nie zawiera w sobie żadnych kryteriów, które by mogły stwierdzić prawdziwość lub błędność kierunku, w którym przejawia się wola narodu, czy też określić jakość tej woli. Rządy narodu są bezprzedmiotowe ani też nie są skierowane na żaden konkret­ny obiekt. Demokracja pozostaje obojętna wobec dobra i zła. Jest tolerancyjna, gdyż jest obojętna i zatraciła wiarę w Praw­dę i niezdolna jest już prawdę taką znaleźć. Demokracja jest sceptyczna, zrodziła się ona w wieku sceptycyzmu i niewiary, gdy narody zagubiły zwarte kryteria Prawdy i niezdolne są już do wyznawania jakiejkolwiek absolutnej prawdy. Demokracja jest krańcowym relatywizmem, negacją tego wszystkiego, co jest absolutne.

Demokracja nie zna prawdy i oto, dlaczego odkrycie praw­dy pozostawia ona do rozstrzygnięcia większości głosów. I takie przyznanie władzy ilości, hołdowanie powszechnemu głoso­waniu – możliwe jest tylko przy braku wiary i nieznajomości prawdy. Wierzący w prawdę i znający prawdę nie odda jej na pastwę ilościowej większości. Demokracja formalistyczna, beztreściowa i sceptyczna ma charakter sekularny i daleka jest od wszelkiego sakralnego typu społeczeństwa. A prawda jest z natury rzeczy sakralna, toteż społeczeństwo oparte na tej prawdzie nie może mieć wyłącznie świeckiego charakteru. Świecka demokracja oznacza rozdział z ontologicznemi pod­stawami społeczeństwa, odłączenie społeczeństwa od Prawdy. Demokracja chce zorganizować społeczeństwo z punktu wi­dzenia politycznego w ten sposób, jak gdyby Prawda nie ist­niała; i takie jest podstawowe założenie czystej demokracji, i w tem tkwi jej ideowy fałsz. W podstawach idei demokra­tycznej tkwi humanistyczna autoafirmacja człowieka. Wola człowieka musi kierować ludzkiemi społeczeństwami i trzeba usunąć wszystko, co stoi na przeszkodzie przejawianiu się tej woli i jej ostatecznemu panowaniu. W ten sposób jest to ne­gacja wszystkich duchowych podstaw społeczeństwa, które znacznie głębiej sięgają niż formalne przejawy woli człowieka, jest to przewrót w całej hierarchicznej strukturze społeczeń­stwa. Demokracja jest psychologizmem przeciwstawiającym się wszelkiemu ontologizmowi.

Założeniem demokracji jest skrajny optymizm. Nawet sceptycyzm społeczeństwa demokratycznego jest optymistycz­ny, a nie pesymistyczny. Demokracja bynajmniej nie rozpacza z powodu utraty Prawdy. Wierzy ona, że przez przejawienie się woli większości, przez mechaniczny obrachunek głosów zawsze powinno się dojść do dobrych rezultatów. W podsta­wach demokracji tkwi optymistyczne założenie o naturalnej dobroci i prawości, właściwych naturze ludzkiej. Duchowym ojcem demokracji był J. J. Rousseau i jego optymistyczny pogląd na naturę człowieka przeszedł do demokratycznych ideologij. Demokracja nie chce nic wiedzieć o radykalnem źle natury ludzkiej. Wydaje się, iż nie przypuszcza ona nawet, by wola narodu mogła skierować się ku złemu, że większość może bronić nieprawdy i fałszu, a prawda i rzeczywistość mo­że stać się udziałem niewielkiej mniejszości. Demokracja nie daje żadnej gwarancji tego, że wola narodu będzie skierowana ku dobru i że dążąc do swobody, nie zechce ona zniszczyć doszczętnie wszelką wolność. Podczas rewolucji francuskiej rewolucyjna demokracja, począwszy od ogłoszenia praw i wol­ności człowieka, nie tylko nie dała żadnej wolności, ale znisz­czyła ją w okresie Terroru całkowicie. Wola człowieka i wola narodu leży w źle i kiedy ta samoutwardzająca wola nie jest podporządkowana niczemu wyższemu i nie jest oświecona – wówczas zaczyna rościć pretensję do całkowitego określania losów społeczeństw ludzkich i wówczas łatwo wchodzi na drogę prześladowania i negacji wszelkiej Prawdy oraz znisz­czenia wszelkiej swobody ducha.

