Gisbert Greshake “Życie silniejsze niż śmierć. O nadziei chrześcijańskiej” cz. II

Zapraszamy do lektury “Życia silniejszego niż śmierć. O nadziei chrześcijańskiej” autorstwa Gisberta Greshake’a.

Rozdział drugi
NAUKA O „RZECZACH OSTATECZNYCH”

Dzisiejsza krytyczna świadomość zaczęła podawać w wątpliwość tradycyjną naukę o „rzeczach ostatecznych”, znaną od czasów średniowiecznej scholastyki jako kompleksowy traktat. Nauka ta przedstawiana jest jako wiedza objawiona przez Boga na temat końca indywidualnego życia i powszechnej historii świata. Według tej wizji objawienie to winno być przyjęte jako takie nie tylko poza Kościołem, lecz także w obrębie samej teologii. Egzegeza historyczno-krytyczna i pogłębiona refleksja metodologiczna pokazały jednakże, że w przeszłości wielokrotnie całkowicie błędnie interpretowano obrazowy język Pisma Świętego i Tradycji Kościoła. Próbowano  z szyfrów i symboli, a nawet czasem ze strzępków obrazowych wskazówek wyciągnąć informacje na temat ostatecznej przyszłości, po czym zestawiono je z innymi strzępkami i w ten sposób powstało wrażenie, że Pismo i Tradycja zawierają przepowiednię nadchodzącej ostatecznej przyszłości, objawioną światu niczym przekaz jasnowidza. Jeszcze wcale nie tak dawno w katechizmach, książkach na temat wiary i kompendiach dogmatycznych w rozdziale o „rzeczach ostatecznych” aluzyjne wypowiedzi Pisma zestawione ze sobą niczym puzzle, kreując kompleksową scenerię końca, w efekcie czego powstawał wielki zwarty reportaż zbliżającego się dramatu czasów ostatecznych i końca świata. Na podstawie obrazów i symboli tworzono w ten sposób urzeczowiony obraz przyszłości, który krytycznego człowieka raczej razi i odrzuca niż miałby go przekonywać i trafiać mu do serca, jak przecież przystawałoby radosnej Nowinie.

W dziedzinie eschatologii popełniono niejeden teologiczny grzech i grzeszy się częściowo nadal. Żaden inny temat teologiczny nie wywoła tak szybko efektu komicznego, jak referat o treściach i metodach tradycyjnej nauki o „rzeczach ostatecznych”. Jakiś czas temu pewien znany, zmarły już, niemiecki egzegeta spytał mnie z chochlikiem w oczach, czy dogmatycy w końcu ustalili, czy w dzień Sądu Ostatecznego trąby zadmą w tonacji dur czy moll? Takie pytania stawiano kiedyś faktycznie całkiem serio! (Odpowiedź innego znanego dogmatyka niemieckiego, którą mi przesłał listownie, nie była natomiast tak poważna. Napisał: „Oczywiście, że w es-moll! Górą Gruckner!”). Kiedy pozwoliłem sobie wtedy pod adresem owego kolegi od egzegezy na trochę niechętną uwagę, że dawno już minął czas takich teologicznych urojeń, przypomniał mi kilka podręczników i książek o wierze, wcale nie tak starych, używanych po części dziś jeszcze, gdzie całkiem serio omawia się wprawdzie nie tę, ale podobne, równie absurdalne kwestie.

Jeszcze jedno, dwa pokolenia wstecz można było znaleźć książki, gdzie na serio, z niezwykłą bystrością i wnikliwością umysłu zastanawiano się nad kolejnością wydarzeń w tak zwany dzień Sądu Ostatecznego. Pytano w nich na przykład, czy najpierw dojdzie do pożogi świata czy do zmartwychwstania umarłych i jak w porządku czasowym i merytorycznym będzie się miało do tego dęcie w trąby i ponowne przyjście Chrystusa na chmurach niebieskich. Takie rozważania pokazują wyraźnie, w jaki sposób błędnie zinterpretowano i uprzedmiotowiono obrazowe wypowiedzi, które przybrały formę quasi-reportażu z przyszłości na temat dnia Sądu Ostatecznego.

Pod koniec XIX wieku profesor dogmatyki Josef Bautz z Munster obliczył na podstawie aluzji biblijnych temperaturę ognia piekielnego. Mimo, że od tego czasu minęło już ponad sto lat, nadal wielu teologów reprezentuje tezę, że ogień piekielny nie jest symboliczny, że należy go rozumieć absolutnie realnie, tak samo realnie jak ożywienie ziemskich kości podczas powszechnego zmartwychwstania umarłych, kiedy to oddzielona dusza utworzy sobie z pozostałości ciała ziemskiego nowe ciało, ciało zmartwychwstałe, „nie pomijając >>relikwii<< starego ciała ziemskiego.

Zdaniem tychże teologów ciało zmartwychwstałe to „prawdziwe ciało ludzkie, pozostanie także różnica płci”. Takie i inne rozważania (podejmowane jeszcze nawet w przedostatnim wydaniu szacownego, ukazującego się od 1957 roku, leksykonu teologicznego Lexikon fur Theologie Und Kirche, i to przez ówczesnego profesora teologii Józefa Ratzingera, który tezy tej nigdy nie odwołał) pokazują wyraźnie, w jakim błędnym kierunku poszły wypowiedzi dotyczące „spraw ostatecznych”. Na skutek tego francuski teolog Yves Congar nie bez racji nazwał tradycyjną naukę o „rzeczach ostatecznych” raczej „fizyką rzeczy ostatecznych”.

Takie kwiatki ilustrują szczególnie wyraźnie nieporozumienia tego działu nauki o wierze i każdą z tym większym naciskiem pytać: Jaki jest faktyczny sens biblijnych i tradycyjnych wypowiedzi na temat „kwestii ostatecznych”?

 

Zobacz pozostałe rozdziały