Zapraszamy do lektury dzieła “Drogi i bezdroża miłosierdzia” autorstwa ks. Józefa Tischnera
Powrót do źródeł: Siostra Faustyna
To, co powiedziałem, jest małym wycinkiem wielkiego problemu – problemu odbudowy autentyzmu chrześcijańskiego, zaplątanego w sieć nowożytnych odmian pogaństwa. Powrót do źródeł miłosierdzia, do jego autentyzmu, oznacza – oczywiście – wyzwolenie miłosierdzia ze struktury walki klas. (Nie zapominam również o innym zadaniu – o wyzwoleniu miłosierdzia z więzów resentymentu, o czym pisał Nietzsche, ale ta sprawa wymaga odrębnego opracowania.) Godne uwagi są na tej drodze dwa wydarzenia. Jednym jest encyklika Jana Pawła II „O Bożym Miłosierdziu” (1980 r.), innym jest rosnący głównie w komunistycznej i postkomunistycznej Polsce kult „Miłosierdzia Bożego”, związany z postacią zakonnicy św. Faustyny Kowalskiej. O tym, że nie należy lekceważyć encyklik papieskich, dobrze wiadomo. Nie należy jednak również lekceważyć „nabożeństw”, które przyciągają tłumy wiernych. To nabożeństwo wydaje się w naszej sytuacji szczególnie znaczące.
Zwróćmy najpierw uwagę na tekst Jana Pawła II. Jak się okazuje, jednym z istotnych problemów Autora jest stosunek miłosierdzia do sprawiedliwości, Czy miłosierdzie nie narusza zasady sprawiedliwości? Ogólny punkt widzenia jest taki: zasada sprawiedliwości rządzi społecznym współżyciem ludzi, natomiast zasada miłosierdzia rządzi bezpośrednimi relacjami osobowymi. Błąd rewolucji polegałby zatem na tym, że zasady, które mogą mieć zastosowanie do bezpośrednich stosunków międzyludzkich, radykalizuje się i przenosi się na poziom współżycia społecznego. Ale i odwrotnie: zasada, która powinna rządzić życiem społecznym, rości sobie pretensję do zawładnięcia bezpośrednimi relacjami międzyosobowymi. Pewnym usprawiedliwieniem ideologii rewolucyjnej może być to, że nie jest łatwo przeprowadzić ścisłą granicę między obydwoma dziedzinami.
Refleksja nad miłosierdziem zaczyna się od refleksji nad postacią Chrystusa. Kościół – pisze Papież – strzeże „tajemnicy miłosierdzia Boga samego objawionej w Jezusie Chrystusie”. Strzec, znaczy: rozumieć i uczyć rozumienia. Rozumienie miłosierdzia dokonuje się poprzez rozumienie nauki i czynu Chrystusa. Miłosierdzie „objawia się” w Chrystusie. Niezależnie od tego, jak bardzo emocjonalnie podchodzimy do postaci Chrystusa, akcent pada nie na emocję, lecz na prawdę, która się objawia. Jeśli miłosierdzie zawiera w sobie moment współczucia, a współczucie oznacza przeniesienie się w sytuację cierpiącego, to dla wierzących cierpiącym jest przede wszystkim Chrystus; obraz cierpień Chrystusa porządkuje wierzącemu obraz cierpień człowieka. Chrystus mówi: „Nie płaczcie nade mną, ale nad synami waszymi”. Taki kierunek patrzenia dostarcza odpowiedzi na istotne pytanie: kto jest „miserable”? Jedno jest pewne: struktura klasowa nie odgrywa tu istotnej roli.
Nie znaczy to jednak, by ból niesprawiedliwości społecznej nie został uwzględniony. Ubóstwo także przynależy do „miserable”. Papież pisze. „A to wszystko rozgrywa się na rozległym tle tego gigantycznego wyrzutu, którym dla ludzi i społeczeństw zasobnych, sytych, żyjących w dostatku, hołdujących konsumpcji i użyciu, musi być fakt, że w tej samej rodzinie ludzkiej nie brak takich jednostek, takich grup społecznych, które głodują. Nie brak małych dzieci, które umierają z głodu na oczach swoich matek. Nie brak w różnych częściach świata, w różnych systemach społeczno-ekonomicznych, całych obszarów nędzy, upośledzenia, niedorozwoju”. Autor dodaje znamienne słowa: „Najwidoczniej istnieje jakaś głęboka wada, albo raczej cały zespół wad, cały mechanizm wadliwy, u podstaw współczesnej ekonomii, u podstaw całej cywilizacji materialnej, który nie pozwala rodzinie ludzkiej oderwać się niejako od sytuacji tak radykalnie niesprawiedliwych” (DM 11). Z takiego widoku nie rodzi się jednak pokusa zastosowania krwawej przemocy w stosunku do „wyzyskiwaczy”. Miłosierdzie dla jednych nie może dać się ponieść spirali okrucieństwa. Wynikiem przemocy nie jest pomniejszenie, lecz pomnożenie liczby „miserables”.