Demokracje powstały z patosu wolności, z przyznania każdemu człowiekowi niewzruszalnych praw i jako prawda demokracji zjawia się utwierdzanie wolności sumienia, wol­ności wyboru. Obrońcy demokracji wskazują na to, że ducho­we zaczątki demokracji tkwią w proklamacji wolności su­mienia, ogłoszonej przez społeczeństwa religijne w epoce Re­formacji w Anglii. Ale to formalne, beztreściowe i negatywne ujęcie wolności taiło w sobie truciznę, która przeżarta histo­ryczne demokracje i przygotowywała w nich zagładę wolności ducha. Rousseau odrzucał w zasadzie wolność sumienia. Robespierre zniszczył ją czynem. Autokratyczna większość może gwałcić ludzkie sumienie, może pozbawiać człowieka wszel­kiej wolności. Tocqueville i Mili, których nie można nazwać wrogami demokracji, z wielkim niepokojem mówią o nie­bezpieczeństwach, jakie pociąga za sobą demokracja, o niebez­pieczeństwach, które godzą w wolność człowieka i jego indy­widualność. Demokracja w zasadzie swej jest indywiduali­styczna, jednakże przez swą fatalistyczną dialektykę prowadzi ku antyindywidualizmowi, ku niwelacji indywidualności ludz­kich. Demokracja jest zamiłowana w wolności, lecz to zami­łowanie wcale nie wypływa z szacunku dla ducha człowieka i ludzkiej indywidualności, jest to umiłowanie swobody ludzi obojętnych dla prawdy.

Demokracja bywa fantastyczną tylko w żywiole rewolucyj. W normalnym swym stanie spokoju jest ona obca wszelkiemu fanatyzmowi i znajduje tysiące pokojowych i niedostrzegalnych sposobów niweczenia indywidualności człowieka i gaszenia wolności ducha. Być może, że prawdziwej wolności ducha było więcej w czasach, gdy płonęły stosy Inkwizycji niż w dzisiej­szych demokratycznych, burżuazyjnych republikach, negują­cych ducha i religijne sumienie. Formalne, sceptyczne umiło­wanie wolności wiele przyczyniło się do zniszczenia oryginal­nej indywidualności człowieka. Demokracje niekoniecznie oznaczają wolność ducha, wolność wyboru; takiej wolności może być więcej w społeczeństwach niedemokratycznych.

Demokracja rodzi się wówczas, gdy rozpada się organicz­na jedność narodowej woli, kiedy społeczeństwo rozkłada się, kiedy giną narodowe wierzenia, które łączyły naród w jed­ną całość. Ideologia, która uznaje wyższość i autokrację woli narodu, powstaje wtedy, gdy wola narodu już nie istnieje. Demokracja jest ideologią właściwą epoce krytycznej, a nie organicznej w życiu społeczeństw ludzkich. Demokracja sta­wia sobie za cel zebranie rozproszonej woli narodu. Lecz in­dywidualność ludzka jest dla niej oderwanym atomem, rów­nym każdemu innemu, a problem zjednoczenia ludzi jest prob­lemem tylko mechanicznym. Demokracja jest zdolna tylko do mechanicznego zsumowania woli wszystkich, lecz przez to bynajmniej nie otrzymuje się ogólnej, organicznej woli narodu. Organiczna wola narodu nie może być przedstawiona arytme­tycznie, nie da się ona wyrazić żadnem obliczeniem głosów. Wola ta przejawia się w całem historycznem życiu narodu, w całej strukturze jego kultury, a przede wszystkiem i nade wszystko znajduje ona swój wyraz w religijnem życiu narodu. Ogólna wola narodu istnieje tylko na organicznym gruncie religijnym i w jedności religijnych wierzeń.

Gdy upada wola narodu, naród rozpada się na atomy; i niemożliwością jest odtworzenie z nich jakiejkolwiek jed­ności i jakiegokolwiek społeczeństwa. Pozostaje tylko mecha­niczne zsumowanie woli większości i mniejszości. Staczają walkę partie, klasy społeczne i grupy i jedność jest tylko wy­padkową tej walki. Demokracja jest właśnie areną takiej walki, chaosem wytworzonym przez ścieranie się interesów i kierunków. I wszystko tu chwiejne i niepewne i nie ma jed­ności i trwałości. To jest stale stan przejściowy. Demokracja tworzy Parlament, jedną z najmniej organicznych instytucji, narzędzie dyktatury partyj politycznych. W społeczeństwie demokratycznem wszystko jest przejściowe, wszystko kieru­je się ku czemuś, co wychodzi poza granice samej demokracji. Rzeczywiste, ontologiczne życie znajduje się po za granicami demokracji, która zatrzymuje się na momencie zbyt formal­nym i beztreściowym wolności wyboru; tymczasem monar­chiści i socjaliści z różnych stron podważają życie społe­czeństw demokratycznych, domagając się, by został wreszcie dokonany specjalny wybór, w celu znalezienia określonej treści.

