Gisbert Greshake “Życie silniejsze niż śmierć. O nadziei chrześcijańskiej” cz. III

Zapraszamy do lektury dzieła “Życie silniejsze niż śmierć. O nadziei chrześcijańskiej” autorstwa Gisberta Greshake’a.

 

Rozdział trzeci
NADZIEJA I OBRAZ

Pierwszą rzeczą, z której teologia nowej daty, z egzegezą na cze­le zdała sobie sprawę, była obrazowość wypowiedzi na temat czasów ostatecznych. Pismo Święte to nie rodzaj jasnowidzenia, które znałoby z góry przyszłość, naszą własną albo świata. Dlatego nie przepowiada, co wydarzy się w dzień X, czyli w dzień naszej śmierci, albo w dzień Sądu Ostatecznego. Pismo Święte nie objawia przyszłości jak jasnowidz.

Z wypowiedziami Pisma na temat „kwestii ostatecznych” rzecz ma się podobnie jak z jego pierwszymi rozdziałami, które traktują o „początku” (tak zwana historia stworzenia świata, opowieść o raju, opowieść o stanie pierwotnym). Dziś wszyscy akceptują zgodnie, że historie te nie stanowią po prostu zbioru wypowiedzi o charakte­rze informacyjno-opisowym na temat tego, „jak to wtedy było”. Hi­storie te wyrażają natomiast w sposób obrazowy prawdy dużo bar­dziej fundamentalne, jak choćby radykalną zależność człowieka od Boga, godność jego wolności, istotę grzechu i jego skutków. W tych „prahistoriach” aktualne historyczne doświadczenia wiary Izraela w relacji z Bogiem rzutowane są na początek wszelkich wydarzeń, aby przedstawić, że doświadczenia te miały i mają zasadnicze zna­czenie. Opisany obrazowo w owych prahistoriach „początek” nie oznacza w związku z tym początku czasowego, lecz zawsze obowiązujące uzasadnienie i najgłębsze sedno wszelki ego istnienia i wszystkich wydarzeń. Początek i koniec odnoszą się jednak ściśle do siebie wzajemnie i odpowiadają sobie funkcjonalnie i struktu­ralnie. Stąd należy oczekiwać, że również wypowiedzi dotyczące końca nie zamierzają po prostu poinformować nas o końcu historii w czasie, lecz że wyrastają z aktualnych doświadczeń wiary, z na­dzieją przedłużając je w przyszłość. Bóg, który teraz i w przeszło­ści ogarnia całe ludzkie życie, który daje rzeczywistości podporę i oparcie, sens i cel, prowadzi i pomaga, co więcej, Bóg, który wy­biera człowieka na partnera przymierza, aby osobiście mu się po­wierzyć, objawić — ten Bóg jest też przyszłością swego stworze­nia, jego ostatecznym sensem i ostatecznym celem; nic nie będzie mogło stanąć na przeszkodzie Bożej woli, by powierzyć się człowie­kowi, ani śmierć, ani koniec i zagłada. Kogo Bóg wybrał do wspól­noty ze sobą, ten nieuniknienie stoi przed Nim, teraz i w przyszło­ści, na dobre i złe. Tym samym wypowiedzi na temat ostatecznej przyszłości, które znajdujemy w Piśmie i tradycji, nie oferują wglą­du w przyszłość na zasadzie jasnowidzenia. Wychodzą natomiast od wiary tu i teraz i są, jej obrazowymi eksploracjami i prolongaturami2 na koniec historii życia i świata. Wyrażają olbrzymi potencjał na­dziei, w sposób istotny przynależący do wiary.

Patrząc na to w ten sposób, wypowiedzi na temat „rzeczy ostatecznych” są obrazami nadziei. Wyrażenie to mówi nam dwie rzeczy:

