Zapraszamy do lektury eseju ks. Józefa Tischnera pt. “Chochoł sarmackiej melancholii”, otwierającego jego pierwszą książkę „Świat ludzkiej nadziei”. Esej powstał w 1970 r., prawdopodobnie pod wpływem „Wesela” Wyspiańskiego wystawionego w krakowskim Teatrze im. J. Słowackiego. Fragmenty, które utworzą całość tekstu poniżej.
Czytajmy Tischnera!
Rozum sarmackiej melancholii
Jak go tu nazwać? Jak określić ów charakterystyczny rys chocholej umysłowości, którym usprawiedliwia on wobec innych i wobec samego siebie swe trwanie? Jest w nim jakieś pokrewieństwo zarówno z inteligencją jako cechą umysłowości, jak z błyskotliwością jako cechą konwersacji, chociaż ani z jedną, ani z drugą nie utożsamia się bez reszty. Od inteligencji różni go to, że … poziom argumentacji, na którym operuje, nie wykracza ponad poziom teorii, którą uzasadnia, a która jest usprawiedliwieniem porażek i maskowaniem kompleksów z nich wynikających. O ile horyzonty pierwszej są stale otwarte, o tyle horyzonty drugiej są stale ograniczone pewnym nienaruszalnym a priori, które odczuwa się jako uraz. Od błyskotliwości różni ją to, że jest nie tylko właściwością sposobu prowadzenia konwersacji, lecz cechą całego sposobu bycia. I jeszcze jeden rys, najbardziej rozstrzygający: w świadomości chochoła jest ona czymś wyższym niż rozum pojęty jako władza odkrywania i logicznego opisywania otaczającej człowieka rzeczywistości.
Jak nazwać tutaj ten rys? Ponieważ nie umiem tego zrobić, spróbuję pozostawić rzecz bez nazwy.
Korelatem rozumu jest racjonalny porządek. Rozum wierzy w istnienie tego porządku i zmierza do jego opisu. Korelatem mentalności sarmackiej melancholii jest Przypadek. Ona wierzy przede wszystkim w Przypadkowość świata i chce się o nią oprzeć. Chwyta świat poprzez pryzmat gramatyki paradoksu, w której zasadniczo obowiązuje tylko jedna wartość logiczna: prawdopodobieństwo. Mamy tutaj do czynienia z jakąś negacją rozumu. Ale negacja ta polega tylko na uznaniu wyższości przypadku nad prawidłowością, a nie na totalnej negacji prawidłowości5.
Zgubienie złotego rogu było dziełem Przypadku. Więcej prawdziwego istnienia jest w Przypadkach niż w prawidłowościach.
W ścisłym związku z akceptacją wyższości Przypadku nad rozumem stoi w mentalności chochoła głęboka niechęć do stawiania i rozwiązywania pytań fundamentalnych. Kim właściwie jest Wernyhora? Jakie są reguły jego powrotów? A może Wernyhora nie istnieje? Cały świat kolorowej Utopii wydaje się usprawiedliwiać siebie przez swój własny koloryt, dlatego nie implikuje pytań fundamentalnych. Istnieje, bo drażni smak. Ale też przeświadczenie o istnieniu takiego świata nie jest tym samym co wiara, że on istnieje. Między aktem wiary a aktem niewiary istnieje stan pośredni: nie-niewiary. Akt wiary i akt niewiary są aktami pozytywnymi: jeden akceptuje, drugi neguje. Akt nie-niewiary nie neguje, ale także nie akceptuje. Jest negacją niewiary, ale jest też początkiem negacji — jakimś ledwo wyczuwalnym znakiem zapytania postawionym nad wiarą.
Obydwa rysy charakterystyczne: to, że Przypadek jest wyższy od prawidłowości oraz brak pytań fundamentalnych, znajdują swój wyraz i swe odbicie w religijności chochoła. Świat religijny nadprzyrodzoności splata się wtedy ściśle ze światem kolorowej Utopii. Nie pyta się o ostateczne racje istnienia owego świata: jego koloryt usprawiedliwia jego trwanie. Wrogiem jest mu wszelka surowość, prostota. Barwność idzie przed ubóstwem, krzyk przed ciszą, świętowanie przed pracą, a forma przed treścią. Trzeba także, aby żywi reprezentanci religii nie byli zwykli, lecz ile możności bajeczni, utopijni. Koloryt jest towarzyszem sakralności. Odświętne, bo kolorowe. Afirmacja nadprzyrodzonego świata religii nie dokonuje się na zasadzie pozytywnego aktu wiary, lecz jest podtrzymywana przez utajony stan nie-niewiary. Tym, w co człowiek w ten sposób nie-nie wierzy, jest przede wszystkim sam Bóg. Korelatywnie do przeświadczenia o wyższości Przypadku nad prawidłowością Bóg ten nie jest racją istniejącego w świecie porządku, rozumności, celowości czy wprzód ustanowionej harmonii, lecz najwyższym władcą rządzącym wszelkim realnym i możliwym Przypadkiem6.
Obok rysów pejoratywnych umysłowość sarmackiej melancholii odznacza się także cechami pozytywnymi. Jeden z nich jest godny szczególnej wzmianki. Polega on na umiejętności, a nawet pewnej sztuce wyzyskiwania przypadków w życiu. Przypadkowość będąca marginalnym zjawiskiem życia społecznego jest tutaj wyzyskana, podniesiona do rangi czegoś doniosłego, w pełni wartościowego, zmuszona do tego, by służyć głównemu nurtowi życia. Wyzyskiwanie dla swoich potrzeb przypadkowości towarzyszącej wszelkiej racjonalnej strukturze społecznej, owa zadziwiająca niekiedy zdolność do improwizacji, jest sztuką istnienia na świecie, w którym rozumne prawidłowości tępiły i tępią chochołów. Symbol nieco chwiejnego chochoła — tworu ze słomy, kryje coś w rodzaju sarkastycznej kpiny, z jaką życie traktuje rozum. Gałczyński pisał:
Bo jestem Polak,
a Polak to wariat,
a wariat to lepszy gość.