Odpowiedź została ubrana w refleksję nad przypowieścią o Synu Marnotrawnym. Naprawdę „miserable” jest każdy, kto marnotrawi dary Ojca. Darem podstawowym jest dla człowieka samo jego człowieczeństwo. Marnowanie człowieczeństwa – „to dopiero bólów ból”. Na czym ono polega? Papież używa słów: dobro, prawda, godność. Człowieczeństwo jest dobrem. Człowiek otrzymuje je jako dar. Dar ten może pomnożyć i może zmarnować. Syn marnotrawny marnuje ów dar. Widzi to ojciec i boleje. Nic jednak nie może poradzić, bo syn jest wolny. W jakimś jednak momencie syn odkrywa błąd. Nawraca się. Wraca do ojca. Właściwym aktem miłosierdzia staje się przebaczenie i przyjęcie do domu syna. Miłosierdzie patrzy, widzi, boleje i czeka, by osiągnąć swój szczyt w przebaczeniu. Czytamy: „…relacja miłosierdzia opiera się na wspólnym przeżyciu tego dobra, jakim jest człowiek, na wspólnym doświadczeniu tej godności jaka jest mu właściwa. To wspólne doświadczenie sprawia, syn marnotrawny zaczyna widzieć siebie i swoje czyny w całej prawdzie (takie widzenie w prawdzie jest autentyczną ); pokorą dla ojca zaś właśnie z tego powodu staje się on dobrem szczególnym: tak bardzo widzi to dobro, które się dokonało na skutek ukrytego promieniowania prawdy i miłości, że jak gdyby zapomina o całym złu, którego wcześniej dopuścił się syn” (DM 6).
Można powiedzieć: istnieją dwa klucze do aktu miłosierdzia. Jeden ma w ręku ojciec, a drugi syn. Ojciec jest otwarty na powrót. Otwarcie to już jest już miłosierdziem, jak gotowość do wybaczenia jest już wybaczeniem. Od syna zależy jednak nawrócenie. Nawrócenie zawiera moment „oczyszczenia”. Syn musi się nawrócić i powrócić. On sam musi siebie „oczyścić”. Musi uznać wobec samego siebie swój błąd. Nikt za niego tego nie zrobi. Jeśli jednak już zrobi, wykroczy poza pole sprawiedliwości i wkroczy na pole miłosierdzia. Syn oddaje ojcu to, co marnował. Papież podkreśla: miłosierdzie jest wzajemnością. Ojciec potwierdza synostwo i otrzymuje potwierdzenie ojcostwa.
Prowadzone przez Autora subtelne opisy relacji międzyosobowych mają w naszym postrewolucyjnym świecie istotne znaczenie. Chodzi o sprawę wybaczenia i oczyszczenia komunistów z winy uczestnictwa w rewolucji. Sprawa ma aspekty społeczne – dotyczy na przykład możliwości udziału byłych komunistów w życiu politycznym demokratycznego państwa – i aspekty indywidualne, choćby taki jak bojkot towarzyski „rewolucjonisty”. Rysuje się jasna sytuacja: trzeba być gotowym do wybaczenia, ale wybaczenie nie jest jeszcze uniewinnieniem czyli oczyszczeniem, bo to zależy od tego, kto zawinił. Miłosierdzie otwiera się dwoma kluczami: tego, kto jest miłosierny, i tego, kto potrzebuje miłosierdzia. Gdyby było inaczej, nie byłoby wzajemności, lecz nowa nierówność.
Co wnosi do sprawy miłosierdzia nabożeństwo, które zapoczątkowała mistyka Siostry Faustyny? Zwróćmy uwagę na szczegół – na modlitwę do Miłosierdzia Bożego, którą wyniosła z jednej ze swoich wizji. „Na drugi dzień rano, kiedy weszłam do naszej kaplicy usłyszałam te słowa wewnętrznie: „Modlitwa ta jest na uśmierzenie gniewu Mojego…«. Są w tej modlitwie sformułowania wstrząsające. Modlący się, mówi do Boga-Ojca: „Dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla nas i świata całego”. Co to znaczy? Znaczy to, że człowiek wkracza w wewnętrzne życie Trójcy Świętej, by podsunąć przed oczy Boga widok ukrzyżowanego Syna. Mówi; „patrz na Syna”. Patrząc na Syna, „dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie…”. Dlaczego nad nami? Dlatego, bo cierpiał za nas. Popatrz, Boże, na nas poprzez Niego.
Trzeba mieć odwagę mistyka, by uczyć ludzi takiej modlitwy.
Siostra Faustyna nie zgodziłaby się jednak z twierdzeniem o odwadze. Jest bowiem głęboko przekonana, że Bóg chce być miłosierny. Powraca do tematu kilkakrotnie. Notuje: „w każdej duszy dokonywałam dzieła miłosierdzia, a im większy grzesznik, tym ma większe prawa do miłosierdzia Mojego. Nad każdym dziełem rąk Moich jest utwierdzone miłosierdzie Moje. Kto ufa miłosierdziu Mojemu, nie zginie, bo wszystkie sprawy jego Moimi są, a nieprzyjaciele rozbiją się u stóp podnóżka Mojego”. Szczęściem Boga jest wybaczanie i obdarowywanie. Natomiast wielkim błędem człowieka jest to, że marnuje dane mu do rozporządzenia ogromy bogactw miłosierdzia Bożego. Nie ma więc problemu odwagi, ponieważ chodzi o otwarcie drzwi, które niczego bardziej nie pragną, jak tego właśnie, by ktoś je otwarł. Ale z marnowaniem bogactw miłosierdzia złożonych w Bogu i w człowieku jest problem…