Zapraszamy do lektury dzieła “Życie silniejsze niż śmierć. O nadziei chrześcijańskiej” autorstwa Gisberta Greshake’a.
Rozdział ósmy
ŚMIERĆ JAKO OSTATECZNA DECYZJA?
Śmierć zawsze przychodzi „za wcześnie”, zanim życie nasze odnajdzie doskonałą formę sensu i pełni. Ten problem doktryny o reinkarnacji rozwiązują, reprezentując pogląd o wciąż nowym, stopniowym dojrzewaniu życia do stanu pełni, który zostanie kiedyś osiągnięty. W diametralnie odmienny, radykalnie przeciwny sposób rozwiązuje się ten sam problem w ramach innej opcji teologicznej. Chodzi o przekonanie o ostatecznej decyzji podejmowanej przez człowieka w momencie śmierci. Teza ta, względnie hipoteza, mówi, że w momencie śmierci człowiek podejmuje wolną, osobową, streszczającą całe życie decyzję, opowiadając się za Bogiem bądź przeciwko Niemu. Mocą tej decyzji człowiek doprowadza całe swe życie do prawdziwego zwieńczenia, ponieważ poprzez tę decyzję bierze ostatecznie sam siebie w posiadanie jako osobę. Dlatego śmierć stanowi „najwznioślejszy akt człowieka, w którym realizuje on w wolności, w sposób totalny swą egzystencję” (Karl Rahner). Podczas gdy w trakcie swej egzystencji na ziemi realizuje się tylko w krótkim przedziale czasu, w warunkach fragmentarycznych i dwuznacznych i w nierozwiązywalnym splocie samostanowienia i określenia przez innych [Fremdbestimmung], w momencie śmierci otwiera się „możliwość pierwszego w pełni osobowego aktu człowieka; tym samym jest ona bytowo preferowanym miejscem uświadomienia, wolności, spotkania Boga i decyzji dotyczącej wiecznego losu” (Ladislaus Boros).
Hipoteza ta znalazła w latach 1950-1980 żywy oddźwięk wśród wielu chrześcijan, szczególnie dlatego, że wydawało się, iż w kontekście takiej ostatecznej decyzji pojawia się również przekonująca możliwość zbawienia dla nieochrzczonych niemowląt, osób umysłowo chorych, tych, do których nie dotarła Ewangelia i wszystkich, którzy umierają w grzechu ciężkim. Sam jednak uważam tę hipotezę za wątpliwą. Nie tylko dlatego, że stwierdza coś, co leży całkowicie poza naszym doświadczeniem, lecz przede wszystkim również dlatego, że domaga się dla człowieka czegoś, co znajduje się poza jego specyficzną formą życia: postuluje ona możliwość decyzji w wolności, która wyjęta jest spod warunków egzystencji historycznej i właśnie w ten sposób ma nadać życiu formę skończoną i sensowną („w pełni osobowa decyzja”). W ten sposób dochodzi do apoteozy śmierci jako rozstrzygającego czynu życia, tak że historia życia przed śmiercią schodzi na plan dalszy, ulega dewaluacji. Zamazaniu ulega też przekonanie wiary, że człowiek odnajduje tożsamość, kształt i sens życia nie wyłącznie mocą wolności, a tylko w fakcie bycia obdarowanym przez Boga.
Nie potrzeba jednak ani tej, ani innej hipotezy, aby zrozumieć możliwość zbawienia dzieci nieochrzczonych, osób umysłowo chorych i ludzi, do których nie dotarła Ewangelia, ażeby dać „szansę” u Boga także temu, kto zmarł w zadeklarowanej niewierze albo w grzechu ciężkim, aby również nam samym, których chrześcijańska egzystencja realizuje się zwykle w szarej przeciętności, dać nadzieję na ostatni, „radykalny” akt wiary. Zbawienie wszystkich ludzi nie zależy od jakiejś tam hipotezy, lecz opiera się na jednoznacznej obietnicy Ewangelii, że zbawienie Boże to nieskrępowana niczym łaska i nawet „robotnicy ostatniej godziny” otrzymają „zapłatę”.
Możemy zatem poprzestać na tym: Nie w momencie śmierci, lecz w samym życiu, i to w tym jednorazowym i dlatego tak cennym czasie życia, człowiek ma dojrzewać w miłości, aby stać się naczyniem, zdolnym przyjąć obietnice Boże, o których powiedziano: „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, […] jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2,9).