  1. Nie chodzi o wiedzę, o poznanie z góry przyszłości, lecz o nadzieję. Mieć nadzieję to coś innego niż wiedzieć czy poznawać. Wiedzący wie: jest tak a nie inaczej; poznający stwierdza, argumentuje, definiuje, dedukuje. Celem poznania są jasne, jednoznaczne, jeśli to możliwe zamknięte wyniki. Poznanie ma wartość wiążącą. Kto zaś ma nadzieję, zostawia wszystko otwarte. Dla mającego nadzieję nic nie jest nieodwołalnie ostateczne, nic nie jest zamknięte. Dla człowieka nadziei rzeczywistość, jakakolwiek by była, choć­by pełna sprzeczności, pęknięć i przepaści, ciemnych stron i niedo­rzeczności, nie jest ostateczna. Stawia on na to, że wszystko może się jeszcze zmienić na dobre, że sytuacje pozornie bez wyjścia i ta­kie, które ugrzęzły w martwym punkcie, nie oznaczają definitywne­go końca, ale że może nastać jeszcze jasna, dobra przyszłość. Ufa on, że ostateczny sens ogarnia wszystko i wszystko znajduje swe zwieńczenie w ostatecznym pojednaniu i uzdrowieniu, choć nie wiadomo, jak to się dokona. Mieć nadzieję to często ufać wbrew wiedzy i poznaniu. Mądrość ludowa ukuła przysłowie: „Nadzieja matką głupich”. Przysłowie to wyraża głęboką mądrość, a mianowi­cie, że ten, kto ma nadzieję, stoi często po stronie głupich, że trudno go znaleźć pośród tych, którzy posiadają wiedzę i poznają w sposób rozsądny i zdystansowany, znając świat takim, jaki jest. Osoba ma­jąca nadzieję staje często po przeciwnej stronie, kwestionuje wiążą­ce poznanie, nieodzowną wiedzę, traktuje wszystko jako otwarte, ufa w dobry cel, często wbrew jakiejkolwiek nadziei. W tym sensie sformułowania Pisma Świętego dotyczące końca są obrazami na­dziei: wyrażają przekonania, że osobista historia i historia całego świata zmierza ku dobremu finałowi.
  2. Są to obrazy! Obraz w sposób bardzo istotny wiąże się z na­dzieją. Do domeny poznania przynależy wzór, definicja, pewnik, teza, dogmat. Domeną nadziei jest natomiast obraz. Jakże inaczej miałaby się wyrazić nadzieja, jeśli nie przez plastyczne wyobraże­nia, sny i znaki, symbole i szyfry. Nie pragną one konkurować z po­znaniem, lecz chcą wskazać na to, czego z ludzkiego punktu wi­dzenia nie można sobie wyobrazić; pragną, by rzeczywistość była płynna i otwarta na to, co oczekuje nas poza obszarem jakichkol­wiek ludzkich możliwości i oczekiwań. Obraz, wykraczając poza rzeczywistość tu i teraz, jest w stanie dać przebłysk tego, czego człowiek nie jest w stanie definitywnie powiedzieć i zrobić. Obrazy mówią stąd o rzeczywistości, która nie należy albo jeszcze nie na­leży do sfery ludzkiego doświadczenia, ludzkiego poznania i moż­liwości. Więcej, tej przemożnej przyszłej rzeczywistości nie da się antycypować inaczej jak w obrazach, nie może się ona wykrysta­lizować i przybliżyć do człowieka inaczej jak w obrazach, dlatego właśnie obrazy budzą nadzieję na ostateczną zbawienną przyszłość i utrzymują ją przy życiu.

Człowiekowi nowożytnego Zachodu obrazy, symbole i zna­ki sprawiają pewną trudność. Narażony jest on nieustannie na nie­bezpieczeństwo z jednej strony potraktowania obrazu jako zbędnej ilustracji, metafory i kodu jakiegoś stanu rzeczy, który można by było ująć bardziej precyzyjnie i adekwatnie za pomocą pojęć, z dru­giej zaś potraktowania rzeczywistości, do której dostęp uzyskuje­my dzięki obrazom, wyłącznie jako czegoś mglistego, w najwyższej mierze wątpliwego, wręcz „rozrzedzonego”. Jakże często po takich rozważaniach jak niniejsze słyszałem, jak ludzie w rozmowie mó­wili do mnie: „A zatem wszystko to jest tylko obrazem?!”.

Owo „tylko” jest w najwyższej mierze zdradliwe; pokazuje, jak bardzo nasze rozumienie rzeczywistości opanowane jest przez ra­tio, przez pojęcie, przez abstrakcję. Jeżeli chcemy jednak poprawnie zrozumieć Pismo i pierwotną chrześcijańską tradycję (a tym bar­dziej jeszcze praktykę sakramentalną Kościoła jako praktykę opartą na symbolu i obrazie), trzeba postarać się o adekwatny przystęp do świata obrazów. Obraz przekazuje nam nie mniej, tylko więcej rze­czywistości niż pojęcie. A to dlatego, że rzeczywistość, którą poję­liśmy, do której mamy nieskrępowany dostęp, to tylko część tego, co istnieje w sposób realny. Rzeczy w świecie najcenniejszych: mi­łości, piękna, szczęścia, fascynacji, doświadczenia spełnienia zmy­słowego — wszystkiego tego nie można pojąć ani ująć, lecz rzeczy te przytrafiają się nam w życiu niczym niepojęty szczęśliwy przy­padek. Dlatego językiem odpowiednim dla miłości, piękna, fascy­nacji i tym podobnych nie jest pojęcie, lecz obraz. To zatem, że wiara chrześcijańska na pytanie o ostateczną przyszłość odpowiada obrazem, ma swe głębokie uzasadnienie w istocie rzeczy. Nadzieja na ostateczną przyszłość, na wszechogarniający sens i dopełnienie oraz obraz, który ją wyraża, przynależą do siebie w najgłębszym sensie.

