Czy żyjemy w czasach ostatecznych?

Czy żyjemy w czasach ostatecznych? Ks. prof. Bortkiewicz: Czas niewątpliwie sprzyja stawianiu takich pytań.

„Dzisiaj żyjemy w czasach wojny, która jest tuż obok nas i która pokazuje totalną bezradność świata w obliczu próby zapobieżenia tej wojnie. Do tego dochodzi ogromny chaos ideowy, chaos związany z odrzuceniem racjonalności i prawdy. Próbujemy zmieniać tożsamość człowieka nie potrafiąc człowieka kształtować wedle zasad prawdy i dobra. To oznacza jakąś pogardę dla rzeczywistości i dla rozumu. Faktycznie w tej sytuacji można i trzeba chyba z wielką powagą stawiać sobie pytania o ten czas ostateczny, niezależnie od tego czy potrafimy, czy nie potrafimy udzielić sobie odpowiedzi na to pytanie, myślę, że cenną rzeczą jest już samo jego stawianie” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr, teolog moralny i etyk, wykładowca UAM w Poznaniu.

wPolityce.pl: Doświadczenia epidemii, kataklizmów a teraz wojny skłaniają do postawienia pytania, czy żyjemy w czasach ostatecznych?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: Bardzo poważne pytanie, ale czas niewątpliwie sprzyja stawianiu takich pytań. Myślę, że po pierwsze musimy mieć świadomość podwójnej perspektywy. Z jednej strony tej perspektywy czasów ostatecznych, które dotyczą całej ludzkości, a z drugiej strony tej perspektywy czasu ostatecznego, który dotyczy życia indywidualnego człowieka. To oznacza, że z jednej strony oczywiście możemy tutaj snuć pewne przypuszczenia dotyczące skali kresu historii całego świata, z drugiej strony myślę, że zawsze bardziej angażującą jest ta perspektywa osobista, która niewątpliwie z każdym rokiem się przybliża. Ale rozumiem pytanie jako pytanie dotyczące właśnie tego spojrzenia ogólnego, które rzeczywiście prowokuje do pytań, do takich refleksji. Z jednej strony spoglądaliśmy faktycznie na czas pandemii jako czas lęku, o którym pisał kiedyś w swojej pierwszej encyklice św. Jan Paweł II stwierdzając, że współczesny człowiek żyje w lęku, obawia się, że wytwory jego rąk, zwłaszcza te najbardziej wyrafinowane – nie cytuję tu dosłownie – mogą obrócić się przeciwko niemu samemu, że właśnie te wytwory dokonają alienacji człowieka. Do dzisiaj nie wiemy, co było przyczyną tej pandemii, co było źródłem pochodzenia wirusa, ale stworzyło to cały szereg spekulacji związanych z tym właśnie lękiem. Dzisiaj żyjemy w czasach wojny, która jest tuż obok nas i która pokazuje totalną bezradność świata w obliczu próby zapobieżenia tej wojnie. Do tego dochodzi ogromny chaos ideowy, chaos związany z odrzuceniem racjonalności i prawdy. Próbujemy zmieniać tożsamość człowieka nie potrafiąc człowieka kształtować wedle zasad prawdy i dobra. To oznacza jakąś pogardę dla rzeczywistości i dla rozumu. Faktycznie w tej sytuacji można i trzeba chyba z wielką powagą stawiać sobie pytania o ten czas ostateczny, niezależnie od tego czy potrafimy, czy nie potrafimy udzielić sobie odpowiedzi na to pytanie, myślę, że cenną rzeczą jest już samo jego stawianie.

Rzeczywiście, trzeba stawiać sobie takie pytania, tylko, czy należy doszukiwać się sensacji w obserwowanych wydarzeniach? Czy doszukiwanie się sensacji jest w stanie cokolwiek zmienić w naszym życiu? Największą sensacją w dziejach była w końcu śmierć i Zmartwychwstanie Pana Jezusa. Pan Bóg tak ukochał człowieka, że umarł za niego męczeńską śmiercią. Czy ta ogromna Ofiara naprawdę już na niewielu robi wrażenie?

