100. urodziny Wandy Półtawskiej

2 listopada 2021 r. swoje 100. urodziny obchodzi prof. Wanda Półtawska – kobieta niezwykła, która jako więźniarka w czasie II wojny światowej przetrwała niemiecki obóz w Ravensbrück, a później jako lekarka, doktor nauk medycznych, przez dziesięciolecia walczyła w Polsce m.in. o życie dzieci nienarodzonych. Również dziesiątki lat trwała jej przyjaźń i szczególna relacja z ks. Karolem Wojtyłą, który stał się jej spowiednikiem, i z którym – później jako biskupem, kardynałem i papieżem – utrzymywała relację aż do jego śmierci. O początkach znajomości Wandy Półtawskiej i Karola Wojtyły pisze Tomasz Krzyżak w książce „Wanda Półtawska. Biografia z charakterem”.

„Nie stało się nic nadzwyczajnego, ale sposób podejścia, ton i treść tego, co mówił. Były takim trafieniem w to, o co mi chodziło! Miałam pewność: wrócę do tego księdza, bo on rozumie.”

Wanda Półtawska spotyka ks. Karola Wojtyłę

Kraków, studia, mąż, rodzina, znajomi, praca. Wydawałoby się, że niczego więcej do szczęścia nie trzeba. A jednak Wanda czuła, że wciąż czegoś jej brakuje. Nie potrafiła zrozumieć ludzi i siebie. Odpowiedzi nie przynosiła nauka. Medycyna, psychiatria, psy­chologia, filozofia.

Kim jest człowiek? Natrętne pytanie ciągle wracało, a od­powiedzi nie było. Profesor Roman Ingarden – mistrz jej męża -gotów był tylko dla niej zorganizować seminarium na temat oso­by ludzkiej, “ale i on w tym, co mówił, czegoś nie dostrzegał”. Problemów własnych i pacjentów przybywało. Rozwiązania nie było. Nie potrafił pomóc ksiądz spotkany w konfesjonale kościoła jezuitów. “Nie mogłam odnaleźć właściwej koncepcji człowieka, takiej, która pozwoliłaby wszystko zrozumieć i odnaleźć siebie samą” – pisała wiele lat później.

O radę prosiła też ks. Tadeusza Fedorowicza. Pytała o jakieś zgromadzenie zakonne, które pomaga i rozumie człowieka. Od­pisał. Uznał, że powinna mieć w Krakowie stałego spowiednika, który pomógłby odnaleźć jej właściwą drogę. Podał nazwisko.

Kościół Mariacki był jej parafią. Mieszkała z mężem tuż obok – przy Szpitalnej. Poszła do kościoła. Ksiądz w zielonym płaszczu po krótkiej modlitwie zasiadł w konfesjonale w kaplicy Matki Bożej Ostrobramskiej. Ruszyła za nim. Trochę na siebie zła, że idzie do spowiedzi nieprzygotowana. Słuchał uważnie.

A potem szok, że “naprawdę jest ktoś, kto tak reaguje?”. Ktoś, komu nie jest obojętny człowiek klęczący przy konfesjonale. O tej spowiedzi pisała później: “Nie stało się nic nadzwyczajnego, ale sposób podejścia, ton i treść tego, co mówił. Były takim trafie­niem w to, o co mi chodziło! I od razu miałam pewność: wrócę do tego księdza, bo on rozumie”. Wracała przez ponad 50 lat.

Półtawska nigdy nie podała ani daty dziennej, ani rocznej tej spowiedzi u ks. Karola Wojtyły, którego znała – przynajmniej z widzenia – od jakiegoś czasu. Być może nie zapamiętała jej, bo nie zdawała sobie sprawy z tego, że ten dzień odmieni całe jej życie? Że z czasem zrodzi się przyjaźń, a ona sama będzie obecna przy śmierci tego księdza w zielonym płaszczu.

W 1997 roku Jonathan Kwitny, amerykański biograf Jana Pawła II, powołując się na rozmowę z Andrzejem Półtawskim, zapisał, że do pierwszego spotkania Półtawskiej z Wojtyłą doszło w grudniu 1956 roku. Podczas pielgrzymki lekarzy katolickich na Jasną Górę Półtawska miała odbyć z nim przypadkową roz­mowę. Wspominała, że jej mąż zajmuje się odczytywaniem śre­dniowiecznych manuskryptów. Wojtyła miał z jakimś rękopisem problem i Półtawska zaaranżowała spotkanie, które potem prze­rodziło się w przyjaźń.

Ponad dekadę później tę samą datę roczną powtórzy za Kwitnym w swojej książce Aleksandra Klich. Dziennikarka od­woła się do wywiadu, którego Półtawska udzieliła ks. Adamowi Bonieckiemu. Powiedziała wówczas, że z Karolem Wojtyłą połączyła ją walka z aborcją. Klich przytomnie zauważy, że właśnie w lipcu 1956 roku Sejm PRL zalegalizował aborcję.