Oczywiście, nawet jeżeli nie da się zastąpić obrazów pojęcia­mi, otwarte pozostaje pytanie, jak należy te obrazy rozumieć, do czego je odnieść. Obrazy coś znaczą, do czegoś nawiązują, chcą zwrócić na coś naszą uwagę i na coś nas otworzyć. Obrazy można również źle zrozumieć, zwracając uwagę na jakiś wątek poboczny, czy wręcz na jakieś aspekty mylące, nie zauważając ich właściwej intencji. Stąd pytanie: W jaki sposób należy odczytywać obrazy na­dziei wiary chrześcijańskiej, obwieszczające ostateczną, przynoszą­cą spełnienie przyszłość?.

Nie należy interpretować ich — jak niegdyś w teologii — jako informacji o konkretnych zdarzeniach w przyszłości (zmartwych­powstanie umarłych, zagłada świata, sąd) lub przestrzeniach (niebo, piekło), lecz — z uwagi na to, że ich źródłem jest wiara w osobo­wego Boga — je same pojmować trzeba ściśle „osobowo”. Oznacza to: Wiara chrześcijańska nie pokłada nadziei w tym czy owym, co ewentualnie nastąpi albo będzie, lecz stawia na ostateczną, osobową wspólnotę z Bogiem i wieloma ludźmi, braćmi i siostrami.

Puentując, można by powiedzieć tak: Człowiek nadziei nie ma nadziei na niebo jako błogosławiony stan raju, lecz pokłada nadzieję w Bogu, który, gdy Go zyskamy i do Niego dotrzemy, będzie nie­bem, czyli spełnieniem wszystkich tęsknot za wieczną ojczyzną, za domem, za komunikacją, miłością i pokojem. Albo: Człowiek wie­rzący nie boi się piekła, lecz obawia się, ażeby nie rozminąć się z Bo­giem i na wieki wieków nie żyć w wyizolowaniu i samotności; to właśnie jest piekło. Mający nadzieję nie oczekuje też sądu w sensie wielkiego dramatycznego widowiska na końcu świata, lecz wie, że przed Bogiem i ludźmi będzie musiał zdać sprawę z odpowiedzial­ności za siebie i za swe życie, i że odpowiedzialność ta, ponieważ nieustannie okrywał się i okrywa winą, ma w sobie coś przygniata­jącego i napełnia obawą. W tym sensie człowiek nadziei nie patrzy na sąd i czyściec jak na jakieś wydarzenie na końcu świata albo na miejsce pobytu, ale oczekuje zarówno oczyszczającego spotkania z Bogiem-Sędzią, jak i spotkania z ludźmi, których przebaczenia potrzebuje i z innymi, którym sam musi przebaczyć. W tym sensie sąd i czyściec to pozbawione udawania osobowe spotkanie z Bo­giem i ludźmi, braćmi i siostrami. Albo: Mającemu nadzieję nic nie wiadomo na temat kosmicznego spektaklu w przyszłości, na końcu dziejów, nie musi więc wyobrażać sobie, co się wydarzy i w jaki sposób; ufa, że gdy wszystko, co zostało stworzone na świecie, doj­dzie do kresu, Bóg przyjdzie do niego, a on do Boga; to właśnie wyraża obraz przyjścia Syna Bożego na końcu czasów na ten świat („ponowne przyjście”).

Obrazy nadziei Pisma należy zatem interpretować osobowo. Z tego też względu relacje interpersonalne, panujące między ludź­mi tu i teraz, i to, co wydarza się w tych relacjach, są źródłem właś­ciwej analogii i zbiorem doświadczeń, dzięki którym staramy się ująć to, co ostateczne i definitywne. Niech te pierwsze wskazów­ki wystarczą tymczasem jako wyjaśnienie, co mam na myśli, mó­wiąc o osobowej interpretacji obrazowych wypowiedzi na temat ostatecznej przyszłości: Nie chodzi o przepowiadanie przyszłości, a także nie o wiedzę na temat jakichś tam dramatycznych wydarzeń na końcu czasów, lecz o wyraz ufności, że to Bóg jest nadzieją czło­wieka i że przyszłość ta jest przyszłością dobrą właśnie dlatego, że jest to przyszłość Boga.

 

Zobacz pozostałe rozdziały