17 września 1939 roku – wstęp do Katynia

17 września 1939 roku to nie tylko data rosyjskiej napaści na Polskę, będącej realizacją paktu Ribbentrop-Mołotow, która przypieczętowała klęskę Polski podczas kampanii wrześniowej. Tak należy na nią patrzeć przez pryzmat militarny, ale to niepełny obraz. Sowiecka agresja to także początek pasma zbrodni wojsk Józefa Stalina – począwszy od grabieży, poprzez gwałty, pojedyncze morderstwa oraz cały system ludobójstwa, będący wstępem do Katynia. Podobną taktykę wybielający Stalina Władimir Putin stosuje obecnie na Ukrainie.

Rosyjska napaść dokonana rankiem 17 września 1939 roku była złamaniem Paktu o nieagresji między Polską a ZSRR, zawartego w Moskwie 25 lipca 1932 roku, a następnie przedłużanego. Ze strony polskiej pakt podpisał ówczesny poseł RP w ZSRR Stanisław Patek, ze strony radzieckiej Nikołaj Krestinski, wicekomisarz spraw zagranicznych w Komisariacie Spraw Zagranicznych.

Preambuła powoływała się na traktat ryski z 1921 roku jako podstawę wzajemnych stosunków i zobowiązań między stronami. I tak, artykuł 1 zabraniał każdej ze stron napaści na drugą zarówno samodzielnie, jak i w porozumieniu z trzecią stroną. Za napaść uznawał wszelki akt gwałtu, naruszający całość i nietykalność terytorium lub niepodległość polityczną drugiej umawiającej się strony, nawet gdyby te działania były dokonane bez wypowiedzenia wojny i z uniknięciem wszelkich jej możliwych przejawów.

W razie napaści państwa trzeciego na jedną ze stron, artykuł 2 zobowiązywał drugą stronę do nieudzielania pomocy czy poparcia napastnikowi, choćby pośredniej. Napaść strony paktu na państwo trzecie dozwalał drugiej stronie na wypowiedzenie go bez uprzedzenia. I tak dalej. Oczywistym jest, że tajny protokół do paktu Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 roku był umową sprzeczną z paktem o nieagresji między Polską a ZSRR, zakładał bowiem faktyczną likwidację Rzeczypospolitej przez III Rzeszę i ZSRR.

Kłamstwa Kremla

Tłumaczenia Rosji były kuriozalne, co zresztą wpisuje się z bezczelną narrację propagandową, jaką również obecnie stosuje Moskwa. Po agresji III Rzeszy na Polskę, 17 września rząd ZSRR jednostronnie uznał układ z 1932 roku i wszystkie umowy zawarte z rządem lub z udziałem rządu RP za nieistniejące pod pretekstem „zaprzestania istnienia państwa polskiego”, choć wtedy jeszcze nasze państwo, choć osłabione, istniało.

Legalny rząd II RP opuścił granice Polski dopiero późnym wieczorem 17 września, po otrzymaniu wiadomości o napaści Armii Czerwonej, dokonanej rankiem tego dnia i potwierdzonej informacji o zbliżaniu się sowieckich oddziałów pancernych do miejsca przebywania polskich władz. Prezydent Ignacy Mościcki, w wydanym w Kosowie orędziu do narodu, określił jednoznacznie sowieckie działania wojskowe jako akt agresji.

„Gdy armia nasza z bezprzykładnym męstwem zmaga się z przemocą wroga od pierwszego dnia wojny aż po dzień dzisiejszy, wytrzymując napór ogromnej przewagi całości bez mała niemieckich sił zbrojnych, nasz sąsiad wschodni najechał nasze ziemie, gwałcąc obowiązujące umowy i odwieczne zasady moralności” – przekazał w orędziu prezydent Mościcki

„Z przejściowego potopu uchronić musimy uosobienie Rzeczypospolitej i źródło konstytucyjnej władzy. Dlatego, choć z ciężkim sercem, postanowiłem przenieść siedzibę Prezydenta Rzeczypospolitej i Naczelnych Organów Państwa na terytorium jednego z naszych sojuszników. Stamtąd, w warunkach zapewniających im pełną suwerenność, stać oni będą na straży interesów Rzeczypospolitej i nadal prowadzić wojnę wraz z naszymi sprzymierzeńcami” – wskazał dalej Mościcki.

Sowieci łamią porozumienia

Uzgodnionych porozumień Sowieci złamali więcej, to także choćby protokół Litwinowa – wielostronny układ międzynarodowy o charakterze paktu o nieagresji, podpisany 9 lutego 1929 roku w Moskwie przez Polskę, ZSRR, Rumunię, Estonię i Łotwę, Konwencję o określeniu napaści, podpisaną w Londynie dnia 3 lipca 1933 roku i do dziś obowiązującą, czy pakt Ligi Narodów.