W opublikowanym w 2013 roku wywiadzie rzece Andrzej Półtawski mówił Krzysztofowi Ziemcowi, że Karola Wojtyłę po­znał po przełomie październikowym 1956 roku. Powtórzył przy tym historię ze średniowiecznym manuskryptem, którą opowia­dał przed laty amerykańskiemu dziennikarzowi. Na pytanie, czy żona zapoznała się z Wojtyłą wcześniej niż on, odparł: “Nie je­stem pewien, być może, ale w każdym razie poznała go nie prze­ze mnie”.

Grubą przesadą jest teza pojawiająca się w niektórych publi­kacjach, że Półtawska przyjaźniła się z Wojtyłą 60 lat. To ozna­czałoby, że poznali się w roku 1945. Z kolei znany włoski watykanista Andrea Tornielli w książce opisującej relacje Jana Pawła II z o. Pio napisał, że w roku 1962 Półtawska znała Wojtyłę “od piętnastu lat”. Wobec tego musieliby się poznać w roku 1947. Obie daty są jednak fałszywe. W roku 1945 Wojtyła był jeszcze klerykiem krakowskiego seminarium duchownego, po święce­niach kapłańskich (1 listopada 1946 roku) na dwa lata wyjechał na studia doktoranckie do Rzymu. W 1947 roku nie było go więc w Krakowie – wrócił dopiero w czerwcu 1948.

Skoro nie spotkali się w 1945, 1947 ani 1956 roku, to kiedy? Ewa K. Czaczkowska i Jerzy Sadecki w 2009 roku uznali, że do pierwszego spotkania mogło dojść w 1950 roku. To oczywiście prawdopodobne. Wanda Półtawska była wówczas studentką me­dycyny, a Karol Wojtyła w parafii św. Floriana prowadził dusz­pasterstwo dla lekarzy i studentów medycyny. Półtawska mogła w spotkaniach duszpasterstwa uczestniczyć, lecz w roku 1950 z pewnością nie odbyła się spowiedź, która miała zaważyć na dalszym jej życiu. Ona sama zadania nie ułatwia. W jednym miejscu pisze, że od początku przyjaźni z Wojtyłą pisała do niego swoje myśli i trwało to 50 lat. W innym mówi, że było to “pięćdziesiąt parę lat”. Z jej notatek sporządzonych jesienią 1978 roku wyni­ka, że do spotkania w kaplicy Matki Bożej Ostrobramskiej mogło dojść w roku 1957.

Próbuję ustalić to nieco precyzyjniej. Pewne jest, że do Wojtyły skierował ją ks. Tadeusz Fedorowicz: “Nazwisko, które mi podyktował ksiądz Tadeusz, nie było mi obce, a nawet prze­ciwnie, już dobrze znane, bo to był właśnie duszpasterz lekarzy i studentów medycyny, różne rzeczy o nim już wiedziałam” – pisała. Rzeczywiście Wojtyła, będąc w latach 1949-1951 wikariu­szem parafii św. Floriana, prowadził duszpasterstwo dla lekarzy i studentów. Z Fedorowiczem mógł zaś poznać się między 1948 a 1950 rokiem w Kalwarii Zebrzydowskiej, gdy ks. Tadeusz pracował w tymczasowo ulokowanym tam seminarium duchownym archidiecezji lwowskiej. Wojtyła, od dzieciństwa związany z Kal­warią, jako wikariusz u św. Floriana co najmniej raz uczestniczył w pielgrzymce pieszej do Kalwarii.

Wydaje się, że moment pierwszego zetknięcia się Półtawskiej z późniejszym papieżem należałoby ustalić na rok 1953. Dlaczego? W kwietniu poprzedniego roku zaczęła robić specjali­zację z psychiatrii, a ks. Wojtyła – mimo że przebywał na urlopie naukowym – wciąż był zaangażowany w duszpasterstwo akademickie oraz duszpasterstwo lekarzy i studentów u św. Floriana. Z kolei w Beskidzkich rekolekcjach Półtawska pisze, że księdza, który pomógłby jej oraz jej pacjentom, szukała, gdy była już le­karzem i robiła specjalizację z psychiatrii. Wspominała też, że mniej więcej w tym czasie uczestniczyła w jakimś spotkaniu na plebanii u św. Floriana, podczas którego chciała “dowiedzieć się od obecnych tam księży, gdzie i kiedy spowiadają, żeby posłać tam takie osoby, które wymagają szczególnej troski. Mam tę karteczkę, na której są zapisane dane: ksiądz Juliusz Turowicz, ksiądz Czesław Obtułowicz i ksiądz Karol Wojtyła – kościół Mariacki”. W kościele Mariackim – jak wynika z kalendarium sporządzonego przez ks. Adama Bonieckiego – Wojtyła zaczyna spowiadać właśnie od 1953 roku.