Demokracja, uznając zwierzchnictwo i wszechwładztwo narodu, ignoruje sam naród; w demokracjach nie ma narodu. To oderwane ludzkie pokolenie zbyt krótkiego okresu historii, pokolenie wyłącznie współczesne i nawet nie całe, ale jedynie pewna jego część, uznająca się za powołaną do rozstrzygania losów historii – nie może być nazwane narodem. Naród jest wielką historyczną całością, w skład jego wchodzą wszystkie historyczne pokolenia, nie tylko żyjące, lecz i umarłe, poko­lenia naszych ojców i dziadów. Wola narodu rosyjskiego jest wolą narodu tysiącletniego, który z rąk św. Włodzimierza przyjął chrzest, zjednoczył Rosję za czasów Wielkich Książąt Moskiewskich, znalazł wyjście ze smutnej epoki[2], przebił okno do Europy za Piotra Wielkiego, dał światu wielkich świętych i bohaterów, stworzył wielkie państwo i kulturę, wielką literaturę rosyjską. Wola narodu nie jest wolą naszego pokolenia, oderwanego od pokoleń poprzednich. Zarozumia­łość, pewność siebie, cechująca współczesne pokolenie, jego pogarda dla wartości, jakie wnosili do życia zmarli ojcowie – to wszystko – właśnie jest podstawowym fałszem demokra­cji. Jest to rozłam między przeszłością, teraźniejszością i przy­szłością, negacja wieczności, hołd dla niszczycielskiego prądu czasu. Przy rozstrzyganiu o losach Rosji musi być wzięty pod uwagę głos całego narodu rosyjskiego, wszystkich jego poko­leń, a nie tylko jednego, dziś żyjącego, pokolenia. I dlatego na wolę narodu, ogólną wolę organiczną składa się legenda histo­ryczna i tradycja, historyczna pamięć pokoleń przeszłych do wieczności. Demokracja nie chce nic o tern wiedzieć i dlatego nie zna ona woli narodu, a zaledwie mechaniczne zsumowanie woli znikomej garstki współczesnych.

Kryzys demokracji rozpoczął się już od dość dawna. Pierw­sze rozczarowanie przyniosła z sobą Rewolucja francuska, która nie dotrzymała swych obietnic. Demokracje nowożytne stoją na rozdrożu w dręczącej niemocy i niezadowoleniu. Roz­rywa je wewnętrzna niezgoda. W demokratycznych społeczeń­stwach nie ma nic organicznego, trwałego, nic, co by było pierwiastkiem wieczności. Zamiłowane są one w wolności, ale tylko w znaczeniu obojętności wobec dobra i zła, wobec praw­dy i kłamstwa. Budzą się wątpliwości co do powszechnego prawa głosu, zupełnie mechanicznego i traktującego człowie­ka jako bezwartościowy atom. Szuka się wyjścia w korporacyjnem przedstawicielstwie, w powrocie ku średniowiecznym organizacjom cechowym. W ten sposób zamierza się otrzymać organiczne jedności, w których człowiek nie będzie już ode­rwanym atomem. Rozczarowanie spowodowane demokracją i kryzys, jaki ona przechodzi, wiążą się z jej beztreściwie formalnym charakterem. Zaczynają się dręczące poszukiwania treści woli narodu, poszukiwania prawdziwej, istotnej, świętej woli narodu. I nie to jest ważne, by wola narodu, wola wszyst­kich była formalnie wyrażona i by ilościowa większość zade­cydowała o losach społeczeństwa zgodnie z dowolnym kie­runkiem tej woli – ale to, ku czemu jest skierowana wola na­rodu i jaką ta wola reprezentuje jakość. Socjalizm poddaje demokrację pesymistycznej krytyce, odkrywa jej beztreściowość i przechodzi do określonej jakościowo treści. Socjalizm zna ten wybrany naród, który dąży do urzeczywistnienia so­cjalnej prawdy, który ma przedmiotowo określony kierunek. Socjalizm głosi zasadę krańcowo sprzeczną z demokracją.

 

 


[2] W wieku XVII (przyp. tłum.).

 

Zobacz pozostałe rozdziały