Są dwie daty wskazujące dzień jego urodzin: 6 i 18 listopada 1860 roku. 161 lat temu w Kuryłówce urodził się Ignacy Jan Paderewski – wybitny pianista i kompozytor, oddany ojczyźnie patriota, ojciec niepodległości, mąż stanu, działacz społeczny i wielki orędownik sprawy polskiej. Już za jego życia mówiono, że jest podwójnym bohaterem: sztuki i ojczyzny. Zarówno jego muzyka, jak i każde przemówienie tętnią tym, co wyryte w polskiej duszy. I choć od jego śmierci mija już 80 lat, jego słowa i przestrogi uderzają aktualnością. „Nad białoskrzydlnym, niezmazanym, nad najczcigodniejszym Ojczyzny symbolem kraczą kruki i wrony, chichocą obce a złowrogie puszczyki, urągają mu nawet swojskie, zacietrzewione orlęta. „Precz z Polską – wołają – niech żyje ludzkość!”” – mówił, ostrzegając przed utratą wewnętrznej suwerenności.
Ojciec polskiej niepodległości
To Ignacy Jan Paderewski jako premier i minister spraw zagranicznych podpisał w imieniu Polski traktat wersalski. Pod jego bezpośrednim wpływem prezydent Woodrow Wilson umieścił w swoim ultimatum uzależniającym podpisanie przez Stany Zjednoczone traktatu wersalskiego 13. Punkt, domagający się zgody stron traktatu na suwerenność Polski – dzięki któremu w traktacie zapisano utworzenie niepodległego państwa polskiego.
Pięknie służył Ojczyźnie, wspaniale o niej mówił, a swoją międzynarodową sławę i artystyczny geniusz wykorzystywał do propagowania sprawy polskiej. Koncertując w największych salach świata, poprzedzał swoje występy przemówieniami o niepodległej Rzeczypospolitej.
Jego mowa o Polsce i Chopinie, wygłoszona we Lwowie w 1910 roku podczas uroczystości z okazji 100. rocznicy urodzin Fryderyka Chopina, aż tętni wszystkim, co wpisane jest w każdy nerw polskiej duszy.
Uczą nas szacunku dla obcych, a pogardy dla swoich. Każą nam miłować wszystkich, choćby ludożercę, a nienawidzieć ojców i braci za to, że nie gorzej może, lecz inaczej tylko myślą. Chcą nas wyzuć zupełnie z rasowego instynktu, cały pokoleń dobytek oddać na pastwę nieokreślonej przeszłości, na łup chaosowi, którego potworne kształty lada godzina ukazać się mogą ponad tonią czasu. W odwieczną budowę świątyni narodu, której potężne wrogów ramiona zburzyć nie zdołały, biją dziś już młoty bratnią kierowane ręką; dla nowych gmachów pono naszych tylko gruzów potrzeba, jak gdyby owych budowniczych na własną nie stać było cegłę. Nad białoskrzydlnym, niezmazanym, nad najczcigodniejszym Ojczyzny symbolem kraczą kruki i wrony, chichocą obce a złowrogie puszczyki, urągają mu nawet swojskie, zacietrzewione orlęta. „Precz z Polską – wołają – niech żyje ludzkość!” Jak gdyby życie ludzkości ze śmierci narodów powstać mogło! W takich to czasach rozterki i zamętu myśl nasza zwraca się ku przeszłości i trwożna zapytuje: azaliż wszystko, co było, potępienia i pogardy godne? Azaliż tylko to, co jest, co będzie, lub co być może, warte posłuchu i wiary? …
— pytał w swojej przemowie Paderewski.