Ta historia wciąż jest żywa nie tylko w Polsce. Wyraz temu dał sam Putin w artykule opublikowanym w czerwcu 2020 roku w wersji angielskiej w „The National Interest”. W tekście zatytułowanym „The Real Lessons of The 75th Anniversary of World War II” („Prawdziwe lekcje 75. rocznicy II wojny światowej”) rosyjski dyktator bronił sowieckiej agresji dokonanej 17 września 1939 roku.

„Dopiero wtedy, gdy stało się absolutnie jasne, że Wielka Brytania i Francja nie mają zamiaru pomóc swemu sojusznikowi (…) Związek Radziecki zdecydował się przysłać, rankiem 17 września, oddziały Armii Czerwonej na tak zwane Kresy Wschodnie, które teraz tworzą część terytoriów Białorusi, Ukrainy i Litwy” – napisał Putin. Dowodził przy tym, że „w oczywisty sposób nie było alternatywy”.

Argumentował też, że niesprawiedliwe jest podejście, w którym pakt Ribbentrop-Mołotow nazywany jest główną przyczyną II wojny światowej. „Wszystkie główne kraje są do pewnego stopnia odpowiedzialne za ten wybuch. Wszystkie one poczyniły fatalne błędy” – twierdził Putin, pomijając fakt, że napaść była bezprawnym rozwinięciem doktryny rosyjskiego imperializmu.

Putin buduje kłamstwo

Z dzisiejszej perspektywy te kłamliwe tezy można traktować jako próbę wybielania nie tylko zbrodniczego stalinizmu, ale też propagandowe przygotowanie do pełnoskalowej napaści na Ukrainę, którą wówczas dyktator musiał planować. W tym przypadku również pojawiły się oskarżenia, że Zachód, że „strategiczne wojskowe cele obronne” i tak dalej. 

Pojawia się też wątek pokonania nazizmu, co nie byłoby możliwe gdyby oczywiście najpierw nie zrealizowano „strategicznych wojskowych celów obronnych”. „Związek Radziecki i Armia Czerwona – ktokolwiek by nie próbował dzisiaj dowodzić czegoś odwrotnego – wniosły główny i decydujący wkład w pokonanie nazizmu” – pisał Putin. Jak pamiętamy, właśnie konieczność usunięcia wspieranego przez Zachód faszystowskiego reżimu w Kijowie było casus belli napaści na Ukrainę. Putin chciał swoją agresję wytłumaczyć nawiązaniem do pokonania III Rzeszy, co sygnalizował już dwa lata temu.

17 września 1939 roku to nie tylko początek militarnej agresji, ale także straszliwych represji dokonywanych przez Sowietów. W walce z Armią Czerwoną zginęło niemal 2,5 tysiąca polskich żołnierzy, co świadczy, że obrońcy stawiali mężny opór. Nie wszędzie jednak podejmowano walkę z najeźdźcą, co wynikało z „dyrektywy ogólnej” wydanej 17 września w Kołomyi (obecnie na terytorium Ukrainy) przez marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza.

„Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony lub próby rozbrojenia oddziałów. Zadanie Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami – bez zmian. Miasta do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii” – sugerował Naczelny Wódz.

Chaos

Ta dyrektywa oraz brak publicznego formalnego ogłoszenia przez prezydenta i rząd RP faktu istnienia stanu wojny pomiędzy ZSRR a Polską sprawił, że w szeregach obrońców panowała dezorientacja. W Brześciu nad Bugiem 29. Brygada Pancerna Armii Czerwonej kombryga Siemiona Kriwoszeina wzięła do niewoli 1030 polskich oficerów, 1220 podoficerów i 34 tys. szeregowych żołnierzy i to bez żadnej bitwy – Sowieci po prostu przejmowali kolejne składy polskich transportów wojskowych.

Rosjanie stosowali też podstępy. Zdarzało się, że oficerowie Armii Czerwonej przedstawiali się jako sojusznicy w wojnie z nazistowskimi Niemcami i dekorowali sowieckie czołgi flagami ZSRR oraz polskimi, po czym zawierano z Polakami fikcyjne porozumienia o zgodzie na ewakuację, a następnie otaczano, rozbrajano i transportowano do obozów jenieckich. Taki los spotkał między innymi polskie oddziały w Zaleszczykach.

W wielu miejscach Polacy postawili opór i zrobili to w sposób mężny, co wywołało wybuch bestialstwa ze strony Rosjan. Tym częściowo można tłumaczyć działania agresorów, choć trudno nie odnieść wrażenia, był to efekt naturalnych predyspozycji rosyjskich żołnierzy do popełniania zbrodni wojennych, co także obecnie obserwujemy na Ukrainie.

