Gisbert Greshake “Życie silniejsze niż śmierć. O nadziei chrześcijańskiej” cz. XIX

Zapraszamy do lektury dzieła “Życie silniejsze niż śmierć. O nadziei chrześcijańskiej” autorstwa Gisberta Greshake’a.

Rozdział trzeci
SĄD – JEDNOŚĆ ŁASKI I SPRAWIEDLIWOŚCI

 

W ciągu 2000 lat historii chrześcijaństwa wyobrażenie nad­chodzącego Sądu Bożego, przed którym każdy musi stanąć, wzbudzało zazwyczaj strach i grozę. Świadczy o tym choćby hymn Dies irae, dies illa [Dzień gniewu, dzień płaczu], stanowiący jesz­cze kilkadziesiąt lat temu integralną część każdej mszy żałobnej. Hymn ten sytuuje śmierć nie w atmosferze wielkanocnej nadziei, ale w mrocznym, okropnym kontekście. Negatywny charakter wyobrażeń o Sądzie ma niewątpliwe podwaliny biblijne. Jakże często w Starym i Nowym Testamencie padają słowa o dniu gniewu i Sądu Bożego, który na końcu czasów przyniesie grzesznikom karę i potępienie. A któż z ludzi nie jest grzesznikiem?

Nie wolno wszak nie zauważyć jednocześnie i innej perspekty­wy, nieporównywalnie ważniejszej: Oczekiwanie na przyszły Sąd odpowiada głębokiej ludzkiej tęsknocie za zbawieniem. Tęsknotę tę Izajasz ubiera w słowa: „Ufamy w nadejście Twojego Sądu”9 (Iz 26,8). A starotestamentalny psalmista wykrzykuje wręcz z radością, że Pan „nadchodzi sądzić ziemię. On będzie sądził świat sprawied­liwie i według słuszności – ludy” (Ps 98,8 i nast.). To radosne ocze­kiwanie na sąd ma swe uzasadnienie w nadziei każdego ludzkiego serca, że w końcu zapanuje prawo, tak często deptane, że w koń­cu sprawiedliwość położy kres brutalności władzy, samowoli, ko­rupcji, wyzyskowi i pogwałcaniu prawa, że w końcu biedni, mali, prześladowani, udręczeni, sponiewierani i mordowani dojdą spra­wiedliwości wobec zbrodniarzy, wyzyskiwaczy i łamiących prawo, a zatem: że wszystko będzie „jak należy”.

W każdym sercu skrywa się inne jeszcze pragnienie: tęsknota za przejrzystością i prawdą, za odsłonięciem wszystkiego, co nieprze­niknione i powikłane. Podczas życia bowiem sami siebie często nie rozumiemy, nie jesteśmy w stanie przeniknąć własnych impulsów i motywów działania, nie wiemy, o co właściwie chodzi i „w czym rzecz”. Co było kłamstwem i pozorem, a co prawdą i rzeczywistoś­cią? W iluż sprawach w naszym życiu panuje straszliwy bałagan, nie do rozplątania, ileż rzeczy wypieramy ze świadomości albo – wręcz przeciwnie – nadmiernie akcentujemy. I to nie tylko we własnym życiu, w życiu osobistym, ale także w życiu instytucjonal­nym, również w Kościele. Nie mówiąc już o historii świata! Jakąż ona jest nierozplątywalną gmatwaniną nitek splecionych ze sobą w sposób tak nieprzenikniony, że ich wzajemne usytuowanie zdaje się nie mieć jakiegokolwiek sensu, niczym spód ręcznie tkanego dywanu, niepozwalający na wyciągnięcie jakichkolwiek wniosków co do uporządkowania, co do wzoru widocznego na górze. Dzieje świata są – według Williama Shakespeare’a – „jak historia opowie­dziana przez głupców”. Tylko Sąd Boży może przynieść sprawied­liwość, przejrzystość i prawdę. Gdy spojrzymy na to w ten sposób, słowa o Sądzie to „Dobra Nowina”.

