Zapraszamy do lektury “Nowego Średniowiecza” autorstwa Mikołaja Bierdiajewa, jednego z najwybitniejszych przedstawicieli idealistycznej filozofii rosyjskiej, który szuka prawdy chrześcijańskiej jako jedynej absolutnej prawdy, z której wypływa, jako logiczna konieczność – sprawiedliwość chrześcijańska. Autor stawia problemy i rzuca zwarte rozwiązania wskazując czytelnikowi drogi przez bogaty labirynt zagadnień. Wysiłek włożony w poznanie “Nowego Średniowiecza” może stanowić nieocenione korzyści dla własnego rozwoju duchowego.
ROZDZIAŁ III
Przejściu do nowego Średniowiecza tak jak ongiś przejściu do starego Średniowiecza towarzyszy rozkład starych społeczeństw i niedostrzegalne tworzenie się nowych. Ten stary, lecz trwały kosmos stworzony przez życie społeczne i kulturę jest dziś wywrócony przez barbarzyńskie i chaotyczne siły. Ale czy w istocie w historii nowożytnej istniał podobny kosmos?
Wiek XIX szczycił się swoją świadomością prawną, swojemi konstytucjami, jednolitością swojej naukowej metody i naukowej kultury. Ale pełnej wewnętrznej jedności historia nowożytna stworzyć nie mogła. Indywidualizm, atomizm tkwiły w jej podstawach. W ciągu całej historii nowożytnej narastał wewnętrzny rozkład społeczeństw, bunt człowieka przeciw człowiekowi, klasy przeciw klasie. Walka przeciwnych interesów, konkurencja, głębokie odosobnienie i opuszczenie poszczególnego człowieka – charakteryzują typ społeczeństw nowożytnych. Życie duchowe i intelektualne tych społeczeństw cechowała wciąż narastająca anarchia, utrata jedynego centrum, jedynego najwyższego celu. Na tern polegała autonomia wszystkich sfer życia kulturalnego i społecznego oraz sekularyzacja społeczeństwa.
Czasy nowożytne zrozumiały wolność jako indywidualizm, jako formalne prawo każdego człowieka i każdej sfery kultury do samookreślania się. Sam proces nowożytnej historii rozumiany był jako wyzwolenia. Ale wyzwolenie od czego i wyzwolenie w imię czego? Wyzwolenie od starych opartych na przymusie teokracji, od dawnej heteronomicznej świadomości. Nie mogły się utrzymać dawne oparte na przymusie teokrację, a jeśli chodzi o heteronomię świadomości, to i ona musiała być przezwyciężona. Swoboda ducha jest to nieodłączne i wiekuiste dążenie. Ale dlaczego, w imię czego miało dokonać się to wyzwolenie? Tego nie wiedział duch dziejów nowożytnych. W imię człowieka, w imię humanizmu, w imię swobody i szczęścia ludzkiego? Przecież to nie rozstrzyga zagadnienia, nie daje żadnej konkretnej odpowiedzi. Nie można bowiem wyzwolić człowieka w imię swobody człowieka, nie może być sam człowiek celem człowieka. W ten sposób opieramy się całkowicie na próżni. Człowiek zostaje pozbawiony wszelkiej treści, nie ma ku czemu dążyć. Wolność ludzka staje się całkowicie formalna i beztreściwa. Indywidualizm jest w samem swem założeniu reformą negatywną. Jego rozwój nie dał człowiekowi żadnej treści.
Indywidualizm nie ma w sobie nic ontologicznego i nie opiera się on na wieczności. Indywidualizm najmniej wzmacnia osobowość i istotę człowieka. I co jest paradoksalne: to, że w indywidualistycznej epoce nie kwitną wcale mocne indywidualności.
Cywilizacja indywidualistyczna XIX wieku wraz ze swą demokracją i materializmem, całą swą techniką, swoją opinią publiczną, prasą, Giełdą i Parlamentem – przyczyniła się do obniżenia i zaniku osobowości, do skarłowacenia indywidualności, do niwelacji i pomieszania wszystkiego. W Średniowieczu osobowość była silniejsza i jaskrawsza. Indywidualizm sprzyjał procesom równouprawnienia, które zatarły wszelkie różnice między indywidualnościami. Indywidualizm, zatomizowawszy społeczeństwo, doprowadził do socjalizmu, który nie jest niczem innem, jak tylko odwrotną stroną rozkładu na atomy, mechanicznem ich powiązaniem. Idea uniwersalizmu, tak bardzo charakterystyczna dla Średniowiecza, przestała panować w naszych czasach. Tymczasem osobowość człowieka może być wkorzeniona tylko w uniwersum, tylko w kosmosie, tam tylko znajduje ona swą ontologiczną podstawę i stamtąd tylko otrzymuje ona swoją wyższą treść. Osobowość istnieje tylko w wypadku, gdy jest Bóg i boskość. Indywidualizm przeciwnie, odrywa indywidualność od jej naturalnej gleby, jaką jest dla niej byt, i rzucają na igraszkę woli wichrów dziejowych. Indywidualizm wyczerpał w historii nowożytnej wszystkie swoje możliwości, stracił całą swą energię i dziś nie jest już zdolny, tak jak to było dawniej, wyżywać się z młodzieńczym patosem.