Jak wskazał prof. Andrzej Friszke, szacuje się, że podczas napaści Rosjanie zamordowali około 2,5 tysiąca żołnierzy polskich oraz policjantów, a także kilkuset cywilów. Do tego dochodziły rabunki i gwałty na masową skalę, zapowiedź „wyzwalania” spod okupacji niemieckiej podczas „Wielkiej wojny ojczyźnianej” oraz taktyki Putina na Ukrainie.

Dowódcy sowieccy wprost wzywali ludność cywilną do dokonywania mordów. Dowódca Frontu Ukraińskiego Armii Czerwonej komandarm I rangi Siemion Timoszenko w jednej z rozpowszechnianych publicznie odezw do Ukraińców napisał: „Bronią, kosami, widłami i siekierami bij swoich odwiecznych wrogów – polskich panów”. I przy współudziale czerwonoarmistów takie zbrodnie popełniano.

Warto nadmienić, że zbrodnie te były rozwinięciem skierowanej przeciw Polakom akcji NKWD z lat 1937-1938, przeprowadzonej w ramach rozkazu numer 00485 wydanego przez ówczesnego szefa NKWD Nikołaja Jeżowa. Była ona prowadzona na Kresach dalekich, utraconych w wyniku rozbiorów w latach 1772-1795 i nie odzyskanych w 1921 roku. W jej w wyniku rozstrzelano 111 091 Polaków, a 28 744 zesłano do gułagu.  

Począwszy od 17 września największych zbrodni na Polakach dokonano w Rohatynie, gdzie pomordowano zarówno żołnierzy jak i cywilów. Prof. Wojciech Roszkowski w „Najnowszej historii Polski 1914-1945” wskazał także na „dramatyczne sceny maltretowania jeńców polskich” które „rozegrały się w Grodnie, Wołkowysku, Oszmianie, Mołodecznie, Nowogródku, Sarnach, Kosowie Poleskim i Tarnopolu”. Inne miejsca kaźni to Świsłocz, Chodorów, Złoczów, Stryj, wymieniać można długo.

W rejonie Sarn czerwonoarmiści rozstrzelali całą wziętą do niewoli kompanię z Batalionu Korpusu Ochrony Pogranicza „Sarny” – 280 żołnierzy i oficerów. W Mostach wymordowano z karabinów maszynowych około tysiąca policjantów i słuchaczy szkoły policyjnej zgromadzonych na placu apelowym. Pojawiały się relacje, że w Grodnie doszło do wiązania polskich jeńców i ciągnięcia ich czołgami po bruku.

Zbrodnia w Niemirówku

Nocą z 26 na 27 września czerwonoarmiści wkroczyli do Niemirówka w Chełmskiem, gdzie przebywał oddział podchorążych. Zaskoczeni we śnie Polacy nie zdołali postawić oporu – związano ich drutem i obrzucono granatami. Typowa dla Rosjan degeneracja, której objawy widzimy także obecnie na Ukrainie, ale warto przypomnieć, że mordowanie wiązkami granatów stosowali także Niemcy, choćby podczas tłumienia Powstania Warszawskiego – tak zgładzono część duchownych i wiernych w podziemiach klasztoru Ojców Jezuitów przy ulicy Rakowieckiej na Mokotowie.

Zachowały się też relacje dotyczące jednostkowych zbrodni, które doskonale dają wgląd w mentalność Rosjan, wówczas i dziś. 22 września pod Sopoćkiniami rosyjscy czołgiści zatrzymali auto, którym jechał dowódca Okręgu Korpusu Nr III w Grodnie gen. Józef Olszyna-Wilczyński oraz jego adiutant kapitan artylerii Mieczysław Strzemeski i żona Alfreda oraz szofer. Najpierw wszystkich ograbiono, jak to Rosjanie.

Po krótkim przesłuchaniu sowieccy żołnierze wprowadzili generała do pobliskiej stodoły i zamordowali strzałem w tył głowy. Zamordowano też jego adiutanta. „Mąż leżał twarzą do ziemi, lewa noga pod kolanem była przestrzelona w poprzek z karabinu maszynowego (…) Na szczęście głowa męża była cała, tylko oczy i nos stanowiły krwawą masę, a mózg wyciekał uchem (…). Podeszłam bliżej, zbadałam serce i puls, choć wiedziałam, że to jest daremne. Był jeszcze ciepły, lecz nie żył” – opowiadała potem wdowa po generale.