Istotnie mamy takie tendencje, że odchodzimy od tego, co powinno faktycznie nami wstrząsnąć. Banalizujemy śmierć Chrystusa, samo wspomnienie, uobecnienie tej Męki i śmierci jest banalizowane choćby w warstwie językowej, gdy przestaliśmy mówić o Świętach Zmartwychwstania Pańskiego, o Świętach Wielkiej Nocy, natomiast mówimy o świętach wiosennych, weekendach czy dniach wolnych od pracy. To jest przykład banalizacji tego, co powinno nami wstrząsnąć, bo to jest wydarzenie, które niezależnie od naszej wrażliwości, zmieniło rzeczywistość tego świata. Natomiast paradoksalnie, odrzucając to, co jest istotnym wstrząsem, faktycznie poszukujemy sensacji i to jest jakiś wyraz tego kryzysu umysłu, o którym przed chwilą mówiłem, tego kryzysu porzucenia racjonalności, porzucenia chęci poszukiwania prawdy. To jest cecha ponowoczesności, w której żyjemy, ale na pewno nie ma sensu szukania odpowiedzi na poważne pytania poprzez banalizację prawdy i poprzez zarazem doszukiwanie się sensacyjności w rzeczach mało istotnych.

Banalizujemy, doszukujemy się sensacji, ale też mamy skłonność do budowania relacji na emocjach. Również relacji z Panem Bogiem. Czy to nie jest przyczyna, czy może jedna z przyczyn, dla której to wielkie wydarzenie najpierw Męki, potem śmierci i Zmartwychwstania Pana Jezusa, jak i sam Pan Jezus są czasami dla nas tak odległe, że wręcz prawie że nieosiągalne?

Człowiek jest jednością i powinniśmy wciąż odkrywać w sobie tę wspaniałą kompozycję, którą stworzył w nas Bóg, łącząc sferę rozumu, woli i uczuć, emocji. Powinniśmy wykorzystywać cały potencjał człowieczeństwa do zgłębiania tajemnicy Boga. Na pewno zagraża nam dzisiaj w dużej mierze emocjonalność, która oderwana od rozumu i w związku z tym też od woli powoduje spłycenie naszej pobożności i krótkotrwałość i przemijalność. To jest niewątpliwie jedna z głównych wad naszego chrześcijaństwa, naszego przeżywania Boga. Dlatego ogromną rolę powinno tutaj odgrywać poszukiwanie prawdy o Chrystusie, o Bogu drogą także rozumu. Na bazie tego rozumu jesteśmy w stanie wykształcić w sobie wolę łączenia, jednoczenia się z Bogiem, przeżywania z Nim wspólnoty. Warto tu rzeczywiście zaangażować całego człowieka i całą tę kompozycję – raz jeszcze to podkreślę – którą Bóg w nas włożył.

W tym momencie rodzi się pytanie, jak odróżnić w samym sobie budowanie zdrowej relacji z Panem Bogiem od psychologizowania wiary, bo do tego też przecież mamy skłonność?

Tak, to jest dzisiaj rzeczywiście bardzo popularna tendencja do tego stopnia, że niejednokrotnie zaciera się granica między sferą psychologii a teologii – w wydaniu niektórych oczywiście osób. Myślę, że tutaj ogromną rolę odgrywa to spojrzenie na Boga, które pozwala nam nie tylko zachwycać się chwilowymi doznaniami, okruchami wrażeń, ale które pozwala nam kontemplować Jego rzeczywistość. Do tego potrzebna jest wędrówka Słowem Bożym. Do tego potrzebne jest zgłębianie tajemnicy Boga poprzez porządną lekturę. Myślę, że tutaj możemy chociażby odczuć to, czy jest w nas ta wola zgłębiania tajemnicy Boga drogą rozumu, czy też po prostu ogarnia nas lenistwo, które fałszywie tłumaczymy jakimś mistycyzmem. Prawdziwi mistycy byli ludźmi głęboko poszukującymi Boga drogą własnego rozumu. Myślę, że każde zwalnianie się z takiego wysiłku intelektualnego oznacza wejście na fałszywe drogi,

Czy jedną z tych fałszywych dróg nie jest próba zakrzyczenia rzeczywistości, zakrzyczenia samego siebie, przeładowania się bodźcami? Ks. kard. Robert Sarah wielokrotnie podkreślał, że współczesny człowiek nie potrafi przebywać sam ze sobą w ciszy, a skoro tak, to jak może w tym momencie potrafić przebywać w ciszy z Panem Bogiem?