Można nawet przypuszczać, że pamiętna spowiedź odbyła się jesienią 1953 roku. Półtawska wspomina bowiem, że po otrzy­maniu nazwiska Wojtyły od ks. Fedorowicza oraz po spotkaniu na plebanii, gdzie zapisała nazwiska trzech duchownych, nie poszła do spowiedzi od razu, bo miała opory i była przekonana o tym, że ktoś, kto nie przeżył gehenny obozu, nie będzie w sta­nie jej zrozumieć. Odczekała zatem jakiś czas, a gdy poszła do kościoła Mariackiego, ujrzała wchodzącego do niego w zielonym płaszczu ks. Karola Wojtyłę.

Jest jeszcze jedna przesłanka pozwalająca na umieszczenie tego spotkania właśnie w owym czasie. Z biogramów Półtawskiej, zamieszczanych m.in. w jej książkach, wynika, że od jesieni 1955 roku prowadziła na Wydziale Teologicznym w Krakowie wykłady z medycyny pastoralnej dla kleryków. Na tym samym wydziale zajęcia od października 1953 roku miał także Wojtyła i to za jego pośrednictwem trafiła tam Półtawska. Wydaje się, że polecenie kogoś do odpowiedzialnej pracy z przyszłymi księżmi nie odbyło się po kilku miesiącach znajomości, lecz po minimum roku lub nawet dwóch.

Wanda codziennie rano – zgodnie z sugestią spowiedni­ka – przychodzi do kościoła Mariackiego na mszę św. Wojtyła powoli staje się jej kierownikiem duchowym. Po liturgii spotyka się z nim na rozmyślaniach, dostaje tekst do rozważania w ciągu dnia, a wieczorem wspólnie go omawiają. Gdy nie mogą się spotkać, Wojtyła przygotowuje teksty z wyprzedzeniem. Półtawska notuje myśli w zeszytach. “Rozumiał nie tylko to, co było źró­dłem niepokoju, ale potrafił zawsze pokazać światło. Zawodowe niejako spotkania z lekarzami pokazały mi dalej, że nie tylko ro­zumie duszę, ale że jego świat wartości jest dla mnie zrozumiały, że jest jakiś rezonans w pozornie zupełnie innych rytmach życia” – pisze wiele lat później.

Płaszczyzną porozumienia staje się obrona życia nienaro­dzonych. Półtawska jeszcze w obozie przysięgła sobie, że będzie broniła dzieci, “wszystkich i bez wyjątku”. Po liberalizacji ustawy aborcyjnej w 1956 roku Wojtyła też wie, że trzeba coś robić. Na początek powstaje ochronka dla samotnych matek. W grudniu 1956 roku po raz pierwszy na Jasną Górę przybywa pielgrzymka lekarzy z całej Polski. Na czele grupy krakowskiej stoi Wojtyła. W kolejnym roku w kościele sióstr felicjanek ruszają cotygodnio­we konferencje dla lekarzy.

W grudniu 1957 roku Wojtyła relacjonuje pielgrzymkę do Częstochowy. Mówi, że od jej uczestników wiele razy słyszał, że świat lekarski chce nie tylko brać od Kościoła, ale też coś mu od siebie dawać: “Co chce dawać? (…) Przede wszystkim chce dawać maksymalną troskę o człowieka (…). Lekarz (…), ginekolog, w czasie swojej pracy zawodowej, spotykając się z przypadkami przerywania ciąży, opisuje, jak stara się wszelkimi środkami przekonać kobiety, które są czasem o krok od tego czynu, aby go nie wykonywały. Posługuje się wszystkimi argumentami, jakich dostarcza mu wiedza lekarska, ludzkie doświadczenie, wresz­cie wiara. Stara się potem, tak bardzo po ludzku, ułatwiać ko­biecie tę drogę, która często po niewykonaniu tego czynu bywa ciernista. Mówiło się tam o potrzebie zorganizowania pomocy. Lekarz musi współpracować z miejscowym duszpasterzem, muszą organizować pomoc potem już materialną dla tych właśnie matek, które tego kroku chcą się dopuścić z tzw. »wskazań społecznych«”. Dodaje też, że lekarze “coraz bardziej czują się grupą operacyjną Kościoła”.

Półtawska doskonale wie, o co chodzi. Jest jedną z liderek “grupy operacyjnej Kościoła”. W poradni niemal każdego dnia spotyka się z kobietami, które chcą usunąć ciążę. Robi wszystko, co w jej mocy, by je od tego odwieść. Rozumieją się z Wojtyłą nie­mal bez słów. Wspólna praca zacieśnia więzy przyjaźni. Wiele lat później powie bez ogródek, że powstała ona “w wielkiej sprawie ratowania życia ludzkiego”.

Napisze też: “Nazywaliśmy ją [przyjaźń] »naszą wielką sprawą«, robiliśmy wszystko, co mogliśmy, on i ja, żeby ratować ludz­kie życie i ludzkie szczęście wieczne – bo tak rozumiałam jego powołanie i tak rozumiałam swoje życie, które zostało mi wielo­krotnie darowane. Wiedziałam, że żyję po to, lub może dlatego dalej żyję, żebym jako lekarz z tym świętym księdzem mogła służyć tej sprawie”.

 


Fragment pochodzi z książki “Wanda Półtawska. Biografia z charakterem”. 

Źródło: deon.pl