Mimo to rosyjski rewizjonista Jurij Muchin twierdzi, że Olszynę-Wilczyńskiego zabito w czasie ucieczki z bagażem autem osobowym po porzuceniu podległych mu walczących jeszcze oddziałów. W rzeczywistości jako dowódca okręgu korpusu generał Olszyna-Wilczyński pełnił jedynie funkcje administracyjne i nie dowodził jakimikolwiek oddziałami wojskowymi w czasie wojny. Tak właśnie Rosja zakłamuje historię.

Bohaterska obrona Wilna i Grodna

Tym zbrodniom Polacy przeciwstawiali męstwo, za które płacili nierzadko najwyższą cenę. Dzielnie broniła się załoga w Wilnie. Przez trzy dni 4 tysiące słabo uzbrojonych żołnierzy i harcerzy stawiało opór w Grodnie. Zdołali przy tym zniszczyć niemal 20 rosyjskich czołgów. Najeźdźcy zaczęli więc używać cywilów jako żywych tarcz.

„Na czołgu rozkrzyżowane dziecko, chłopczyk. Krew z jego ran płynie strużkami po żelazie. Zaczynamy z Danką uwalniać rozkrzyżowane, skrępowane gałganami ramiona chłopca. Nie zdaję sobie sprawy, co się wokół dzieje. A z czołgu wyskakuje czarny tankista, w dłoni trzyma brauning, za nim drugi – grozi nam” – pisała Grażyna Lipińska, komendantka grodzieńskiego Pogotowia Społecznego. Tym chłopcem był 13-letni Tadek Jasiński. Kobiety zdołały go uwolnić, ale dziecko zmarło w wyniku odniesionych obrażeń.

Inne przykłady bandyckich działań czerwonoarmistów to choćby łamanie umów dotyczących złożenia broni. 22 września dowódca obrony Lwowa generał Władysław Langner podpisał z dowództwem sowieckim akt kapitulacji, który przewidywał między innymi bezpieczny wymarsz żołnierzy Wojska Polskiego, w tym oficerów, i policji w kierunku granicy z Rumunią, po uprzednim złożeniu broni. Rosjanie wszystkich aresztowali i wywieźli w głąb ZSRR.

1160 oficerów broniących Lwowa trafiło do obozów w Starobielsku i Kozielsku, a następnie w przeważającej większości zostali wymordowani w Charkowie i pochowani w dołach śmierci w Piatichatkach. Zbrodnię tę przeprowadził już NKWD. Funkcjonariusze tej zbrodniczej organizacji posuwali się za oddziałami Armii Czerwonej i aresztowali lub z miejsca mordowali lokalne elity polskie. Dokonywali też na własną rękę gwałtów i rabunków.

Zbrodnia katyńska

Łącznie podczas agresji Armia Czerwona wzięła do niewoli 250 tysięcy polskich żołnierzy, w tym około 18 tysięcy oficerów. Kilkanaście tysięcy oficerów oraz przedstawicieli elity zostało zamordowanych w ramach ludobójczej zbrodni katyńskiej. Taki był bowiem zasadniczy cel Stalina – podbicie Polski w ramach rosyjskiego imperializmu w porozumieniu z Niemcami oraz fizyczna likwidacja polskich elit.

28 września 1939 roku ZSRR i III Rzesza zmieniły tajne ustalenia z paktu Ribbentrop-Mołotow i dokonały faktycznego IV rozbioru Polski. Granice ustalono wzdłuż linii Pisy, Narwi, Bugu i Sanu. Tereny na zachód od tej linii przypadły Niemcom, na wschód – Rosjanom (52,1 proc. przedwojennego terytorium Polski – około 200 tys. km kwadratowych z ponad 13,7 mln osób).

Obydwaj zaborcy równolegle zajęli się eksterminacjami Polaków i przedstawicieli innych narodowości zamieszkujących te ziemie. Rosyjskie represje były wymierzone przede wszystkim w ludność cywilną. Szacuje się, że bezpośrednio mogły one dotknąć nawet miliona osób – rozstrzelanych, osadzonych w więzieniach, zesłanych do łagrów w głąb związku sowieckiego.

17 września 1939 roku był dniem, kiedy Rosja pokazała światu swoje zbrodnicze oblicze. Nie był to już terror skierowany przeciwko własnym obywatelom, jak podczas Wielkiego Głodu w latach 1932–33 czy Wielkiej Czystki w latach 1937-38, a imperialna agresja przeciwko niepodległym państwom. Właśnie do tych haniebnych kart historii nawiązuje teraz Putin atakując Ukrainę. Parafrazując mistrza Alana Bullocka, putinizm nie spadł na Rosję jak grom z jasnego nieba. Jest zakorzeniony w jej historii.

 


Źródło: tvp.info (na podstawie m. in. materiałów IPN i serwisu Polska-zbrojna.pl.)