Tak. To jest rzeczywiście problem naszego funkcjonowania. Rzeczywiście jesteśmy w tej chwili wręcz podłączeni, jak jakiś artefakt do jakiejś wielkiej sieci nie tylko internetowej, ale wielkiej sieci medialnej czy mediatyzującej nasz świat. To jest rzeczywiście ogromny problem. Z drugiej strony odczuwamy, gdzieś tli się w nas ta tęsknota właśnie za ciszą, za samotnością, za podejmowaniem wędrówki w głąb naszego człowieczeństwa, a jeżeli to jest autentyczna wędrówka w głąb nas samych, to wówczas odkrywamy w niej Boga. Myślę, że warto też zwrócić uwagę, na bazie tej diagnozy, z którą się całkowicie zgadzam i całkowicie identyfikuję, że istnieją właśnie takie próby rekolekcji w ciszy, chociażby właśnie ekstremalna droga krzyżowa, która odbywa się w samotności, odbywa się w ciszy. Rekolekcje w opactwach benedyktyńskich, które z tego, co się orientuję, są bardzo popularne dla ludzi bardzo aktywnych, dla ludzi zajmujących się na przykład biznesem. Wiemy, że są grupy pielgrzymkowe w czasie pieszych pielgrzymek, które przynajmniej długimi partiami idą w ciszy po to właśnie, aby coś więcej odkryć czy zgłębić. To są być może elitarne formy przeżywania siebie i swojego kontaktu z Bogiem, niemniej jednak one z jednej strony potwierdzają poprzez swoją elitarność to, że ogólny współczesny trend jest zupełnie przeciwny. Z drugiej strony jednak wskazują na to, że w nas jest taka tęsknota za poszukiwaniem i odkrywaniem człowieka i Boga w nas samych.

Wracając do rzeczywistości, w które przychodzi nam żyć, czy odczytywanie współczesnych wydarzeń jako znaków czasu ma jakiekolwiek znaczenie, jeżeli nie prowadzi do nawrócenia?

Trudne pytanie, bo oczywiście, że jesteśmy zobowiązani do odczytywania znaków czasu, ale Chrystus Pan faktycznie w swojej rozmowie z Apostołami wskazywał, że potrafimy odczytywać znaki czasu na poziomie wydarzeń nazwijmy je przyrodniczych czy empirycznych, natomiast nie potrafimy nadawać tym znakom czasu waloru teologicznego, waloru nawrócenia, waloru przemiany naszego życia. Niewątpliwie dzisiaj jesteśmy właśnie w takiej sytuacji, w której te znaki czasu wołają, krzyczą wręcz swoją dramaturgią. Pytanie jest takie, czy potrafimy zareagować na nie w sposób tak, jak pani mówi, najgłębszy, najbardziej sensowny zarazem, to znaczy nawróceniem.

To, co dzieje się chociażby na Ukrainie, to jest z jednej strony wielki krzyk buntu, gniewu posunięty aż do nienawiści, a z drugiej strony to jest przecież ogromna szansa dostrzeżenia tej szansy, jaką daje Krzyż Chrystusa, który jest jedynym znakiem ocalającym to, co się dzieje, od bezsensu.

Przeżyliśmy Wielki Post, kolejny w naszym życiu. Mieliśmy okazję spróbować spojrzeć na siebie oczami Pana Boga. Czy my w ogóle jesteśmy w stanie to zrobić? Jakie pytania powinniśmy sobie zadawać, aby próbować widzieć siebie tak, jak widzi nas Bóg?

