Gisbert Greshake “Życie silniejsze niż śmierć. O nadziei chrześcijańskiej” cz. XIV

Zapraszamy do lektury dzieła “Życie silniejsze niż śmierć. O nadziei chrześcijańskiej” autorstwa Gisberta Greshake’a.

 

Rozdział szósty
NIC NIE DZIEJE SIĘ NA PRÓŻNO

 

Z punktu widzenia tych rozważań jasne się staje, co to znaczy, że dla Pawła miłość jest tym, co pozostanie na wieki wieków. Każdy człowiek, wracając do domu Ojca, przynosi Bogu nie tylko bezcie­lesną duszę, lecz osobę, w której zapisane jest na zawsze wszystko, co się wydarzyło i co zostało zrobione, i w której wieczną przy­szłość zyskuje wszystko, co zostało uczynione z miłości. Osoba ta staje się sama jakby cząstką wcielonej miłości. Cząstka ta powra­ca w momencie śmierci do domu, do Boga, i jak ufamy, Bóg ją przyjmuje, tak że w efekcie poprzez śmierć wielu, na skutek tego, że ludzie stopniowo wskrzeszani są do pełni wspólnoty z Bogiem, do Boga trafia niejako coraz „więcej” wcielonej miłości. W śmier­ci ludzi do Boga przychodzi coś, czego wcześniej w tej formie tam nie było, osoby, które obcując z tym światem, dojrzały, a teraz zo­stały przyjęte przez Boga na wieczność i przebywają we wspólno­cie z Nim i ze sobą nawzajem. W tym sensie można powiedzieć – i w ten sposób antycypujemy już to, co nastąpi – że niebo nie jest niczym innym jak miłością, mianowicie wymianą między Bogiem a człowiekiem i między ludźmi, którzy podczas swego życia stali się ludźmi miłości.

Nie należy tego wszakże opacznie zrozumieć: To nie my jeste­śmy tymi, którzy przez swe czyny „budują” niebo. Ludzkie życie pozostaje fragmentaryczne, niespełnione i w historii niespełnialne. Dojrzewanie w miłości udaje się w najlepszym razie fragmentarycz­nie. U nikogo z nas, kiedy upłynie czas naszego życia, nie będzie można zebrać choćby jednego dojrzałego owocu miłości. Dlatego śmierć przychodzi zawsze za wcześnie, albo lepiej: na końcu śmierć pokazuje, że sami z siebie nie jesteśmy w stanie doprowadzić na­szego życia do pełni i nadać mu spełnionego sensownego kształtu. Zatem tym, co dociera do Boga, gdy umieramy, nie jest jakaś – by powiedzieć obrazowo – cegiełka uformowana w historii, którą moż­na by jako coś gotowego wykorzystać do budowy niebieskiego mia­sta Boga, ale pozyskana przez miłość gotowość, otwartość, otwarte naczynie, które Bóg sam musi napełnić własną pełnią.

 

Kiedy umrę, Panie, przyjdę do Ciebie,

gdyż w Twoje imię uprawiałem pole.

Twój jest zasiew. Ja utworzyłem tę świecę.

Twoją sprawą jest ją zapalić.

Wybudowałem tę świątynię, Twoją sprawą jest zamieszkać jej mil­czenie…

Ja wedle Twych boskich wytycznych utworzyłem człowieka, aby mógł chodzić.

Twoją jest sprawą używać tego wehikułu, jeżeli znajdujesz w tym swą chwałę.

Antoine de Saint-Exupéry

 

Pełnia pozostaje zatem darem Boga, którym nie możemy dys­ponować. Darem, który potrzebuje „naczynia”. Żeby naczynie to powstało, potrzeba wszystkiego, co w dziejach udane i co Bóg przywodzi do spełnienia.

 

Zobacz pozostałe rozdziały