Koniec panowania ducha indywidualistycznego jest końcem historii nowożytnej. I wszystkie próby przełamania indywidualizmu, próby wewnętrzne, a nie zewnętrzne, są właściwie wyjściem poza granice historii nowożytnej. W tem znaczeniu A. Comte był pod względem swego typu duchowego człowiekiem średniowiecznym, chociaż w zniekształconej formie, usiłował on bowiem przezwyciężyć indywidualistyczną anarchię. Dzisiaj indywidualizm stał się zupełnie „reakcyjnem” zjawiskiem, chociażby on i w dalszym ciągu dumnie uważał się za obrońcę wolności, oświaty i postępu. I wszystkie twory powstałe na duchowej glebie indywidualizmu znajdują się w stanie rozkładu i w istocie swojej są „reakcyjne”. Liberalizm, demokracja, parlamentaryzm, konstytucjonalizm, formalizm prawny, moralność humanistyczna, filozofia racjonalistyczna i empiryczna – wszystko to zrodził duch indywidualistyczny i humanistyczna autoafirmacja, wszystko to przeżywa się, traci swoje dawne znaczenie; wszystko to jest schyłkiem dnia, który nazywa się historią nowożytną. W godzinie zmierzchu, w godzinie zachodu wszystkie te formy tracą ostrość konturów; człowiek znalazł się twarzą w twarz wobec tajemnicy życia, wobec Boga; i pogrąża się w uniwersalnej i kosmicznej atmosferze.
Indywidualizm zamknął człowieka w samym sobie i w tych formach, któremi człowiek oddzielił siebie od innych ludzi i od świata. Łańcuchy te, któremi został skuty człowiek ze sobą – opadają, formy, w których tkwił, rozsypują się. Człowiek zbliża się do powszechności. Zbliża się epoka uniwersalizmu i kolektywizmu. Człowiek przestaje wierzyć w to, że może sam siebie ochronić i sam sobie wystarczyć, odłączywszy się od innych za pomocą racjonalistycznego myślenia, humanistycznej moralności, formalnego prawa, liberalizmu, demokracji i parlamentu. Wszystkie te formy wyrażają głęboki konflikt w łonie ludzkości, rozdział, brak jedności duchowej; wszystkie te formy są wyrazem usankcjonowanego prawnie odosobnienia, umowami niejako, aby jeden drugiego zostawił w spokoju, w samotności, w całkowitej niechęci wybrania prawdy.
Racjonalizm, humanizm, prawny formalizm, liberalizm, demokracja, wszystko to formy myśli i życia, które opierają się na hypotezie, że Prawda jest nieznana i że być może wcale jej nie ma; one w ogóle nie chcą poznać Prawdy.
Święta Prawda jest zjednoczeniem, a nie rozłączeniem i rozgraniczeniem; nie leży w jej interesie taka wyłączna ochrona prawa, człowieka przed błędem, prawa do negowania jej i lekceważenia, chociażby sama Prawda była Prawdą o swobodzie. Lecz czem jest w istocie humanistyczna demokracja, jak nic proklamacją przede wszystkiem prawa do błądzenia i fałszu, jak nie politycznym relatywizmem i sofistyką, jak nie pozostawieniem rozstrzygnięciu większości głosów tego, czem jest prawda. Czem jest racjonalistyczna filozofia, jak nie autoafirmacją indywidualistycznego rozumu oderwanego od Prawdy, od praźródeł bytu, jak nie nadaniem mu prawa swobodnego unikania Prawdy, od której przecież tylko człowiek otrzymuje swoją siłę poznania. Czem jest Parlament, jak nie legislaturą waśni, jak nie przewagą „opinii” nad „wiedzą” (używam tych słów zgodnie z rozumieniem Platona), jak nie niemocą przejścia do życia w Prawdzie? Prawda powinna być przyjęta dobrowolnie, a nie przez przymus. Prawda nie znosi niewolniczego do siebie stosunku. Tego uczy nas chrześcijaństwo. Ale historia nowożytna zbyt długo trzymała się formalnej swobody w przyjęciu Prawdy, nie dokonawszy swego wyboru, i dlatego wytworzyła formy myśli i życia oparte nie na Prawdzie, ale na formalnem prawie wyboru jakiejkolwiek prawdy lub fałszu, tj. stworzyła beztreściwą kulturę, beztreściwe społeczeństwo, niezdające sobie sprawy, w imię czego ono istnieje. Tak więc doszła nowożytna historia do wysuwania niebytu nad byt. Nie można żyć tylko dla siebie i służyć tylko sobie. Jeśli nie ma Boga prawdziwego, człowiek tworzy sobie bogów fałszywych. I gdy człowiek nie chciał otrzymać wolności od Boga, wówczas popadł w okrutną niewolę wobec bogów fałszywych, wobec bałwanów. I nie jest swobodny duchem człowiek czasów nowych, człowiek kończącej się historii nowożytnej i nic w imię wolności dokonuje on swoich powstań i buntów, nic w imię wolności zaprzecza istnieniu Prawdy. Jest on w mocy nieznanego mu pana, nieludzkiej i nadludzkiej potęgi, która obejmuje w posiadanie społeczeństwo i która nie chce znać Prawdy, świętej Prawdy Boga. Tylko w komunizmie odsłania się władza tego pana. Ale to jest już wyjście po za granice nowożytnej historii. Trzeba wybrać.