Co jednak z tą drugą, ciemną stroną Sądu? Co z faktem, że każdy przed Bogiem będzie musiał zdać sprawę ze swego życia i ponieść odpowiedzialność za to, jak spełnił swą życiową misję, czy zabie­gał o „wspólnotowość” i „zdolność do wspólnoty”, czyli o miłość i jedność, czy też na odwrót, jego życie stało się tego przeciwień­stwem, zasklepione w egoizmie, nienawiści i destrukcyjnej wrogo­ści względem innych? Czy nie musimy się wszyscy obawiać Sądu Bożego?

Odpowiedzi udziela Ewangelia św. Jana: „Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony.” (J 3,17; por. też 12,47). ON, któremu Ojciec przekazał wszystko, również Sąd, jest jednocześ­nie tym, który dla nas został poddany sądowi: sam obarczył się całą naszą winą, podłością i inercją, biorąc na siebie ich konsekwencje, abyśmy zostali uwolnieni od jarzma wyroku i kary. W ten sposób może w pewnym sensie nas „odeklnąć” (Herbert Vorgrimler), zdej­mując z nas klątwę wszelkich występków i wszelkiego zła. A zatem Sąd Boży może być z perspektywy Jezusa i z Nim w perspektywie jedynie Sądem łaski. Albowiem „sprawiedliwość Jego względem grzechów […] wyrażała się w odpuszczaniu ich” (Rz 3,25). Oskar­żeni zostaną uniewinnieni, otrzymają ułaskawienie.

Czy to oznacza, że wobec tego przestaje istnieć jakakolwiek od­powiedzialność i zniesiona jest konieczność zdania sprawy przed Sądem Bożym? Bynajmniej nie! Nowy świat Boga, wielka komunia ludzi z Bogiem i między sobą, nie może zaistnieć dopóty, dopóki to, co się wydarzyło i stało na świecie i w historii nie zostanie osądzo­ne, na skutek czego dopiero zostanie stworzona i zbudowana praw­dziwa sprawiedliwość.

Sąd musi istnieć nie tylko z perspektywy Boskiej, ale i ludzkiej, ze względu na godność ludzi, ze względu na zniweczoną godność ofiar i sprawiedliwość, która nie pozwala, żeby sprawcy wykpili się „ta­nim kosztem”, tracąc przez to godność (Ottmar Fuchs).

Pojednawcza miłość Boga to nie jakiś tam pozbawiony sma­ku „sos uniwersalny”, którym polewa się wszystko, co było, to nie przyzwolenie na to, by wszystko, co się wydarzyło, zniknęło, wrzu­cone do jednego worka, a przez to deklaracja, że nasza ziemska eg­zystencja i nasza misja życiowa to „wzór bez wartości”. Nie, moc miłości Bożej działa tak, że

w sposób nieograniczony respektuje ona wolność ofiar i sprawców, a mimo to mocą miłości sprawia, że sprawcy w wolności zdolni są prosić o przebaczenie, a ofiary, mimo cierpienia, które przeżyły, są w stanie przebaczyć (Magnus Striet).

Nie ma wprawdzie ofiar, które nie byłyby jakoś tam także spraw­cami i na odwrót, pomimo tego jednakże konieczne jest, by ze względu na prawdę nazwać złe czyny po imieniu. Sprawca musi zo­baczyć i zrozumieć swą własną winę, tak często wypartą, zbagateli­zowaną, pomniejszoną przez nazbyt łatwe przeprosiny, przyznać się do niej i żałować jej z serca, a ofiara musi być gotowa udzielić prze­baczenia wbrew swej (zrozumiałej) chęci zemsty i nagromadzonej agresji. Inaczej niesprawiedliwość, która wydarzyła się w historii, nie zostanie rozliczona i stanie na drodze communio sanctorum. W ten sposób Sąd Boży umożliwi każdemu człowiekowi „bolesne, acz oczyszczające skonfrontowanie się z własną historią życiową – w obliczu zranionej, a mimo to nieskończenie miłosiernej dobroci Boga” (Medard Kehl).

Tym samym to, co dzieje się na Sądzie, niezwykle zbliżone jest do tego, co tradycyjnie nazywa się czyśćcem. Skierujmy zatem na­sze spojrzenie najpierw na niego. A potem wrócimy ponownie do tematu Sądu.

 

Zobacz pozostałe rozdziały

 


9 Dosłowny przekład z języka niemieckiego – przyp. tłum.