Taką pomocą na pewno jest to bardzo trudne dla każdego z nas wydarzenie, jakim jest sakrament pokuty. Stając w obliczu tego sakramentu dokonujemy rachunku sumienia, dokonujemy tego rachunku, który wciąż jest aktualizowany i który nie może być tylko sprowadzany do schematu wziętego z książeczki do nabożeństwa. To powinna być realna postawa stanięcia w prawdzie wobec Boga, wobec drugiego człowieka, wobec samego siebie i odkrycia w tych relacjach tego, co było wartościowe i zarazem tego, co było właśnie zmarnowaniem, zaprzepaszczeniem dobra, którego mogliśmy dokonać.

Myślę, że takie stawanie przed Bogiem zawsze pokazuje nam wbrew pozorom nie tylko zło naszego życia, ale także pokazuje ostatecznie dobro, które zostało chociażby gdzieś przygruzowane przez nasze czyny, ale ono jest dostrzegane przez Boga. Często uświadamiam sobie w momencie czy to własnej spowiedzi, czy w momencie, w którym przyjmuję wyznanie drugiego człowieka, że w sytuacji, w której my sami tracimy wiarę w siebie, Bóg wierzy w nas. On zawsze wierzy w to dobro, które w nas jest i na tym dobru pragnie budować naszą przyszłość. To zresztą wynika chociażby z tej niezwykle przejmującej a zarazem wyjątkowo pięknej sceny zawartej w 8. rozdziale Ewangelii według św. Jana, w której Chrystus mówi do jawnogrzesznicy: „Nikt ciebie nie potępił? I ja cię nie potępiam. Idź, a od tej chwili już nie grzesz!”. To są słowa wielkiej afirmacji Boga w stosunku do człowieka, który wedle ludzkiej miary przegrał swoje życie, a jednak Chrystus daje każdemu z nas tę nadzieję i to afirmujące spojrzenie staje się dla nas czytelne wtedy, kiedy faktycznie staniemy przed Bogiem w sakramencie pokuty. To jest niezwykle ważne doświadczenie tego czasu.

Ten fragment Ewangelii, o którym Ksiądz Profesor wspomniał, jest szczególny. Pokazuje bowiem jeszcze jedną rzecz, a mianowicie, że Pan Bóg dopuszcza czasem w naszym życiu sytuacje trudne (chcieli ją ukamieniować za to, co zrobiła), kryzysowe pewnie między innymi dlatego, że pozwalają one zmienić optykę patrzenia na rzeczywistość. Mają one potencjał zmienić nasze priorytety, ustawić właściwą hierarchię wartości. Jest to zatem można powiedzieć pewien sposób, w jaki Pan Bóg komunikuje się z człowiekiem. Nawet teraz – z współczesnym człowiekiem. Nieraz jednak ta komunikacja zawodzi, ponieważ nie potrafimy w sposób właściwy zobaczyć i odczytać tego, co Pan Bóg chce nam przekazać. Co robić, aby właściwie odczytywać to, co mówi do nas Bóg poprzez różne wydarzenia w naszym życiu? Co zrobić, aby komunikacja z Panem Bogiem była niezakłócona?

Wina w takich sytuacjach zawsze leży po naszej stronie. Bóg rzeczywiście do nas mówi. Nie zmienia tego przesłania i tego orędzia. To my zatracamy tę wrażliwość i zdolność, a więc na pewno trzeba zastanowić się nad oczyszczeniem tych kanałów komunikacyjnych w nas. Jak to praktycznie zrobić? Właśnie poprzez wyciszenie, poprzez nakłonienie siebie do wędrówki do konfesjonału. Warto też niezależnie od tego sięgnąć po pomoc drugiego człowieka i wbrew pozorom nie myślę tutaj tylko i wyłącznie o pomocy duszpasterza, ale to może być pomoc człowieka bliskiego, który niejednokrotnie będąc blisko nas i znając nasze problemy, znając też nasze nieudrożnione kanały komunikacyjne, że tak powiem nieładnie, jest w stanie nam dopomóc.

Bóg po to daje nam dobrych i mądrych ludzi, żebyśmy z ich pomocy korzystali.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Anna Wiejak

 


wpolityce.pl