Formalna swoboda historii nowożytnej jest skończona i trzeba przejść do treści wolności, do wolności istotnej.
Padają podstawy światopoglądu XIX wieku i dlatego walą się oparte na nim państwa i kultury. Niszczeją państwa monarchistyczne i demokracje jednako zawierające w swych podstawach humanizm. Przeżywa kryzys i upadek nie taka czy inna forma Państwa, ale samo Państwo. Nie ma już państw mocnych i długotrwałych. Żadne państwo nie wie dziś, co je czeka jutro. Żaden „legitymizm”, czy to starych monarchij, czy też młodych demokracyj z ich formalną ideą wszechwładztwa narodu – nie ma więcej władzy nad duszami ludzi. Nikt już nie wierzy w żadne prawne czy polityczne formy i nikt już nie dałby złamanego szeląga za żadną Konstytucję. Wszystko rozstrzyga się realną siłą.
Lassalle miał rację w swoich nadzwyczajnych „Discours sur la Constitution”. Państwa trzymają się nie na podstawach prawnych, ale na podstawach socjalno-biologicznych. Wykazała to ostatecznie wojna światowa, która całkowicie zdyskredytowała ideę formalnego prawa.
Faszyzm włoski w nie mniejszym stopniu jak komunizm świadczy o kryzysie i upadku dawnych państw. W faszyzmie spontaniczne społeczne ugrupowania zajmują miejsce dawnego państwa i podejmują się zorganizowania władzy. Obok dawnej armii państwowej istnieje ochotnicza armia faszystowska, obok dawnej państwowej policji policja faszystowska i jedne, i drugie mają realną przewagę. Oparcie się o taką zasadę jest cechą nie historii nowożytnej, ile raczej okresu upadku rzymskiego imperium i początku Średniowiecza. I faszyzm -jedynie twórcze zjawisko w politycznem życiu Europy współczesnej należy w takimże stopniu jak i komunizm do nowego Średniowiecza. Faszyzm jest biegunowo przeciwny zasadzie formalnego legitymizmu, znać nie chce tej zasady, jest on bezpośredniem objawieniem woli do życia i woli do władzy, objawieniem siły biologicznej, a nie prawa. Umówmy się, że upadek prawnej zasady władzy, prawnej zasady monarchii i demokracyj oraz zastąpienie ich zasadą siły, energii życiowej spontanicznych grup społecznych i związków – nazwiemy nowem Średniowieczem. Faszyzm nie wie, w imię czego działa, ale jednakże przechodzi od prawnych form ku samemu życiu.
Podobnie zatraciły swą władzę nad duszą człowieka racjonalistyczna filozofia i legitymizm poznania oparty na gnoselogii. Gnoselogia jest iurysprudencją w poznaniu, formalistyką, prawnictwem. Dzisiaj cały kierunek myślenia szuka filozofii życia i życiowej filozofii, chce przejść do przedmiotowości. W dzisiejszem myśleniu filozoficznem również występuje swego rodzaju faszyzm. Faszyzm także nie wie, w imię czego działa, ale przechodzi od formy do treści, od zagadnień uprawnionych praw poznania do zagadnień samego poznania życia i bytu. Wpływowa filozofia przestaje być akademicką, szkolną, jak wpływowa polityka przestaje być parlamentarną. Wszystko to są symptomy jednego i tego samego procesu, dążenia do związania się z samem życiem. Świat przechodzi okres chaosu, niemniej dąży ku wytworzeniu duchowego kosmosu, uniwersum na podobieństwo średniowiecznego. Upadek musi poprzedzić nowe średniowiecze. I trzeba obserwować te elementy, które umierają, i te, które się rodzą. Ale cały czas trzeba pamiętać o tern, że człowiek wskutek posiadanej wolności może pójść dwiema drogami, że przyszłość jest dwumożliwościowa. Chciałbym nakreślić schemat drogi, którą ludzkość musi iść, cały czas mając na widoku tę dwoistość.