Żaden z narodów na świecie nie może się poszczycić takiem, jak nasz, bogactwem uczuć i nastrojów. Na harfę narodu naciągnęła ręka Boża strun bezmiar cichych i rzewnych, potężnych i głośnych. Mamy i miękkość kochania i dzielność czynu i liryzm szeroką płynący falą i siłę rycerską, waleczną; mamy i tęsknotę dziewiczą i męską rozwagę i smutek tragiczny starca i lekkomyślną młodzieńca wesołość. Może w tem tkwi czar nasz ujmujący, a może tez to i wada wielka! […] Ani jeden z tych wielkich, którym Opatrzność poleciła duszy polskiej objawienie, nie zdołał tej arytmii dać takiego silnego, jak Chopin, wyrazu. A muzyka, tylko jego muzyka, mogła oddać tę falistość naszych uczuć, tę ich rozlewność aż w nieskończoności i to ich aż do bohaterstwa skupienie; te szału porywy, co zda się, skały skruszą i tę niemoc zwątpienia, w której i myśl się mroczy i chęć do czynu zamiera. (…)
Człowiek, choćby największy, ani nad narodem, ani poza narodem być nie może. On jest z tego ziarna, jego cząstką, jego kwiatem, jego kłosem, a im większy, urodziwszy, mocniejszy, temu sercu narodu bliższy… Szopen może nie wiedział, jakim był wielkim. Ale my wiemy, że on wielki naszą wielkością, że o silny naszą silą, że on piękny naszym pięknem. On nasz, a my jego, albowiem w nim się objawia cala nasza zbiorowa dusza. Więc krzepmy serca do wytrwania, do trwania, myśli skrójmy do czynów, do dzielnych, sprawiedliwych, uczucia podnośmy do wiary, do silnej, bo nie ginie naród, co ma taką duszę wielką, nieśmiertelną…
— mówił w swoim płomiennym przemówieniu.
Jedność dla Polski
W 1915 r. w Szwajcarii wraz z Henrykiem Sienkiewiczem założył Szwajcarski Komitet Generalny Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce. Współpracował też z Romanem Dmowskim, był delegatem Komitetu Narodowego Polskiego na Stany Zjednoczone. Głosił przekonanie, że nie można dzielić się na stronnictwa, ale trzeba działać wspólnie dla niepodległości.
W odezwie do Polonii amerykańskiej pisał:
Myśl o Polsce wielkiej i silnej, wolnej i niepodległej była i jest treścią mego istnienia, urzeczywistnienie jej było i jest jedynym celem mego życia.
To z tego powodu zdecydował się na powrót do ojczyzny z chwilą odzyskania przez Polskę niepodległości. W drodze do Warszawy zatrzymał się w m.in. w Poznaniu. Jego obecność wywołała poruszenie wśród mieszkańców i stała się impulsem do wybuchu zwycięskiego powstania. Równie entuzjastycznie witany był przez mieszkańców Warszawy, gdzie przybył na początku stycznia 1919 r. Wygłosił wówczas niezwykle ważne i mocne słowa, stanowiące jego polityczne credo i które powinny przyświecać wszystkich politykom:
Nie przyszedłem po dostojeństwa, sławę, zaszczyty, lecz aby służyć, ale nie jakiemuś stronnictwu. Szanuję wszystkie stronnictwa, lecz nie będę należał do żadnego. Stronnictwo powinno być jedno: Polska, i temu jednemu służyć będę do śmierci.
Służba sprawie polskiej
16 stycznia 1919 r. został premierem, pełniąc jednocześnie funkcję ministra spraw zagranicznych. Gdy podjął decyzję o swojej politycznej misji, najwięksi światowi politycy twierdzili, że żaden kraj nie mógłby życzyć sobie lepszego obrońcy. Był głównym przedstawicielem Rzeczypospolitej na konferencji pokojowej w Paryżu. To jego podpis widnienie pod traktatem wersalskim, którego postanowienia dotyczące Polski uznano za sukces. Wśród dokonań rządu Paderewskiego w polityce wewnętrznej można wskazać między innymi przeprowadzenie pierwszych wyborów parlamentarnych i doprowadzenie do uchwalenia małej konstytucji, która ukształtowała tymczasowo ustrój rodzącego się państwa.
Polityczna służba nie była dla niego prosta, ale oddawał się jej bez reszty, choć wiedział, że jego gabinet ma charakter przejściowy. W grudniu 1919 roku podał się do dymisji, lecz nie zaprzestał działań na rzecz Polski. Wyjechał do Szwajcarii, ale powrócił w kulminacji wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku. Został wysłannikiem rządu polskiego do Ligi Narodów. W 1922 roku wyjechał ponownie do USA, gdzie na nowo oddał się muzyce i koncertom, gromadzącym wielotysięczne widownie. Swoją działalność artystyczną łączył nieustannie z działaniami na rzecz ojczyzny. I choć wiele było momentów politycznie trudnych, nie tracił nadziei. Na bankiecie wydanym na jego cześć w Poznaniu 24 listopada 1924 roku powiedział z entuzjazmem:
„Ja wierzę w przyszłość Polski, ja wierzę w zdrowie jej duszy, ja wierzę w jej żywotność i niezrównaną zdolność Narodu”.
Po śmierci marszałka Józefa Piłsudskiego współpracował z gen. Władysławem Sikorskim. Po wybuchu II wojny światowej został przewodniczącym Rady Narodowej Rzeczypospolitej Polskiej – londyńskiej namiastki parlamentu. We wrześniu 1940 roku, mimo podupadającego zdrowia, udał się raz jeszcze do USA, by działać na rzecz Polski. Dzięki jego staraniom rząd Sikorskiego uzyskał kredyty na uzbrojenie Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. W czasie II wojny światowej jego nazwisko niemieccy naziści umieścili na liście wrogów III Rzeszy tzw. Czarnej Księdze. Zmarł na zapalenie płuc 29 czerwca 1941 roku w pokoju hotelowym Hotelu Buckingham na Manhattanie. Został pochowany na cmentarzu Arlington pod Waszyngtonem, a w 1992 roku jego prochy powróciły do Polski. Paderewski spoczywa w warszawskiej archikatedrze św. Jana.
Testament Ojca Niepodległości
Jego muzyka nie przestaje zachwycać. Wybrzmiewa polskością i oddaniem. Równie mocno brzmią jego słowa. Zatroskany o losy Niepodległej, apelował by Polacy nigdy nie przestawali walczyć o własną suwerenność, by rozumieli swój kulturowy potencjał i bogactwo narodowego dziedzictwa. Wszystko to uderza aktualnością także dziś, w obliczu nowych zagrożeń i wyzwań. Ostrzeżenie przed zamętem, wygłoszone w 1910 roku brzmi tak, jakby Ignacy Paderewski oceniał naszą bieżącą sytuację społeczno-polityczną:
Grom za gromem uderza w naród znękany, cios spada po ciosie; nie lęku, lecz zgrozy dreszcze całą wstrząsają Ojczyzną. Nowe formy życia, które przyjść musiały, przyjść powinny, obudziły się u nas, śród nocy mar strasznych. Wraz ze zdrowem ziarnem powiało na nas tumanem plewy i pośladu; z jasnym płomieniem wszechludzkiej jakoby sprawiedliwości, przyszły i kłęby ciemnego, kopcącego dymu; z lekkiem tchnieniem wolności przybyły i fale trującego powietrza i ciężą nad nami boleśnie. W sercach nieład uczuć, w umysłach pojęć zamęt.
W tej swojej lwowskiej mowie o Chopinie przestrzegał też przed błędem kosmopolityzmu, wskazując, że sztuka zakorzeniona jest w duszy narodu:
Utarło się już takie mniemanie, że sztuka jest kosmopolityczną. Jak wiele rzeczy, które się utarły, tak i to jest przesądem. Tylko to, co sam rozum człowieka tworzy, tylko nauka nie zna granic Ojczyzny. Sztuka, a nawet filozofia, jak wszystko, co pochodzi z głębin duszy ludzkiej, co powstaje z zespołu uczucia z rozumem, musi nosić cechy plemienne, musi mieć narodowe piętno. Jeżeli zaś muzyka jest ze wszystkich sztuk najdostępniejszą, to nie dlatego, iżby miała być kosmopolityczną, lecz że jest z natury swej kosmiczną.
Ojcostwo nie kończy się wraz ze śmiercią. Jest stanem wkorzenionym, wiecznym, obecnym w kolejnych pokoleniach. Podobnie jest z tymi, których nazywamy „ojcami polskiej niepodległości”, których myślą nasączony jest naród. Ignacy Jan Paderewski żyje i nie przestaje do nas mówić, ostrzegać przed niebezpieczeństwem i dawać rozwiązań. Obyśmy potrafili go słuchać.